Rózga w imię Boże

W księgarniach łatwo znaleźć książki, które w oparciu o Biblię zalecają przemoc wobec dzieci. Na jaki grunt trafia wychowawcza „filozofia rózgi”?

27.02.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. Ghislain & Marie David de Lossy / Cultura / Corbis
/ fot. Ghislain & Marie David de Lossy / Cultura / Corbis

Oto jedna z instrukcji, jakie winien wziąć sobie do serca „prawdziwy chrześcijanin”: „Kiedy nadchodzi czas, aby użyć rózgi, weź głęboki oddech, uspokój się i pomódl na przykład takimi słowami: »Panie, niech te razy będą błogosławieństwem dla mojego dziecka. Oczyść go ze złego humoru i buntu. Pomóż mi właściwie zastąpić Ciebie w tym karceniu«”.

I dalej: „Nie spiesz się ani nie podnoś głosu. Dziecko powinno spodziewać się rózgi po twoim całkowitym opanowaniu (...) Nigdy nie nagradzaj SPÓŹNIONEGO POSŁUSZEŃSTWA darowaniem kary. A jeśli wszystko inne zawiedzie, nie ciągnij dziecka na siłę do miejsca oczyszczenia (...) Jeśli jednak dopiero zaczynasz ćwiczyć zbuntowane dziecko, które stara się uciec przed dyscypliną (...) musisz je unieruchomić. Jeśli zostaniesz zmuszony, by je docisnąć własnym ciężarem do podłogi, zrób to”.

Mądra miłość?

To tylko jeden z wielu podobnych cytatów, pochodzących z wydanej przez chrześcijańską Oficynę Wydawniczą VOCATIO książki „Jak trenować dziecko”. Autorzy to znane małżeństwo Amerykanów: Debi i Michael Pearl, którzy – z pomocą cytatów ze Starego Testamentu – od lat propagują model wychowania oparty na cielesnym karceniu przy użyciu rózgi.

Wydana w 2010 r. w Polsce książka, mimo trwających od jakiegoś czasu protestów i wywołanego nimi złożenia przez Rzecznika Praw Dziecka zawiadomienia do prokuratury, jeszcze w ubiegłym tygodniu była dostępna w największych księgarniach. Można w nich było nabyć również wydaną przez VOCATIO „Mądrą miłość” Betty N. Chase, także zawierającą wytyczne, w jaki sposób bić dzieci.

– Zawiadomienie w związku z jej propagowaniem złożyliśmy do prokuratury jeszcze w ubiegłym roku – mówi o „Mądrej miłości” Jakub Śpiewak, założyciel fundacji KidProtect. – Przedtem skontaktowaliśmy się z wydawnictwem, bo sądziliśmy, że być może ktoś podjął decyzję o publikacji nieświadomie. Na pytanie, czy wiedzą, że treści książki podżegają do łamania prawa, pani z wydawnictwa odpowiedziała, że książka nie zostanie wycofana, chyba że taką decyzję podejmie sąd.

I choć wydawnictwo, wycofując przed kilkoma dniami obie pozycje z obiegu, na decyzję sądu jednak nie zaczekało, z wydanego przez nie oświadczenia można wnioskować (przedstawiciele VOCATIO nie rozmawiają z mediami; pytania skierowane przez „TP” pozostały bez odpowiedzi), że decyzja to efekt obawy przed sankcjami karnymi, a także pokłosie społecznej presji, jaka nasiliła się w ostatnich dniach, po zainicjowanej przez Annę Golus – autorkę kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” – akcji „Zdejmijmy instrukcje bicia dzieci z półek księgarni!”.

„Zarzuty stawiane tym książkom nie odpowiadają faktycznemu ich przesłaniu, którym jest mądre i świadome wychowanie dzieci w miłości i dyscyplinie, o jakiej mówi Pismo Święte – napisał m.in. wydawca Piotr Wacławik. – Biblijne nauczanie jest w tej mierze jednoznaczne: dzieci powinny być nie tylko wychowywane z miłością w poszanowaniu Bożych zasad, Bożej moralności, właściwych granic, ale i właściwie przygotowane przez trening, by osiągać stawiane im cele wychowawcze. Trening ma kluczowe znaczenie w osiąganiu celów, tak jak to ma miejsce choćby w szkoleniu sportowców, lekarzy, policjantów czy sędziów. Biblijne zasady nauczania dzieci samokontroli i samodyscypliny (zwane w języku biblijnym karceniem) nie mają nic wspólnego z powszechnie rozumianym karaniem”.

Oświadczenie Oficyny pokrywa się z ogólnym wydźwiękiem książki „Jak trenować dziecko”, której autorzy – zalecając fizyczne kary – zaznaczają jednocześnie sprzeciw wobec stosowania kar pod wpływem złości. Piszą nawet: „Wprowadzając działania dyscyplinujące, niektórzy ludzie bardzo łatwo popadają w przesadę i zaczynają dręczyć swoje dzieci. Szczególnie wtedy, gdy nie pojmują różnicy pomiędzy przychylnym, zaplanowanym treningiem a surowym impulsywnym karaniem”.

Przykłady „przychylnego, zaplanowanego treningu” można w książce Pearlów znaleźć niemal na każdej stronie. Poza biciem rózgą, unieruchamianiem, przyciskaniem do podłogi, jest to np. pociąganie małego dziecka (gryzącego matkę podczas karmienia piersią) za włosy („w przypadku dzieci niemających jeszcze włosów trzeba znaleźć inny sposób”), a także razy elastyczną linijką po rękach.

Podobne treści nie ograniczają się do dwóch wycofanych z obiegu książek Oficyny VOCATIO. Jak mówi Anna Golus, również publikacje pozostające na rynku nawołują do przemocy: bicia drewnianą łyżką („I kto tu rządzi” Oficyny VOCATIO), rózgą („Wychowanie dziecka według Pisma Świętego” Richarda Fugate’a, Wydawnictwo Pojednanie) czy kijkiem („Klucz do serca twojego dziecka”, Gary Smalley, Pojednanie).

„Niektóre dzieci mają bardzo wrażliwą skórę, na której bardzo łatwo pojawiają się pręgi. Rodzice nie powinni przesadnie troszczyć się, jeżeli takie drobne obrażenia będą miały miejsce w rezultacie stosowania kary cielesnej (...) Rodzice powinni jednak uważać, aby stosowanie rózgi nie było przesadne i żeby wielkość rózgi była rozsądna. Wywołanie pręg na ciele dziecka nie jest celem kary cielesnej, lecz rodzice powinni realistycznie spodziewać się, że będzie to konieczny produkt uboczny buntu” – czytamy m.in. w „Wychowaniu dziecka według Pisma Świętego” (cytat za artykułem Anny Golus, opublikowanym na stronach akcji „Kocham. Nie daję klapsów” – www.stopklapsom.pl), książce dostępnej nadal w wybranych księgarniach internetowych, choćby w reklamującej „największy wybór literatury chrześcijańskiej w Polsce” witrynie JACK.pl.

Andrzej Gandecki z wydawnictwa Pojednanie w krótkiej rozmowie telefonicznej z „Tygodnikiem” odmówił komentarza na temat zawartości książek, które opublikował.

Bicie a sprawa polska

Choć wymieniane książki to prace zagranicznych autorów związanych ze wspólnotami protestanckimi, trudno oprzeć się wrażeniu, że trafiły w Polsce na podatny grunt. Jeszcze w 2011 r. 36 proc. Polaków uważało, że „tzw. lanie jeszcze nikomu specjalnie nie zaszkodziło”, 69 proc. sądziło, że są sytuacje, w których trzeba dziecku dać klapsa, a 21 proc. zgodziło się ze stwierdzeniem: „bicie dziecka jest w niektórych sytuacjach najbardziej skuteczną metodą wychowawczą” (badania OBOP na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka).

Chociaż poziom akceptacji dla przemocy wobec dzieci w ostatnich latach nieznacznie spada (np. w porównaniu z podobnymi badaniami z lat 2005-08), trudno nie zauważyć, że ostatni pomiar OBOP-u został przeprowadzony już po wprowadzeniu nowelizacji ustawy o przemocy w rodzinie, która – wraz ze zmianami w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym – wprowadziła bezwzględny zakaz stosowania kar cielesnych (zakaz ten, choćby na poziomie Konstytucji, istniał już wcześniej, jednak stosowano pozaustawowy kontratyp obyczajowy, uznając „dopuszczalne granice” karcenia).

Dyskusja, jaka przetoczyła się przez media po wprowadzeniu nowego prawa w 2010 r., odżyła przy okazji ubiegłotygodniowego wycofania z obiegu książek VOCATIO. Wraz ze wszystkimi jej uproszczeniami, mitami i zaklęciami. Jak napisał w oświadczeniu szef wydawnictwa, „uchwalone nie tak dawno prawo nie potrafi dostrzec tych różnic (chodzi o wspomniane już rozróżnienie na karanie i „karcenie” – przyp. PW). Poprzez swoje sformułowania potępia wszystkie działania wychowawcze wobec dzieci, które noszą jakiekolwiek znamiona przymusu bezpośredniego. Na skutki nie trzeba będzie długo czekać. Tragiczne tego pokłosie widoczne jest już w Szwecji czy w Wielkiej Brytanii, gdzie rozpasana młodzież nie ma już żadnych granic, autorytetów, nie ma poszanowania dla struktur władzy ani dla praw innych ludzi” – napisał m.in. Piotr Wacławik, powołując się jednocześnie na zamieszczony w 2010 r. w „Gościu Niedzielnym” wywiad z Ruby Harrold-Claesson, prezesem Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka. „Projekt polskiej ustawy jest bardzo podobny do ustawy obowiązującej w Szwecji. Jeśli wejdzie w życie, otworzy puszkę z oskarżeniami wobec rodziców. Rodzice mogą być skazywani, a dzieci odbierane” – ostrzegała Claesson, zyskując półtora roku temu wielu zwolenników.

Co wiemy o funkcjonowaniu nowego prawa dzisiaj? Choćby to, że obawy o nadużywanie władzy pracowników socjalnych (mających jakoby z byle powodu odbierać dzieci rodzicom) czy ściganie rodziców „za klapsa” okazały się publicystyczną histerią: zamiast „modelu szwedzkiego” – to często używane, ale rzadko definiowane pojęcie odnosi się zapewne do świadomości społecznej, nie do systemu prawnego, który zakazuje bicia dzieci w wielu krajach europejskich – mamy nadal w Polsce dobrze ugruntowany „model polski”: z wysokim poziomem społecznej akceptacji dla przemocy i niechęcią do zgłaszania jej przypadków do organów ścigania.

– „Modelem szwedzkim” straszy się u nas w kontekście ewentualnych nadużyć – mówi Zuzanna Kloc, prawniczka Fundacji Dzieci Niczyje. – Po pierwsze jednak, pole do nadużyć istnieje w przypadku każdego przepisu. Po drugie to, co uchwaliła Polska, to tylko nadgonienie względem innych europejskich krajów, które przyjęły Konwencję o Prawach Dziecka i idący w ślad za nią bezwzględny zakaz stosowania kar cielesnych. Po trzecie wreszcie, ani z naszej praktyki, ani z doniesień medialnych nie wiemy nic o ewentualnych nadużyciach czy przypadkach skazania rodziców „za klapsa”.

„Modelowi szwedzkiemu” w debacie nad przemocą domową towarzyszyło (i towarzyszy nadal) pojęcie „bezstresowego wychowania”. To jego zwolennikami mają być niejako „z automatu” wszyscy przeciwnicy stosowania kar cielesnych.

„Według mnie, klaps wymierzony z miłością jest dopuszczalny i jest skuteczną metodą wychowawczą (...) Oczywiście kary fizyczne są skuteczne tylko do pewnego wieku, dopóki dziecko nie jest w stanie zrozumieć tego, czego wymaga rodzic (...) Rodzice, którzy preferują tzw. wychowanie bezstresowe, bez jakichkolwiek kar, bywają często wobec swoich dzieci bezradni” – mówił np. jeszcze przed wprowadzeniem nowego prawa tygodnikowi „Niedziela” ks. Andrzej Bafeltowski, pracujący z rodzinami wielodzietnymi we wspólnotach neokatechumenalnych (pod tekstem o skądinąd wyraźnym wydźwięku antyprzemocowym).

Ów duch uproszczonych podziałów powraca na kartach wycofanych z obiegu książek, choćby w poradniku „Jak trenować dziecko”. Oto wychowaniu w aurze posłuszeństwa, stawiania granic i odpowiedzialności (tu nieodzownym narzędziem jest rózga) przeciwstawione jest właśnie „wychowanie bezstresowe”.

– Zwalczanie przemocy wobec dzieci nie ma nic wspólnego z propagowaniem wychowania bez wymagań. Przeciwnie: chodzi o zaakcentowanie, że stawianie dziecku barier może się odbywać bez używania siły – zaznacza Anna Golus.

A Jakub Śpiewak dodaje: – Chodzi o prosty przekaz, że bicie jest szkodliwe, a jeszcze bardziej niebezpieczne jest kojarzenie przemocy z miłością. Znany mechanizm „bici biją” może być w ten sposób jeszcze pogłębiany, bo skoro bicie jest przedstawiane jako wyraz uczucia, to jeszcze łatwiej je zaakceptować.

Biblia to nie poradnik

Jak do problematyki stosowania kar cielesnych wobec dzieci ma się aspekt religijny? „Jak trenować dziecko”, a także inne, podobne książki pełne są odniesień do Starego Testamentu. „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go skarci” (Prz 13, 24) – to tylko jeden z cytatów, na które powołują się autorzy publikacji wydanej przez VOCATIO.

– Ten nurt interpretacyjny Biblii, polegający na dosłownym odczytywaniu jej treści, jest charakterystyczny dla niektórych wspólnot protestanckich – komentuje o. Paweł Kozacki, przeor krakowskich dominikanów, który na prośbę „TP” zapoznał się z obszernymi fragmentami książki Pearlów. – W tym nurcie Słowo Boże jest bezpośrednio odnoszone do różnych dziedzin życia, np. do biznesu czy wychowania. Potrafię zrozumieć, że istnieją takie sposoby odczytywania Starego Testamentu, jednak mnie bliższy jest odbiór biorący pod uwagę uwarunkowania kulturowe. Biblijne zdania cytowane w książce były pisane dwa, trzy tysiące lat temu, i sporo się od tego czasu zmieniło. Na zajęciach z biblistyki mówi się o tym już na początku seminarium: Biblia nie jest podręcznikiem do astronomii, geografii czy psychologii, ale dziełem, które ma pokazać drogę do zbawienia.

Na kulturowy aspekt powstawania Starego Testamentu, a także jego dzisiejszy odbiór zwraca również uwagę ks. Jacek Prusak, jezuita, członek redakcji „TP”, na którego wypowiedzi powołuje się wielu obrońców praw dziecka (linki do wywiadu dla portalu deon.pl, w którym mówił m.in., że „rózga nie jest dla chrześcijanina”, pojawiają się także na stronach internetowych poświęconych książkom VOCATIO).

– Czytając Biblię, musimy pamiętać o „zasadzie przystosowania”, której twórcą jest św. Augustyn – zauważa ks. Prusak. – Według niej objawienie było dostosowane do norm kulturowych ludzi, którzy je pierwsi otrzymali. Nie da się powiedzieć, że skoro coś jest w Starym Testamencie, to Pan Bóg to na pewno akceptuje. W Piśmie Świętym są przecież również fragmenty o kamienowaniu nieposłusznego syna. Poza tym pamiętajmy, że wszelkie normy trzeba odnosić do postawy samego Jezusa, i do tego, co mówił. A wskazywał na wielką wartość ochrony i przygarniania dzieci, nigdzie nie mówiąc o fizycznym ich karceniu.

Skąd zatem tak duża akceptacja dla przemocy wobec dzieci w katolickim kraju? Dlaczego dopuszczamy bicie jako metodę wychowawczą, a wśród praktykujących katolików akceptacja ta jest nawet większa niż w całej populacji (wskazują na to np. badania OBOP dla Fundacji Dzieci Niczyje z 2005 r.)?

– Nie łączyłbym tego bezpośrednio z religijnością, ale z charakterystycznym dla wielu osób wierzących konserwatywnym światopoglądem – mówi jezuita. – Motywem stosowania w Polsce kar cielesnych nie jest Stary Testament, bo mało kto go czyta i rozumie, ale raczej przekazywane z pokolenia na pokolenie wzorce wychowawcze.

Jednak, jak dodaje nasz redakcyjny kolega, z poglądów skrajnych, często ideologicznych, a z drugiej strony najłatwiejszych do zastosowania, bo niewymagających zaangażowania czasu rodzica („wychowanie bezstresowe” kontra filozofia „nie wychowasz, jak nie uderzysz”), wyłania się nurt nowego rodzicielstwa, który daje powody do optymizmu: – To postawa, wedle której dzieciom należy stawiać granice i uczyć odpowiedzialności, jednak bez odwoływania się do przemocy – mówi jezuita. – Jest ona coraz częstsza wśród ludzi młodszego pokolenia, w tym wierzących. Widać ją zresztą również w protestach przeciw głośnym publikacjom nawołującym do przemocy wobec dzieci.

Wychowanie bowiem to nie tresura, tylko nauczanie przez świadectwo. Oparte na empatii dorosłego, a nie jego władzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2012