Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Np. w Rostowie nad Donem, który jest dziś jednym z głównych punktów logistycznych dla sił rosyjskich okupujących ukraiński Donbas (i miejscem, gdzie w anonimowych grobach chowa się Rosjan, którzy zginęli na Ukrainie). Wybucha więc bomba, np. na towarowym dworcu kolejowym, podłożona – można sądzić – przez ukraiński wywiad. Jak zareagowałaby Rosja? Łatwo przewidzieć: jej propaganda zaczęłaby wielką kampanię, przedstawiając Ukrainę jako państwo uprawiające terroryzm i domagając się (od ONZ, Zachodu itd., itp.) potępienia Kijowa. Może nie skończyłoby się na słowach, może Rosjanie uprowadziliby sobie paru Ukraińców – mają doświadczenie w porwaniach (Nadia Sawczenko, oficer estońskiego kontrwywiadu), by sądzić ich jako terrorystów.
Tymczasem od kilku miesięcy nie ma prawie dnia, aby na wschodniej i południowej Ukrainie nie eksplodowała gdzieś bomba lub miało miejsce inne wydarzenie, które można kwalifikować jako sabotaż/dywersję/terror. I nie trzeba szukać nowych określeń typu „wojna hybrydowa” – to poczynania stare jak historia wojen, pisali o nich starożytni chińscy klasycy, gdzie celem jest demolowanie państwa-przeciwnika. Spektrum jest szerokie, weźmy choćby przełom marca i kwietnia: bomby wybuchły np. w Odessie (w biurze wolontariuszy pomagających żołnierzom), Dniepropietrowsku (w siedzibie władz obwodu), Charkowie (usiłowano wysadzić wielki maszt z flagą w centrum miasta), Zaporożu (eksplozja w ratuszu; także w Zaporożu ostrzelano wojskowy autobus), a nawet w Kijowie (pod bankiem). Również w stolicy co jakiś czas zatrzymywane jest metro i ewakuowane jego stacje – po groźbach o podłożeniu bomb. Bywa, że ukraiński kontrwywiad zatrzymuje domniemanych sprawców-Rosjan. A jeśli ktoś nie chce wierzyć ukraińskiemu kontrwywiadowi, może uwierzy samym Rosjanom – bo sprawcy wcale się nie kryją i czasem nagrania dokumentujące zamachy trafiają do sieci, wywołując entuzjazm rosyjskich internautów.
Cała ta kampania bombowo-dywersyjna jest dotkliwa dla Ukraińców: sieje nerwowość, niepewność i zmęczenie w społeczeństwie, destabilizuje codzienność (i odstrasza zagranicznych inwestorów). To, że władze ukraińskie nie wykorzystują jej politycznie, można złożyć na karb sytuacji – mają znacznie większe problemy. Ale dlaczego milczy o tym Zachód? ©℗