Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na miejsce w pamięci nie zasługują nie tylko zbrodnie popełnione w czasach pogardy na przedstawicielach obcych narodów (czytaj: wrogich, a Polacy byli do tej kategorii wtenczas zaliczani), ale nawet masowe represje wobec własnych obywateli. Rosja nie dokonała rozliczenia winnych wszystkich kolejnych okresów błędów i wypaczeń. Co więcej, w oficjalnej wykładni podnosi się obecnie raczej wybitne osiągnięcia reżimu sowieckiego niż jego krwawe rozprawy. Po krótkim okresie głasnosti, kiedy próbowano nadać rzeczy historycznej właściwe słowo, powrócono do jedynej słusznej interpretacji historii. Demonstracje ofiar stalinowskich represji gromadzą na Łubiance coraz mniej uczestników, a na organizacje prześladowanych patrzy się z Kremla jak na wywrotowców albo chorych psychicznie. Z tej samej pogardy wyrasta przeświadczenie o słuszności prowadzonej na Kaukazie wojny przeciwko obywatelom drugiej kategorii - Czeczenom, Inguszom i innym “podejrzanym" narodom.
Dlatego polskie upominanie się o uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo i ukaranie winnych jest kwitowane wzruszeniem ramion. Katyń nigdy nie zaistniał w powszechnej świadomości Rosjan i nie wywołał poczucia winy. W ZSRR albo nie mówiono o tym wcale, albo wskazywano na Niemców jako autorów mordu. Propaganda sowiecka w swej perfidii wymyśliła jeszcze jeden zabieg. Spośród setek białoruskich wiosek, które zostały spacyfikowane przez hitlerowców, do rangi symbolu podniesiono Chatyń. Niemal jednobrzmiąca z Katyniem nazwa utrwalała w podświadomości informację, że winnymi są Niemcy, nie Stalin.
Nie spodziewajmy się więc, że Rosja, która przyznaje się do sowieckiego dziedzictwa, przywróciła stary hymn, i która nie ściga zbrodniarzy ancien regime’u, z uwagą pochyli się nad losem pomordowanych w katyńskim lasku. Ale równocześnie upominajmy się o swoje jak najczęściej.