Rewolucja taksówkarzy

Gdyby Egipcjanom odebrano tylko pieniądze, Mubarak spałby dziś spokojnie na ukradzionym narodowi złocie. Ale popełnił błąd, bo pozbawił lud godności. Taki wniosek płynie z lektury "Rodu Aszura" Nadżiba Mahfuza i "Taxi" Chalida Al-Chamisiego.

22.03.2011

Czyta się kilka minut

Idzie facet po pustyni i znajduje lampę Aladyna. Pociera, wychodzi dżinn i mówi: - Spełnię jedno twoje życzenie. Facet nie wierzy własnym uszom i prosi dżinna o milion funtów. Dżinn daje mu pół miliona. A gdzie druga połowa? - pyta facet. - Chcesz mnie wykiwać, co?! A dżinn odpowiada: - Mam lampę z rządem na spółkę fifty-fifty". Taki dowcip usłyszał od kairskiego taksówkarza w okolicach 2005 roku Chalid Al-Chamisi. Był wtedy dziennikarzem i scenarzystą. Dziś jest także pisarzem. Zadebiutował w 2006 r. powieścią "Taxi", wydaną właśnie w polskim przekładzie.

Podziel się z rządem

W Egipcie wszystkim trzeba się dzielić fifty-fifty z rządem. I dzielić musi się każdy. Biedak i bogacz, poczciwiec i przestępca, kobieta i mężczyzna. W tym przypadku wszyscy są równi czy raczej dojeni po równo. Podobnych dowcipów w "Taxi" jest więcej. Wszystkie są śmieszne, lecz żaden nie pokazuje wesołej strony Egiptu. Podobnie jak inna, wydana właśnie w Polsce, powieść znad Nilu - "Ród Aszura", zmarłego pięć lat temu noblisty Nadżiba Mahfuza.

Pozornie obie książki dzieli wszystko, a łączy tylko pochodzenie pisarzy. "Taxi" to skrzyżowanie reportażu z wywiadem, "Ród Aszura" to pełnowymiarowa, solidna powieść. Pierwsza książka skupia się na współczesności, druga jest wielopokoleniową sagą rozgrywającą się na przestrzeni kilkuset lat. Także pisarze wywodzą się z innych epok. Mahfuz urodził się w czasach Wicekrólestwa Egiptu, dorastał w Sułtanacie (w obu przypadkach była to de facto brytyjska okupacja kraju) i niepodległym Królestwie Egiptu. Żył w Arabskiej Republice Egiptu, Zjednoczonej Republice Arabskiej stworzonej przez Egipt i Syrię, i znów w Arabskiej Republice. Al-Chamisi urodzony w 1962 r. całe dorosłe życie spędził w kraju rządzonym przez Hosniego Mubaraka.

A jednak dwie różne książki autorów, których dzieli wiele, składają się w całość. Stanowią swego rodzaju przewodnik po Egipcie, wydarzeniach, które obserwowaliśmy ostatnio w mediach. Obie mówią o egipskiej ulicy, tej, która wystąpiła przeciwko znienawidzonemu tyranowi, terrorowi i biedzie. "Ród Aszura" oraz "Taxi" pokazują genezę zamieszek lepiej niż setki artykułów prasowych. Odsłaniają dyletanctwo ekspertów, którzy w swoich wystąpieniach ferowali proste tezy, nie zważając na społeczną historię kraju, a i ze współczesną analizą socjologiczną radzili sobie bardzo przeciętnie. I jeszcze jedno - te książki to całkiem niezła literatura. Choć niekoniecznie wybitna. Nawet w przypadku Mahfuza można wskazać kilka pozycji dużo lepszych, od tzw. trylogii kairskiej poczynając.

Niesprawna gaśnica

Niemal każdy mieszkaniec stolicy Egiptu jeździ taksówkami. W całym mieście jest ich 80 tysięcy. Przejazdy są tanie, a wobec niedorozwiniętego systemu komunikacji miejskiej stanowią jedyną szansę w miarę sprawnego poruszania się po ogromnej, zamieszkanej przez około 20 milionów osób metropolii. Ale taksówka w Kairze to coś więcej niż środek transportu. To dla wielu sposób na życie, dla niektórych szansa na znalezienie zrozumienia, możliwość wykrzyczenia własnych frustracji. Kairska taksówka zastępuje to, czego brak w Egipcie, społeczną debatę dotyczącą sytuacji - głównie politycznej - kraju.

W biało-czarnych, z reguły wiekowych peugeotach 405, fiatach 1400 czy nowszych suzuki swift można usłyszeć wszystko, czego nie napisze żaden dziennikarz, nie wypowie opozycyjny polityk (oczywiście opozycyjny tylko w teorii). Wnętrza kopcących gratów pozwalają spotkać biednych i bogatych, wykształconych i analfabetów. Właściwie to jedyna możliwość tego typu, bo w Egipcie, jak wszędzie indziej na świecie, ludzie ci żyją oddzielnie.

Al-Chamisi zapisał w "Taxi" historie ze swoich podróży taksówkami. Od tych rozmów minęło już ponad pięć lat, ale nie stały się przez to mniej aktualne. Pięć lat w 30-letnim okresie panowania Hosniego Mubaraka to tyle co nic. Po prostu stagnacja. "Kto się nie wzbogacił za As-Sadata [Anwar as-Sadat, prezydent Egiptu w latach 1970-81, zamordowany przez islamistów - przyp. red.], ten się nigdy nie wzbogaci. A kto nie żebrał za Mubaraka, ten nigdy nie będzie żebrał" - twierdzi jeden z taksówkarzy. "Korek z powodu demonstracji. Co to zresztą za demonstracja! Dawniej to się wychodziło na ulicę w pięćdziesiąt tysięcy ludzi! Albo i w sto tysięcy!" - mówi drugi.

Głosów, które wyrażałyby opinie przychylne władzy, niemal w książce nie słychać, pojawiają się dwa, może trzy. Przebija z nich naiwność, nie ideologia. Bo ideologii, sporów, jakie znamy z codziennych rozmów Polaków, w kairskich taksówkach raczej nie słychać. Jeden z taksówkarzy wierzy, że gdyby Mubarak dowiedział się o liczbie chorych, których ten wozi na oddziały onkologiczne w kairskich szpitalach, na pewno coś by zaradził na tego raka.

Egipcjanie, z którymi rozmawia Al-Chamisi, to ludzie biedni, najczęściej żyjący na granicy ubóstwa. Taksówkarze rekrutują się z wielkiego grona bezrobotnych, którzy od czasu, gdy każdy samochód można zarejestrować jako taksówkę, masowo wykorzystują tę szansę. Praca jest słabo opłacana, ale tym najbardziej zaradnym udaje się związać koniec z końcem. Al-Chamisi pokazuje, że zasadniczym powodem sprzeciwu wobec władzy nie jest sama bieda. Nawet nie korupcja, ograniczanie wolności, cenzura, groźba trafienia do więzienia. Mubarak zabrał swojemu narodowi coś dużo bardziej istotnego - godność. Jeden z taksówkarzy opowiada historię: "As-Sadat dzwoni do Saddama [Hussajna - przyp. red.] i mówi: »Słuchaj, człowieku, polityka polityką, różnice zdań się zdarzają, wiadomo. Ale nikomu nie pozwolę krzywdzić moich dzieci. Co to, to nie!«". Mniejsza o to, czy historia jest prawdziwa. Cytowany przez Al-Chamisiego taksówkarz w nią wierzył.

Nawet szanowany dziś As-Sadat podpisał pokój z Izraelem, z którego jego naród nie był zbytnio zadowolony. Nie odebrał mu jednak godności osobistej. To zrobił dopiero Mubarak. Gdy co trzy lata taksówkarz musi odnowić zawodowe prawo jazdy, każą mu ustawiać się w kilkunastu kolejkach, dostarczać kilkanaście zaświadczeń. Za każde trzeba zapłacić, do tego płaszczyć się przed urzędnikiem, często także wręczyć łapówkę. Na egipskiego taksówkarza zawsze coś się znajdzie. Jeśli jechał zgodnie z prawem, to może będzie coś w dokumentach albo niesprawna gaśnica. Kairscy taksówkarze - w każdym razie ci, z którymi rozmawiał Al-Chamisi - to ludzie dumni. Widać w "Taxi", że ulegają tyranowi, ale cały czas czekają na to, aby wyprostować karki.

Ojciec chrzestny

U Al-Chamisiego znajdziemy opowieści o zdeprawowanej władzy i sukcesywnym niszczeniu człowieczeństwa. Powieść Mahfuza rozpoczyna się właśnie w takim momencie. Aszur An-Nadżi jest nikim. Jest taksówkarzem, tylko przed epoką, gdy zdezelowane dziś peugeoty 405 pojawiły się na ulicach Kairu. Nawet długo przed chwilą, gdy były lśniącymi limuzynami na ulicach Paryża. Cały dobytek Aszura to wóz i osioł, dzięki którym zarabia na życie, przewożąc ludzi i towary. Szczęśliwym zrządzeniem losu (lub dzięki ingerencji Boga) zostaje futuwwą nieformalnym przywódcą dzielnicy. Ta nieformalność nie oznacza braku znaczenia stanowiska. Zbiera haracze, rozdaje pieniądze. Jego grupa chroni dzielnicę przed obcymi. On sam nierzadko rozstrzyga spory. Futuwwa może być kimś w rodzaju lokalnego mafijnego bossa. Ale może być też ojcem. To już zależy od człowieka, a nie charakterystyki samego stanowiska. Aszur chce być ojcem. Chce pracować jak inni, pomagać biednym, haracz ściągać tylko od tych, którzy naprawdę są w stanie go zapłacić. Założyciel rodu An-Nadżich pewnego dnia znika. Ale jego legenda żyje. Tak samo jak potomkowie, którym czasem udaje się przejąć stanowisko, które kiedyś należało do ich pradziada.

Mahfuz nie nadaje swojej powieści konkretnych ram czasowych. Nawet gdyby to uczynił i tak nie zmieniłoby to wydźwięku książki, która pokazuje, że Egipt od setek lat zmaga się z tym samym problemem - krwiożerczymi despotami, których można spotkać na każdym szczeblu władzy. Kilkunastu z występujących w powieści futuwwów do złudzenia przypomina Hosniego Mubaraka, mimo że książka została wydana przed jego prezydenturą. Egipcjanie zapewne odnajdą w nich lokalnych polityków, urzędników, członków rządu.

Noblista niejednokrotnie pisał o Egipcie jako wspaniałej krainie. Kair jawił się w jego powieściach jako miasto artystów, myślicieli, ludzi wolnych. Z "Rodu Aszura", który jest powieścią ze schyłkowego okresu jego twórczości, bije pesymizm. Bogactwo skusi nawet najbardziej prawych mężczyzn. Piękne i uczciwe kobiety zamienią się w bestie. Zupełnie jakby samo urodzenie w Egipcie deprawowało. Mahfuz nie chce mówić źle o swoich rodakach. Jest w jego powieści wiele zrozumienia dla postaci jednoznacznie negatywnych. Tam, gdzie od wieków przenika się świat polityki, biznesu i przestępczości, trudno nie złamać się nawet najbardziej uczciwym jednostkom. W kraju, który różni się tym od Zachodu, że - jak mówi jeden z taksówkarzy Al-Chamisiego - prawo nie służy do tego, aby go przestrzegać, władza przyciąga wszystkich. Korupcja stała się mechanizmem, który, choć nieusankcjonowany oficjalnie przez państwo i znienawidzony przez społeczeństwo, jest zarazem przez nie akceptowany.

Dla nas, ludzi Zachodu obie książki powinny mieć dodatkową wartość. Odnajdujemy w nich tradycję i codzienność kraju położonego nad Nilem. Egipt, który nie jest postrzegany przez pryzmat historyczny i turystyczny, rzadko dociera do Polski. To, co pomiędzy Morzem Czerwonym i piramidami w Gizie, nie istnieje. Al-Chamisi i Mahfuz w równym stopniu dostarczają nam dowodów, że niesłusznie.

Wierzący, lecz niepraktykujący

Weźmy choćby stosunek Egipcjan do religii. W środkach masowego przekazu jest jednoznaczny. Wielokrotnie w tygodniach, gdy na ulicach Kairu czy Aleksandrii trwały protesty, słyszeliśmy, że wśród byłych poddanych Mubaraka istnieje przekonanie o konieczności powszechnego stosowania prawa koranicznego. I za każdym razem brzmiało to przerażająco. Mahfuz odczarowuje przed nami ten termin. Trzeba zaznaczyć, że obu autorów trudno posądzić o obronę fanatyzmu religijnego. Noblista uchodził w swoim kraju za liberała i nawet o mało nie zginął w zamachu zorganizowanym na jego życie przez islamistów. W "Rodzie Aszura" Koran jest wyznacznikiem wartości, ale także pewnych swobód. To on daje kobiecie możliwość rozwiedzenia się z mężem, który nie jest dobrym człowiekiem. Zakazuje picia, które gubi co najmniej kilku bohaterów powieści. Nakazuje ciężką i uczciwą pracę. Mahfuz pokazuje, jak odejście od Koranu, traktowanie go wybiórczo psuje społeczeństwo, prowadzi do fanatyzmu. Naiwne? Być może. Ale jak pokazuje Al-Chamisi, przeciętny Egipcjanin nie tylko nie jest fanatykiem, ale i - gdyby nie wstydził się swojego lekkiego stosunku do wiary - wpisałby w ankiecie "wierzący, lecz niepraktykujący". Religia jest częścią tradycji, nawet jej podstawą, ale dobrowolna islamizacja Egiptu nam nie grozi - zdają się przekonywać obaj autorzy.

Odczarowują jeszcze kilka innych mitów dotyczących m.in. roli kobiety, świadomości społeczeństwa, wykształcenia. Ale znakiem dla nas, że do tej pory coś ważnego przegapialiśmy, są same powieści. Nie ma w nich ani krzty tego, do czego przyzwyczaili nas podróżujący po krajach muzułmańskich zachodni reporterzy - jaskrawej egzotyki, dramatycznych wydarzeń. Nie ma też tego, co dominuje w prozie muzułmańskiej z krajów arabskich, która do tej pory w śladowych ilościach do nas docierała. To zazwyczaj dobre książki, ale mówiące o więzieniach, odległych wiekach, najczęściej bez przełożenia na współczesność i rzeczywistość, w której żyje cały naród. U Mahfuza i Al-Chamisiego znajdziemy po prostu codzienność.

Jest w "Taxi" historia o człowieku po studiach. Od 8 do 16 pracuje jako księgowy. I jak to księgowy wyliczył sobie, że za pensję w wysokości 300 funtów nie może utrzymać żony i dwójki dzieci. Potrzeba mu trzy razy tyle. O siedemnastej zamienia się więc w taksówkarza i jeździ do pierwszej w nocy. Rodzinę widuje jedynie w piątki. Al-Chamisi przytacza też opowieść innego taksówkarza, który wspomniał o "rebelii złodziei" zwanej też "rozruchami chlebowymi". 18 i 19 stycznia 1977 r., za czasów rządów As-Sadata, doszło do zamieszek wywołanych zniesieniem państwowych dotacji na podstawowe artykuły spożywcze. Sprawcami byli harafisz, czyli najniższa klasa społeczeństwa. Mahfuz kończy swoją powieść rewolucją wywołaną przez harafisz, którzy chwytają za kije i przeganiają tyrana wraz z jego pachołkami. Harafisz niedawno pogonili też Mubaraka. Ale książki egipskich pisarzy nie dają nadziei, że na zawsze. Nie dlatego że władza po prostu deprawuje. Dlatego że władza w Egipcie deprawuje bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie.

Chalid Al-Chamisi, "Taxi", przeł. Marcin Michalski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2011. Nadżib Mahfuz, "Ród Aszura", przeł. Jolanta Kozłowska i George Yacoub, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2011.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011