Remis ze wskazaniem

Po podpisaniu przez Rosjan i Ukraińców porozumienia dotyczącego dostaw gazu i jego tranzytu przez Ukrainę na Zachód - kończącego (na razie?) wojnę gazową - światowe media ogłosiły zwycięstwo strony ukraińskiej. Także część ukraińskich politologów i ekspertów widzi pozytywne dla Kijowa skutki tego sporu.

09.01.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Moment, w którym doszło do "wojny gazowej", był dla Ukrainy w gruncie rzeczy korzystny. Pozwolił, w rok po Pomarańczowej Rewolucji, realnie spojrzeć na politykę wewnętrzną i zagraniczną: dwustronne stosunki Ukrainy i Rosji, a także politykę Unii Europejskiej wobec Kijowa. Ukraińcy nie ugięli się pod gospodarczym szantażem i zachowali kontrolę nad systemem transportu gazu przez własne terytorium, co przed dwoma laty nie udało się Białorusi. To dowód, że Ukraina jest faktycznie politycznie niezależna.

Także cena, którą teraz Kijów zapłaci za tysiąc metrów sześciennych, jest tylko niewiele większa od jego negocjacyjnej propozycji: 95 zamiast 85 dolarów (dotąd cena wynosiła 50 dolarów). W sumie podwyżka ta może wyjść rozrzutnej ukraińskiej gospodarce na dobre, zmuszając ją do oszczędzania energii. Poza tym, mimo rosyjskich oskarżeń o kradzież gazu przeznaczonego dla Zachodu, Ukraińcom udało się zachować wiarygodność, a nawet zyskać sympatię opinii międzynarodowej. Poszczególne państwa Unii nie obwiniały Ukrainy za spowodowanie kryzysu, lecz zastanawiały się - i zastanawiają nadal - nad swą polityką energetyczną i alternatywami wobec rosyjskich źródeł energii.

Politycznie niezależni

"Zakręcenie kurka" pokazało samym Ukraińcom, jak w rzeczywistości wyglądają stosunki Moskwy i Kijowa, o których zwykło się mówić, że są "dobrosąsiedzkie" i "poprawne": Rosja znowu pokazała, że uważa Ukrainę za młodszego brata. A przecież po Pomarańczowej Rewolucji ukraińscy politycy starali się podkreślać nadrzędną rolę Rosji w polityce zagranicznej (choćby w wymiarze symbolicznym). Prezydent Juszczenko z pierwszą wizytą udał się do Moskwy, podobnie uczynił premier Jurij Jechanurow wybrany po zdymisjonowaniu we wrześniu Julii Tymoszenko.

"Zakręcenie kurka" było krokiem niecywilizowanym nie tylko w opinii analityków ukraińskich, lecz również rosyjskich (tych niezależnych). Jednak postępek Moskwy ukazał także zależność Ukrainy od rosyjskiego surowca.

Ta zależność, zdaniem Wołodymyra Saprykina (eksperta z analitycznego Centrum im. Razumkowa), utrzymywać się będzie jeszcze przez co najmniej kilkanaście lat. Co najmniej, bo wiele zależy od polityki państwa. A choćby przykład Polski pokazuje, że mimo 16 lat politycznej niezależności od Rosji problem dostaw z tego kraju nie został rozwiązany. - Rządy w Kijowie przez 14 lat nie przejmowały się problemem energetycznym, więc choć teoretycznie są alternatywne źródła surowca, jak Norwegia czy kraje arabskie, w rzeczywistości nie jest to takie łatwe, by stamtąd zaczął do nas płynąć gaz - mówi Saprykin.

Ale problem, choć istnieje od 1991 r., dotyczy zwłaszcza ostatnich miesięcy. "Pomarańczowy" rząd przespał sprawę, bo zdaniem ekspertów sygnały zbliżających się kłopotów, było widać już latem.

Co by się stało, gdyby dziś do porozumienia nie doszło? Saprykin: - Ukraina miała zapasy pozwalające wytrzymać jeszcze kilka tygodni przy ciepłej zimie, jaką na razie mamy. Gdyby temperatura spadła poniżej 8-10 stopni, rezerwy skończyłyby się szybciej.

Ukraina potrzebuje rocznie 75 mld metrów sześciennych gazu. Wydobycie z własnych zasobów zaspokoiłoby od biedy zapotrzebowanie prywatnych gospodarstw, wynoszące 20 mld metrów sześciennych na rok, ale gospodarka padłaby szybko. Choć więc w pierwszym tygodniu stycznia w ukraińskich kuchniach gazu nie brakło, to kaloryfery zrobiły się chłodne. Ukraińcy sięgnęli po farelki.

Solidarni, choć podzieleni

Ale za to poczuli się solidarni. Dla rozgrzewki opowiadali kawały o rosyjskich elitach, a w internecie i przez sms-y, w ramach skądinąd niezbyt mądrej akcji "Ukraina bez matrioszek", wzywano do bojkotu rosyjskich towarów.

Wasyl Zorja, redaktor miesięcznika "Narodnyj Deputat" (wcześniej publicysta gazety "Ekonomiczeskije Izwiestia"), tak mówi o postawie rodaków: - W tych dniach upadł sowiecki stereotyp, że Ukraina nie ma lepszych przyjaciół od Rosjan. Zaczynamy myśleć po europejsku, jak Anglicy, że w polityce nie ma przyjaciół, są narodowe interesy. Prezes Gazpromu Aleksiej Miller osiągnął niezamierzony cel. Udało mu się dokonać tego, czego nie udało się zrobić od czasów Jarosława Mądrego, wodza Rusi Kijowskiej walczącego o zjednoczenie ziem ruskich. Miller nas zjednoczył. Nadałbym mu medal im. Jarosława Mądrego. Nagle ludzie zaczęli się wspólnie martwić, jak nie dać się Rosjanom, i trzymali za władzę kciuki.

Oczywiście, Zorja widzi rzeczywistość z kijowskiej perspektywy. Na wschodzie kraju reakcje nie były tak jednoznaczne. Bo i rzeczywistość jest bardziej złożona, a Ukraina nie wyszła z awantury bez szwanku. Choć politycy podkreślają, że kraj chce przejść na rynkowe ceny, to prawda jest taka, że rynkowych cen za gaz nie ma, bo handel tym surowcem nie opiera się na zasadach wolnego rynku. Kupuje się taki gaz, jaki płynie w rurze dochodzącej do granic państwa, a ceny ustalane są na podstawie negocjacji. Ukraina kupować więc może tylko gaz, w którym - tak czy inaczej - palce macza Gazprom.

Dlatego, choć rząd Jechanurowa i prezydent Juszczenko uważają porozumienie za swój sukces, to wolą słowo "porozumienie" niż "zwycięstwo". Wiedzą, że zbytni triumfalizm może jedynie zaszkodzić w i tak trudnych relacjach z Moskwą. Natomiast prowadząca w sondażach opozycja - zarówno partia Wiktora Janukowycza, jak i Julii Tymoszenko - bez pardonu krytykuje rząd. Janukowycz mówi o pyrrusowym zwycięstwie: "Władza stara się przekonać, że gaz kosztuje 95 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Zaś naprawdę Rosja weźmie za gaz tyle, ile dyktują ceny rynkowe. Nasz budżet tego nie wytrzyma. Nastąpi wzrost cen, obniżenie stopy życiowej. Perspektywy, że Ukraińcy mogą żyć po ludzku, właśnie się kończą".

Tyle że sam Janukowycz nie ma innej propozycji uregulowania kwestii gazu, jak tylko tę z minionej epoki: niskie ceny w zamian za sojusz z Moskwą. Natomiast radykalizm Tymoszenko - która twierdzi, że sprawę gazu można było rozwiązać w sądzie, bo Rosja łamie umowy - niewiele ma wspólnego z realizmem.

Niemniej gaz stał się paliwem dla rozpędzającej się nad Dnieprem kampanii przed marcowymi wyborami parlamentarnymi. Moskwa świadomie wybrała moment rozpoczęcia konfliktu, dążąc do zdyskredytowania ekipy Juszczenki jako tej, która nie potrafi zabezpieczyć narodowych interesów czy po prostu sprawić, by ludzie mieli w domach ciepło. To miało Ukraińcom uzmysłowić, że poprzednia ekipa, dbająca o dobre relacje z Rosją, wiedziała, co robi. Z drugiej strony, rządowe kłopoty z gazem dały szansę pani Tymoszenko do zaprezentowania się jako alternatywa dla tandemu Juszczenko-Jechanurow i zaoferowania swych usług w negocjacjach ze wschodnim sąsiadem. Nieprzypadkowo niemal w tym samym czasie rosyjska prokuratora oświadczyła, że nie ma już wobec niej żadnych pretensji.

Wasyl Zorja: - Tymoszenko chciała, by konflikt nie tyle rozwiązano, ile by rozwiązano go z jej udziałem. Posługiwała się tą samą retoryką, co zawsze. Ale jej propozycje to iluzja, chwyt populistyczny, sprowadzający się do tezy: wiem, co robić, pojadę na negocjacje. Zdawała sobie sprawę, że nigdzie nie pojedzie, bo nie jest przy władzy i nie ma prawa zawierać żadnych układów. Choć z jej ogromną wiedzą w kwestiach energetycznych nadawałaby się na doradcę.

Być może wiedza predestynuje panią Tymoszenko do takiej roli, ale jej ambicje i charakter z pewnością taką pozycję wykluczały. Dlatego po podpisaniu porozumienia szef sztabu wyborczego byłej pani premier Aleksander Turczynow oskarżył rząd, że zbyt łatwo poddał się szantażowi i złożył interesy Ukrainy w ofierze Rosji.

Jednak uzależnieni

Cena 95 dolarów za tysiąc metrów sześciennych oznacza, że za gaz trzeba płacić blisko dwa razy tyle, co poprzednio. Co prawda wzrosną ukraińskie wpływy za tranzyt gazu, ale o jedną trzecią (z 1,09 do 1,6 dolara za tysiąc metrów sześciennych na 100 km). W budżecie powstanie więc dziura, którą rząd nie bardzo ma czym załatać.

Ale to jeszcze nie największy problem. Z dziurami w budżecie funkcjonuje niejedno państwo, a Ukraina i tak gotowa była ostatecznie zgodzić się na stopniowe podwyżki cen gazu. Gorzej że Ukraińcy nie mogą już grać kartą w postaci opłat za przesył surowca na Zachód. Wszak turkmeński gaz - którym rozcieńczany jest gaz rosyjski, dzięki czemu właśnie Kijów może płacić niecałe sto dolarów za tysiąc metrów sześciennych - także jest transportowany przez terytorium Rosji, i to za mniej niż dolara za tysiąc metrów sześciennych na 100 km. Nikt nie da gwarancji, że ta cena nie wzrośnie.

W przyszłości kłopotem może więc okazać się pośrednik, od którego Kijów zgodził się kupować rosyjsko-turkmeński gaz: spółka RosUkrEnergo. To najwyraźniej firma-krzak. Niewiele o niej wiadomo, ale to, co wiadomo, sporo tłumaczy. Choćby fakt, że powstała w lipcu 2004 r. po spotkaniu w Jałcie Putina z ówczesnym prezydentem Ukrainy Leonidem Kuczmą, a Gazprom ma w niej 50 proc. udziałów. Struktura własności pozostałych udziałów jest pogmatwana, choć oficjalnie drugim udziałowcem jest austriacki RaiffeisenBank. Zarejestrowana w Szwajcarii spółka była przedmiotem śledztwa ukraińskich służb specjalnych. Jest tajemnicą poliszynela, że kierują nią ludzie Gazpromu, a celem firmy są ogromne pieniądze, które postsowieckie elity ciągną z handlu gazem; idzie o miliardy dolarów. Śledztwo, które prowadzono za czasów premierostwa Tymoszenko, nie przyniosło efektów, ale pytanie o wiarygodność spółki nie straciło na aktualności.

Co się stanie, jeśli RosUkrEnergo zechce dyktować własne warunki i sprzedawać Ukrainie gaz drożej? Oficjalnie Kreml nie będzie mieć z tym już nic wspólnego.

Wołodymyr Saprykin: - Nie można powiedzieć, by Ukraina ten konflikt wygrała. Najwyżej na jakiś czas mamy spokój. Ale temat gazu i podwyżek na pewno wróci. A Rosja może znowu nas szantażować.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2006