Chińska karta Kremla

Wizyta Putina w Szanghaju pokazuje, jak Kreml próbuje grać chińską kartą wobec Zachodu. Ale w efekcie coraz bardziej staje się słabszym partnerem Pekinu.

26.05.2014

Czyta się kilka minut

Władimir Putin, prezydent Chin Xi Jinping oraz prezydent Iranu Hassan Rouhani. Szanghaj, 21 maja 2014 r. / Fot. Aly Song / AP / EAST NEWS
Władimir Putin, prezydent Chin Xi Jinping oraz prezydent Iranu Hassan Rouhani. Szanghaj, 21 maja 2014 r. / Fot. Aly Song / AP / EAST NEWS

Rosja od dłuższego czasu wysyłała syg­nały, że dwudniowa wizyta Władimira Putina w Chinach, do której ostatecznie doszło w minionym tygodniu, będzie przełomowa. Jej punktem kulminacyjnym miało być podpisanie – negocjowanego od 10 lat – kontraktu na dostawy rosyjskiego gazu.

Po pierwszym dniu pobytu Putina Szanghaju wydawało się, że szczyt przywódców obu państw skończy się fiaskiem i umowy nie będzie. Media zdążyły już nawet ogłosić porażkę spotkania. Tymczasem nieoczekiwanie, pod koniec drugiego dnia wizyty, prezydenci Putin i Xi Jinping podpisali długo wyczekiwany dokument.

Wyciśnięta cytryna

Negocjacje trwały dosłownie do ostatniej chwili. Spocony szef Gazpromu Aleksiej Miller wyszedł do dziennikarzy, mówiąc, że rosyjscy negocjatorzy po wielu dniach intensywnych negocjacji czują się jak „wyciśnięta cytryna”. I rzeczywiście wygląda na to, że Chińczycy w pełni wykorzystali determinację Rosjan, aby tym razem kontrakt podpisać – i wycisnęli z nich wszystko, co mogli.

Pekin doskonale rozumie, że w obliczu trwającego kryzysu w stosunkach z Zachodem, wywołanego rosyjskimi działaniami wobec Ukrainy, Rosja potrzebuje sukcesu na „froncie chińskim”. Może nie za wszelką cenę, ale prawie. Wymiar propagandowy kontraktu gazowego z Chinami jest równie ważny jak ekonomiczny, gdyż ma pokazać Europie, że Rosja ma alternatywę dla współpracy z Zachodem. Moskwa próbuje więc szantażować Zachód zwrotem w stronę Chin, jednak rezultaty tej polityki są dalekie od doskonałości. Natomiast wygranym całej tej sytuacji jest Pekin – cierpliwie wykorzystujący wszystkie słabości Rosji.

Kontrakt gazowy będzie obowiązywać przez 30 lat. Wszystkie jego warunki nie są (i pewnie nie będą) znane. Ale wiadomo, że wartość dostarczonego w tym czasie przez Rosję gazu ma wynieść około 400 miliardów dolarów, a średnioroczna wielkość dostaw sięgnąć 38 miliardów metrów sześciennych. Dla porównania: do Unii Europejskiej trafia cztery razy więcej rosyjskiego gazu.

Nie ujawniono jednak ceny surowca. A skoro Rosjanie się nią nie pochwalili, może to oznaczać tylko jedno: jest ona niższa niż zakładała Moskwa. Prawdopodobnie oscyluje w granicach 360-380 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, a zatem jest zbliżona do ceny, jaką Gazprom uzyskuje na rynku europejskim (około 380 dolarów). Bynajmniej nie oznacza to jednak, że sprzedaż gazu do Chin będzie równie dochodowa.

Zanim ruszy „Siła Syberii”

Zapleczem surowcowym dla rosyjskich dostaw do Europy są eksploatowane już złoża na Syberii Zachodniej, które z odbiorcami łączy rozwinięta infrastruktura transportowa. Tymczasem złoża Czajanda i Kowykta, które mają zasilać gazem Chiny, znajdują się pośrodku wschodniosyberyjskiej tajgi – i dopiero czekają na zagospodarowanie. Biorąc pod uwagę ich skomplikowaną budowę geologiczną, koszt wydobycia surowca będzie bardzo wysoki. Przy tym państwo będzie miało z tego ograniczone zyski. Aby wspomóc Gazprom, rosyjskie władze zapowiedziały bowiem rezygnację z części podatków.

Po wydobyciu gaz trzeba jeszcze dostarczyć do granicy chińskiej, a to wymaga budowy 3200 km gazociągu, nazwanego „Siła Syberii” – przez trudno dostępne, słabo zasiedlone terytoria o srogim klimacie. Całościowy koszt takiej operacji wyniesie minimum 55 miliardów dolarów. Konieczność poniesienia przez Gazprom tych gigantycznych wydatków obniży jego zyski ze sprzedaży gazu o kilkanaście procent.

Wprawdzie Gazprom oświadczył, że ma możliwość uzyskania na tę budowę kredytu chińskiego w wysokości 25 mld dolarów, ale w tej kwestii nie ma jeszcze porozumienia. Prawdopodobnie Chiny chciałyby uzyskać w zamian – dotychczas bardzo dla nich ograniczony – udział we własności rosyjskich złóż surowców.

Różniące się od siebie oświadczenia Gazpromu i chińskiego koncernu CNPC – wystosowane po podpisaniu umowy – każą sądzić, że to jeszcze nie koniec negocjacji. Kierunek, w jakim będą zmierzać, jest jednak jasny. Współpraca gazowa z Chinami idzie bowiem śladem współpracy naftowej, tyle że z pewnym opóźnieniem. W ostatnich latach firmy chińskie systematycznie zwiększają import rosyjskiej ropy, stając się jej głównym nabywcą w Azji.

Model neokolonialny

Kontrakt gazowy jest kolejnym dowodem na niezwykle szybko rosnące powiązania gospodarcze Rosji z Chinami. Wyłaniający się model współpracy nie jest jednak równoważny.

Ponad 84 proc. rosyjskiego eksportu do południowego sąsiada stanowią surowce energetyczne, metale i drewno. Rosja zaś importuje z Chin głównie produktyprzetworzone, a jej deficyt handlowy szybko rośnie. I wszystko wskazuje na to, że ten neokolonialny model w kolejnych latach tylko się pogłębi.

Narastające w ostatnich 20 latach różnice w poziomie rozwoju między oboma państwami ilustruje przykład dwóch miast: rosyjskiego Błagowieszczeńska i chińskiego Heihe, patrzących na siebie z obu stron rzeki Amur. To pierwsze, mimo kilku nowych budynków w centrum, sprawia wrażenie podupadłej prowincji i widać, że od rozpadu ZSRR niewiele się tam zmieniło. W tym samym czasie Heihe z niewielkiej miejscowości rozwinęło się w nowoczesne miasto, z prężną dzielnicą handlową i... rosnącą populacją Rosjan, którzy znajdują tam lepsze warunki dla życia i biznesu.

Jak to ujął jeden z rosyjskich ekspertów, Chiny próbują uczynić z Rosji „własną Kanadę” – czyli bezpieczne zaplecze surowcowe dla swojej gospodarki, znacznie potężniejszej od rosyjskiej.

Pierwszy most na Amurze

Syberia i rosyjski Daleki Wschód są tu idealnymi terytoriami, z których Chiny mogą czerpać surowce, ze względu na ich stabilność i bliskość geograficzną. Wciąż nierozwiązanym problemem chińskim jest bowiem konieczność sprowadzania znacznej części potrzebnych surowców (głównie ropy) drogą morską z daleka przez różne „wąskie gardła”, takie jak cieśnina Malakka.

Potencjał współpracy gospodarczej rosyjsko-chińskiej wciąż jest daleki od wyczerpania. W przededniu wizyty rosyjski dziennik „Kommiersant”, który zwykle jest dobrym źródłem „przecieków kontrolowanych” z Krem­la, pisał, że strony negocjują wspólną budowę długodystansowego samolotu pasażerskiego, który miałby stać się konkurentem dla airbusa i boeinga. Rosja miałaby wnieść technologię, Chiny kapitał i rynek. Postępuje też współpraca technologiczna w sferze wojskowej, choć tutaj Rosja jest znacznie bardziej ostrożna.

Symbolicznym efektem wizyty Putina była również decyzja o budowie pierwszego mostu między oboma krajami. Dotychczas na Amurze, który na długości ponad tysiąca kilometrów wyznacza granicę rosyjsko-chińską, nie było ani jednej przeprawy! Chińczycy od dawna deklarowali, że chętnie sfinansują most. Ale Moskwa mówiła nie – obawiając się przyspieszenia ekspansji gospodarczej Chin na Dalekim Wschodzie.

Na chińskich warunkach

W intencji Moskwy, szczyt w Szanghaju miał być manifestacją wobec Zachodu, że jego „nieodpowiedzialna” polityka – nieuwzględnianie rosyjskich interesów czy trwające właśnie postępowanie Komisji Europejskiej wobec Gazpromu – pchają Rosję w objęcia Chin.

Ta narracja ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Wzrost współpracy gospodarczej rosyjsko-chińskiej, która coraz bardziej przebiega na chińskich warunkach, wynika głównie z braku możliwości Rosji zrównoważenia stosunków z Chinami rozwojem kontaktów z innymi państwami w regionie, głównie z Japonią i Koreą Południową.

Wydawałoby się, że z rosyjskiego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem byłoby rozwijanie relacji z każdym z tych trzech państw. Tymczasem polityka Rosji w Azji staje się bardziej sinocentryczna. Wynika to przede wszystkim z niemożności porozumienia się z Tokio.

Cieniem na stosunkach rosyjsko-japońskich kładzie się bowiem nierozwiązana kwestia Wysp Kurylskich, zajętych przez ZSRR we wrześniu 1945 r., tuż po zakończeniu II wojny światowej. W percepcji Moskwy Japonia – domagająca się zwrotu wysp – jest zbyt mało pragmatyczna w podejściu do Rosji; tym samym miejsce inwestycji japońskich na Dalekim Wschodzie zajmują Chińczycy. Co więcej, Rosja widzi, że Japonia – w odróżnieniu od ostrożnego Pekinu – wsparła nowy rząd w Kijowie, udzieliła mu kredytu i przyłączyła się do zachodnich sankcji wobec Moskwy. I jak w takich warunkach robić interesy?

Strach przed rewolucją

Mimo zbliżenia gospodarczego, współpraca polityczna między Moskwą a Pekinem pozostaje ograniczona. Obie stolice łączy wprawdzie bliska wizja porządku międzynarodowego – i lepiej lub gorzej maskowany antyamerykanizm.

Potwierdzeniem tego jest deklaracja końcowa spotkania w Szanghaju: znalazły się w niej słowa o „przeciwdziałaniu wobec wtrącania się w wewnętrzne sprawy innych państw”. Moskwa i Pekin wspólnie obawiają się bowiem „zarazy rewolucji” – i łączy je tu podobne postrzeganie kijowskiego Majdanu jako dzieła „trzeciej strony”, czyli wiadomo kogo.

Jednak podejmowane przez Moskwę próby zacieśnienia relacji politycznych z Pekinem – po to, aby można je było wykorzystać instrumentalnie wobec Zachodu – nie spotykają się z akceptacją Chińczyków. Pekin w umiejętny sposób wykorzystuje rosyjskie zabiegi o przychylność Chin, żeby zwiększać swój import surowców energetycznych, których jest tak bardzo głodny. Chiny skutecznie działają tutaj zgodnie ze starym porzekadłem: gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2014