Raj utracony

Szwecja jako kraj mlekiem i miodem płynący to mit o sile American Dream.

15.05.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Martha i Niki”, reż. Tora Mårtens / Fot. Krakowski Festiwal Filmowy
Kadr z filmu „Martha i Niki”, reż. Tora Mårtens / Fot. Krakowski Festiwal Filmowy

Wolność jest w Szwecji wartością najwyższą. Sytuacja ekonomiczna w kraju jest bardzo dobra. Kobiety są niezależne. Dzieci od małego uczą się odpowiedzialności i samodzielności. Mężczyzn nikt nie rozlicza z tego, czy oferują rodzinie wsparcie i w jakim wymiarze. Relacje są szczere, bo kiedy ludzie są wolni i od siebie niezależni, u podstaw związków między nimi leżą tylko prawdziwe emocje i autentyczna bliskość...

A może jest zupełnie odwrotnie? – zastanawia się Erik Gandini w dokumencie „Szwedzka teoria miłości”.

Odcienie bliskości

Być może indywidualiści sprzymierzyli się z rządem przeciwko rodzinie i uczynili z niej najsłabsze ogniwo w społeczeństwie. Opiekę nad dziećmi w istocie sprawuje państwo. Kobiety zaś wolą korzystać z banków spermy niż spotykać się z mężczyznami, bo po co wchodzić w bliskie relacje. Szwecja nie lubi krytyki, dlatego dokument Gandiniego wzbudza szereg kontrowersji. Bez względu na perspektywę, z jakiej będziemy przyglądać się temu krajowi, we wszystkich filmach reprezentujących Szwecję podczas tegorocznego Krakowskiego Festiwalu Filmowego na pierwszy plan wysuwa się kwestia bliskości. Tej utraconej, jak w „Marcie i Niki” Tory Mårtens, tej upragnionej, pokazanej w filmie „Witajcie w Szwecji!” Andersa Helgesona i Karin af Klintberg o drużynie hokejowej złożonej z imigrantów, ale także bliskości uzależniającej – jak w „Historii MonaLisy” Jessiki Nettelbladt. Bliskość może też być krzywdząca i niebezpieczna, jak w „Osiedlu zboczeńców” Fridy i Lassego Barkforsów, wiecznie poszukiwana, jak w „Ingrid Bergman: własnymi słowami” Stiga Björkmana, i na chwilę odnaleziona, jak w filmie „Dziewczynka, która uratowała mi życie” Hogira Hiroriego, w którym mieszkający w Szwecji iracki Kurd opuszcza Europę, by ruszyć w rodzinne strony ogarnięte wojną z tzw. Państwem Islamskim.

Czym jednak jest owa bliskość? Gandini twierdzi, że w Szwecji zastąpił ją kult niezależności i samowystarczalności. Włoski reżyser od lat mieszkający w Skandynawii przygląda się swojemu otoczeniu z dystansu i przekonuje, że owocem związku dwóch powyższych wartości jest patologiczna samotność. Swoją teorię podpiera wypowiedziami szwedzkich specjalistów, lekarzy i socjologów, między innymi Zygmunta Baumana. Gandini jest ironiczny, a narrację buduje w sposób typowy dla filmów popularnonaukowych i ustawia się w kontrze wobec Szwecji mlekiem i miodem płynącej.

Szwedzkie marzenie

Taka Szwecja to mit o sile, jaką do tej pory miał chyba tylko American Dream. Mało kto próbuje go podważać. To idea wciąż pielęgnowana, leżąca u podstaw kultury i mentalności, które odciskają wyraźne piętno na Szwedach, ale także na imigrantach, co widać w dokumencie „Martha i Niki”. Reżyserka, budując osobowości tytułowych street dancerek, odsłania ich afrykańskie korzenie i staje się świadkiem dezintegracji wieloletniej przyjaźni. Trudno uciec od wrażenia, że podłożem tego rozpadu jest strach przed bliskością, która łączy kobiety. Niki czerpie z niej siłę, podczas gdy Martha jej nie potrzebuje i woli odkrywać świat sama. Niezależność jednej przyjaciółki rodzi w drugiej poczucie osamotnienia. Być może Martha pogubiła się, próbując połączyć afrykańską tradycję, w której się wychowała, z narzuconą w późnym dzieciństwie szwedzką mentalnością. Gandini w „Szwedzkiej teorii miłości” podkreślał, jak duży problem z adaptacją w Szwecji mają imigranci mierzący się ze społeczeństwem jednocześnie szczodrym i zdystansowanym.

Równie ciekawe, co opowieści o przybyszach, są dokumentalne historie o Szwedach, którzy wyjeżdżają. Czego szukają poza granicami? Co szwedzkiemu chirurgowi daje życie w Etiopii? – zastanawiał się Gandini. Z biograficznego dokumentu, zrealizowanego na podstawie listów Ingrid Bergman, czytanych w filmie przez aktorkę Alicię Vikander, wynika, że za oceanem można znaleźć i utracić marzenia, ale też zbliżyć się do jakiejś prawdy o sobie. Twórcy nakręconego na Florydzie „Osiedla zboczeńców” opowiadają o patologicznych zbliżeniach i o pedofilach jako ofiarach braku bliskości ze strony rodziców lub partnerów. Kreślą w ten sposób obraz niepokojący, który prócz niezgody na przedstawiony stan rzeczy wywołuje graniczącą z tkliwością melancholię. Ale może czasem o to właśnie chodzi? O lekką utratę kontroli nad wrażeniami i emocjami – bo to właśnie pozwala szwedzkim twórcom zbliżyć się do prawdy o drugim człowieku. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „56. Krakowski Festiwal Filmowy