Rady często funkcjonują dla samych rad

„Zurzędniczałe” rady nie są w stanie kreatywnie współtworzyć lokalnej polityki – społecznej, gospodarczej, jakiejkolwiek.

05.08.2014

Czyta się kilka minut

Krzysztof Wójcik: Sprawdzili Państwo kilka tysięcy oświadczeń majątkowych samorządowców. Co z tej kwerendy wynika?
Grzegorz Makowski: Przeanalizowaliśmy blisko 9 tys. oświadczeń. Badanie było przeprowadzone na reprezentatywnej próbie 476 samorządów wszystkich szczebli, włączając Warszawę. Zrobiliśmy studia przypadków w 11 miejscach w kraju. Wniosek jest m.in. taki, że w gminach 30 proc. radnych to pracownicy sektora publicznego. W powiatach i w województwach to blisko 50 proc. radnych. Wielu z nich jest po prostu pracownikami urzędów państwowych lub pracuje bezpośrednio w administracji samorządowej (np. w sąsiedniej gminie).
Takie rady gorzej pracują?
Hipoteza jest taka, że tam, gdzie rady są zdominowane przez urzędników, samorządy mają niższą efektywność niż te, w których są bardziej zróżnicowane; gdzie radnymi są też przedsiębiorcy i reprezentanci innych grup społeczno-zawodowych. Sądzimy, że „zurzędniczałe” rady nie są w stanie kreatywnie współtworzyć lokalnej polityki – społecznej, gospodarczej, jakiejkolwiek.
Gdzie pojawiają się nieprawidłowości czy konflikty interesów?
Najgorzej jest tam, gdzie wielu radnych żyje z publicznych pieniędzy – najczęściej w małych miejscowościach, w których praca dla gminy jest jedyną szansą na zarobek. Wtedy ręka rękę myje. Urzędnicy np. ratują radnych przed wygaśnięciem mandatu po złapaniu na jeździe po pijanemu, a ci się potem odwdzięczają, zatrudniając kuzyna. Tam, gdzie większość rady składa się osób zatrudnionych w sektorze publicznym, nie można mówić o kontroli władzy wykonawczej, bo wszyscy są ściśle powiązani zależnościami zarówno nieformalnymi, jak formalnymi. Wtedy chodzi jedynie o ochronę własnych interesów i rodzi konflikty z przeciwnikami, czy osobami spoza kręgu władzy. Radni często są w ten sposób uwikłani.
Czego możemy dowiedzieć się z oświadczeń?
Dla badacza sama jakość, choćby beznadziejna, jest już informacją: wyciągnęliśmy z nich to, co chcieliśmy, choć nie bez trudu. Niestety dla obywatela, który chciałby skontrolować swojego reprezentanta w gminie czy w powiecie, wynika z nich niewiele. Radni nie potrafią wypełniać oświadczeń, często nawet nie wiadomo, kto gdzie pracuje.
Rady zdominowane przez pracowników sektora publicznego bronią własnych interesów. Mamy z nich jakiś pożytek?
Gdybym był złośliwy, rzekłbym, że można by się bez takich rad obyć. Można by rządzić organami stanowiącymi – wybieranymi prezydentami, burmistrzami i wójtami i referendami, w których bezpośrednio wypowiadaliby się obywatele. Radni nie wykonują kompetencji kontrolnych i słabo reprezentują obywateli. Często nawet są od nich oderwani. Nie mają dla ludzi czasu, nie ma ich na dyżurach i na posiedzeniach.
Mało optymistycznie to wszystko wygląda.
Mam fatalny obraz oświadczeń majątkowych. Bywa, że postępowania CBA biorą początek od ich kontroli. Ale Biuro nie może przecież skontrolować kilkuset tysięcy dokumentów. Problem w tym, że przez niechlujstwo niemożliwa jest skuteczna kontrola obywatelska. Składa się na to wiele czynników: formularze są niejasne, radni nie potrafią wypełniać, mylą przychód z dochodem, kwoty majątku są wpisywane „na rybkę”. Wpisy na oświadczeniach wyglądają, jak recepty lekarskie: nic nie można rozczytać. A wystarczyłby prosty formularz w HTML, żeby to zmienić. Dałoby to możliwość szybkiego wyszukiwania informacji, analizowania, narzucałoby odpowiedni rygor wypełniania tych dokumentów.
Czy jest możliwość, żeby zmienić taki system i obraz rad?
Można zmienić prawo i narzucić inny tryb wypełniania oświadczeń. Ale kwestia jakości funkcjonowania organów stanowiących to o wiele głębszy problem. Kowalskiego nie interesują rady i wójtowie – to, co się dzieje w samorządzie. Wybory samorządowe od lat mają najniższą frekwencję, gorzej jest tylko w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Potrzeba nam edukacji i treningu obywatelskiego. Trzeba ludziom uświadomić, jak ważne są wspólnoty samorządowe i jak ważne są wybory tych, który sprawują tam władzę. Trzeba tego uczyć od szkoły, a ta ciągle, po 25 latach przemian, nie robi tego dobrze. Mamy źle zakorzenioną demokrację lokalną i ten problem będzie narastał, jeśli w końcu solidnie nie zabierzemy się za edukację obywatelską.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2014