Pusto

Zostań w domu, zostań w domu – proszę bardzo. Akurat ta obywatelska czynność przychodzi mi z łatwością.

23.03.2020

Czyta się kilka minut

Andrzej Stasiuk / Fot. Grażyna Makara /
Andrzej Stasiuk / Fot. Grażyna Makara /

Z tego okna wyjrzeć, z tamtego, ze wszystkich stron widok na kraj tradycyjnie udręczony się roztacza. Ruscy, Niemcy, modernizm, postmodernizm, hitleryzm, komunizm, kapitalizm, elgebetyzm, i teraz zaraza. I wszystko z zagranicy. Pamiętam jak w dzieciństwie u dziadków na wakacjach trzeba było nocą przejść przez choleryczny cmentarz. Krzyż tam stał w ciemnościach. Ciarki po plecach chodziły. I ta nazwa: „choleryczny”. Tajemnicze to było i przeklęte jakieś. Jak z najczarniejszej baśni. A teraz COVID-19. Gdzie te śniegi niegdysiejsze.

No ale już nie mogłem. Ile można wyglądać przez okna na kraj, ile można fotografować przylatujące akurat ptactwo, ten drobiazg ucieszny: kopciuszki, raniuszki, pliszki, gąsiorki i całą resztę idiotycznie świergotliwą, gdy tutaj pandemia i pandemonia. Ile można pisać o tym powieści i felietonów dla „Tygodnika”? Ile można w kółko oglądać wschody i zachody słońca? Nie mogłem i pomyślałem, że jednak wyjdę do ludzi. Zgodnie z zaleceniami krajowej administracji bardzo ostrożnie. Czyli w moim przypadku samochodem. Tak, mam ten niedostatek umysłowy, że traktuję swój samochód jak drugi dom. Wożę w nim nawet kuchenkę turystyczną, żeby zrobić sobie kawę, wożę śpiwór, karimatę i namiot. „Nie wychodź z domu, nie wysiadaj z auta” – tak sobie zmodyfikowałem zalecenie. Oczywiście miałem moralny dylemat, bo ostatnio coraz więcej słychać głosów, że ludzie strasznie żałują, że wcześniej tyle jedli, latali samolotami, pili kawę z Hondurasu po 60 zeta filiżanka oraz kupowali sobie codziennie garsonkę, ale teraz się poprawią. W średniowieczu flagelanci postępowali całkiem podobnie. No ale pojechałem, obiecując sobie, że potem już nie będę jeździł, ani kupował sobie tych garsonek.

Ach, jak pusto było. Jak we śnie mizantropa. Siódma rano i żadnych aut, żadnych rodaków. Przypomniały mi się dni młodości, kiedy mieszkałem w Warszawie. Bardzo wtedy lubiłem wychodzić na miasto w dniach, gdy graliśmy mecze międzypaństwowe. Albo gdy telewizja podała informację o wynalezieniu bomby neutronowej, która miała niszczyć jedynie siłę żywą, a resztę pozostawiać w jakim takim porządku. Zwierzam się tutaj Państwu z najczarniejszych tajemnic mojej młodzieńczej duszy, ale czyż czas zarazy nie jest najlepszym momentem na taką właśnie spowiedź?

Jechałem na wschód, w stronę Bieszczad, i łapałem w radiu religijne stacje. W każdej z nich chóry intonowały „Święty Boże”. Wiadomością dnia był fakt, że prezes udał się do kościoła i nic mu się nie stało. W eterze pachniało apokalipsą.

W Żmigrodzie wjechałem na krajową dziewiątkę. Rumuńskie i bułgarskie tiry gnały niczym bałkańskie smoki i lewiatany przez wyludnioną krainę, mając w nosie wszystkie przepisy. Bo któż miałby strzec szos, skoro trzeba było pilnować po domach zadżumionych na kwarantannie. Wyprzedzali się nawzajem pod górkę na podwójnej ciągłej. Nawet mi się to podobało. Ten Mad Max na ziemi jasielsko-krośnieńskiej. I to w Wielkim Poście. Jak też będzie wyglądała Wielkanoc, zastanawiałem się, czujnie zerkając we wsteczne lusterka. Czy Pan zmartwychwstanie samotnie? Tak jak na początku? W tajemnicy? Przy pustych trybunach? Wśród garstki najwierniejszych stojących od siebie w dwumetrowych odległościach?

W słynnej skądinąd Tylawie zjechałem do wiejskiego sklepiku, uzupełnić domowe zapasy. Miejscowy areopag na przekór czasom był już na miejscu. Starodawni z wyglądu, o twarzach udręczonych minioną nocą, w nieśmiertelnie burych barwach, sączyli harnasia albo wojaka, dzieląc się najnowszymi wieściami. Wśród nich uwijał się właściciel i spryskiwał odkażającym sprejem koszyki. „Pana też poproszę – powiedział wskazując butlę z płynem na ladzie. – Bo przecież jakoś musimy żyć, prawda?”. Skinąłem głową i wykonałem dobrze znany gest, powracający teraz w wielkim stylu . ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2020