Psycholog i powołanie

Traktowanie badań psychologicznych jako jednego z kryteriów przyjęcia do seminarium nie jest nieetyczne. Każda społeczność ma prawo określić warunki przynależności do siebie.

17.02.2009

Czyta się kilka minut

Kilkanaście lat pracuję jako wychowawca w jednym z polskich seminariów diecezjalnych. Jestem terapeutą, absolwentem Studium Psychoterapii przy Stowarzyszeniu Psychologów Chrześcijańskich. Prowadzę też terapię księży, zakonników i sióstr zakonnych. Podzielę się moimi spostrzeżeniami, mając wgląd w te dwa punkty widzenia. Psychologia i psychoterapia są użyteczne w diagnozowaniu i leczeniu wszelkiego rodzaju zaburzeń w sferze psychicznej, ale też w pracy nad rozwojem osobistym. Placet Kongregacji Wychowania Katolickiego na wykorzystywanie nauk psychologicznych w formacji kandydatów do kapłaństwa potwierdza, że Kościół to dostrzega. Dyskusja dotyczy pytania: jak korzystać z tych narzędzi? W Polsce brak jasnych kryteriów i większość z nas porusza się po omacku. Kryteria chroniące przed nadużyciami są na pewno potrzebne - obecnie to etyka zawodowa i sumienie terapeuty. Ale powinna też w grę wchodzić etyka i sumienie rektora czy mistrza nowicjatu.

Nieufność i zaufanie

Przełożeni seminariów diecezjalnych i zakonnych wobec roli psychologii i psychoterapii w formacji zajmują dwie postawy, obie błędne: nieufność i odrzucenie tych narzędzi albo ślepe zaufanie i bezkrytyczne stosowanie.

Nieufność jest pozostałością po antyreligijnym charakterze psychoanalizy Freuda czy psychoterapii w stylu Rogersa, która w USA w latach 60. i 70. "wyssała" wielu ludzi z seminariów i zakonów. W kręgach kościelnych powstało wtedy przekonanie, że psychologia - a jeszcze bardziej psychoterapia - niszczy powołania. Ten opór ma też często podłoże w osobistym lęku wychowawcy, który sam potrzebuje, ale lęka się pomocy terapeutycznej, więc ją krytykuje. Tej niechęci doświadczyłem sam, oskarżony o przesadną psychologizację formacji duchowej w naszym seminarium.

Z kolei bezkrytyczne zaufanie do narzędzi psychologicznych opiera się na pozytywnych doświadczeniach przełożonych, ale wynika też z bezskuteczności dotychczas stosowanych środków. Skandale homoseksualne z udziałem duchownych w USA, Irlandii, a ostatnio także w Polsce, wyostrzyły czujność przełożonych, którzy za wszelką cenę chcieliby wykluczyć z grona kandydatów osoby podejrzewane o takie skłonności. Problem tylko w tym, że nawet badanie psychologiczne traktowane jako sito, o czym wspomina w swoim artykule Jan Kowalski ("TP" nr 3/09), nie daje gwarancji.

Rośnie procent kandydatów pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych, po eksperymentach z narkotykami, inicjacji seksualnej, uzależnionych od internetu, po prostu niedojrzałych. Model formacji, stworzony po wojnie, przetrwał z nielicznymi poprawkami do dziś, jest więc współcześnie nieskuteczny. Sprowadza się do towarzyszenia i wskazywania niewłaściwych postaw czy zachowań. Zamiast wypracować nowy model formacji, przełożeni posiłkują się psychologią czy psychoterapią, zrzucając często na terapeutów odpowiedzialność za określenie przydatności kandydata do kapłaństwa.

Odmowa nie zawsze jest łatwa, bo zaproszenie do współpracy w wychowywaniu kleryków może łechtać nasze ego: "Szanują mnie i cenią". Jeśli seminarium nie ma jasno określonego modelu wychowania, to niech go skonstruuje. Psychologia jest tu narzędziem pomocniczym, a nie decydującym. W przypadku łaski powołania znajdujemy się na pograniczu działania człowieka i Boga. Bóg powołuje takich ludzi, jakich ma do dyspozycji w danej epoce: dziś więc mniej dojrzałych emocjonalnie i bardziej poranionych przez życie. Na pytanie: "ile psychologii i psychoterapii w formacji", jedyna odpowiedź brzmi: "tyle, ile potrzeba".

Potrzebne sito

Nie uważam, żeby traktowanie badań psychologicznych jako jednego z warunków przyjęcia do seminarium było nieetyczne. Każda społeczność ma prawo określić warunki przynależności do siebie i jednym z nich jest zdrowie czy równowaga psychiczna oraz w miarę dojrzała osobowość. Niektóre zawody również domagają się przebadania kandydatów pod kątem ich psychicznej zdolności do pracy. Pracownika, gdy się nie sprawdza, można zwolnić. O ile więc bardziej badania są potrzebne w przypadku potencjalnych przyszłych księży, których nie można "odświęcić".

Odrębnym problemem jest, gdy przełożeni postanawiają, że kleryka trzeba poddać badaniu psychologicznemu. Ten oczywiście mu się podda, ale z lęku przed wyrzuceniem. Znacząco wtedy wzmacniają się i tak już silne mechanizmy obronne. W rozmowach z psychologiem klerycy są wtedy nieszczerzy, cyniczni, zasłaniają się formacją, ojcem duchownym; testy są zafałszowane przez pragnienie ukazania się w lepszym świetle. Patrząc od strony przełożonych, wygląda to tak: kleryk sam nie zgłosi się na takie badanie, dopóki nie zostanie do niego przymuszony groźbą usunięcia. Ale dla psychologa przymuszony pacjent jest utrapieniem. Nie jest łatwo przerwać to błędne koło.

Dużą rolę odgrywa stosunek przełożonych do psychologii. Zdarza się, że badanie obroni kleryka, bo jego wynik okazuje się lepszy niż podejrzenia przełożonych. Jeśli natomiast przełożeni wysyłają sygnał do kleryka: "nie pracujesz nad sobą, więc przez testy psychologiczne poznamy twoją ukrytą motywację", uniemożliwiają skuteczną pracę psychologowi.

Można myśleć o usunięciu kandydata z seminarium, jeśli badania wykazały zaburzenie osobowości, potwierdzone przez drugie badanie wykonane przez psychologa klinicznego. Błędem byłoby usuwanie kogoś tylko dlatego, że w testach psychologicznych pojawiły się oznaki lekkiego zaburzenia. Jeśli ktoś solidnie pracuje nad sobą, to z pomocą łaski Bożej i ludzi może skorygować zachowania wyniesione z dysfunkcyjnej rodziny.

Psycholog proszony o badanie kogoś pod kątem skłonności homoseksualnych powinien odmówić, zapewniając, że nie ma testów, które to rozstrzygną. Podobnie za naiwne należy uznać oczekiwanie, że badania mogą "wykryć możliwość rozwinięcia się w psychice młodego człowieka patologii". Za dużo oczekujecie od psychologii! Nie tylko, by wykryła patologię teraz, ale też przewidziała ją w przyszłości. Winni temu są częściowo sami psychologowie, którzy nie korygują nadmiernych oczekiwań, albo sami kreują się na tych, którzy posiedli tajemną wiedzę o człowieku i dzielą się nią z innymi.

Psychoterapia

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej w przypadku kleryków przysłanych przez przełożonych na terapię. Przymus wzmaga i tak już silny opór przed psychoterapią, jaki ma każdy człowiek. Prowadzę takie osoby. Stawiam jasne warunki: proszę przełożonych, by nie kontaktowali się ze mną, bo nie dostarczam diagnozy pisemnej ani nie rozstrzygam o powołaniu osoby. Terapeuta stara się wedle swoich umiejętności pomóc we wzrastaniu do dojrzałości ludzkiej, która jest fundamentem dla łaski powołania. Łaska nie niszczy, lecz buduje na naturze.

Zasadnicze jest stawianie granic ze strony terapeuty. Sytuacja jest trudniejsza niż z osobą, która sama zgłasza się na terapię, bo uważa, że jej potrzebuje, i sama płaci. Klerycy mogą płacić częściowo, a jeśli rodzina ma takie możliwości - nawet w całości. W przypadku osób zakonnych uczucie winy, że obciążają zgromadzenie, może prowadzić do niskiego poczucia własnej wartości. Gdyby konieczna była terapia kilkuletnia, dobrze jest poradzić osobie, aby to uczyniła poza seminarium. Najtrudniejszą kwestią jest brak motywacji u osoby przysłanej na terapię. Zawsze pytam wtedy, czy tego chce, i nie przyjmuję odpowiedzi: "Nie mam innego wyjścia".

Powodzenie terapii zależy od zdobycia zaufania kleryków i stworzenia poczucia bezpieczeństwa. W omawianych przypadkach zdobycie takiego zaufania jest niewiele trudniejsze niż w przypadku innych osób. Opór nieświadomy, jaki stawiają, jest trochę silniejszy, ale nie aż tak duży, aby nie dało się nic zrobić. Wielokrotnie byłem zaskoczony otwartością pacjentów i pragnieniem szukania pomocy. Pokolenie obecnych dwudziestokilkulatków jest bardziej otwarte na pomoc terapeutyczną niż np. moje.

W 2008 r. Kongregacja ds. Wychowania Katolickiego określiła rolę psychologii w formacji kleryków. Pisaliśmy o tym w "TP" nr 45/08 i 3/09. Zobacz na www.tygodnik.onet.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2009