Przygody z pamięcią

Słoneczny dzień, tłum w parku obserwuje, jak dźwig zaczyna podnosić fragmenty wielkiego posągu: to wileński pomnik Lenina. Widzimy krok po kroku jego... odbudowę. Publiczność klaszcze, gdy figura wodza rewolucji unosi się nad ich głowami.

03.12.2012

Czyta się kilka minut

Młodzi Litwini marzą o międzynarodowej karierze / Fot. Dzięki uprzejmości: GB Agency, Paryż, oraz Galerie Barbara Weiss, Berlin
Młodzi Litwini marzą o międzynarodowej karierze / Fot. Dzięki uprzejmości: GB Agency, Paryż, oraz Galerie Barbara Weiss, Berlin

O tym wszystkim opowiada kilkuminutowy film Deimantasa Narkevičiusa „Once in the XX Century” z 2004 r.

Narkevičius urodził się w 1964 r. w Utena. Ukończył studia (rzeźbiarstwo) na Akademii Sztuki w Wilnie, do dziś mieszka w tym mieście. Wykonywał obiekty-rzeźby, wykorzystując stare meble i ubrania: mogła to być para zużytych butów, szafa czy niepotrzebny już stół. Zmieniał kontekst, w którym rzeczy dotychczas funkcjonowały, nadawał im nowe – odmienne od dotychczasowych – znaczenia. Bywało, że rzeczy stawały się składnikami instalacji, z czasem Narkevičius coraz bardziej fascynował się filmem, przy czym zaznaczał: „mój film jest rodzajem przedłużenia mojej rzeźby”.

Nowego medium nie postrzegał jako zerwania, zmiany, lecz jako kontynuację wcześniejszych działań. Obecnie Narkevičius jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i znanych artystów wizualnych wywodzących się z Europy Środkowej. Jego prace są wystawiane w prestiżowych galeriach i muzeach. Reprezentował m.in. Litwę na 49. Biennale w Wenecji w 2001 r.

Wobec dawnego systemu

Pamięć o dawnym systemie, jego dziedzictwo i doświadczenie wychodzenia z komunizmu, są podejmowane przez grupę artystów z naszego regionu. Rumuńscy twórcy Mona Vătămanu i Florin Tudor od lat przypatrują się czasom Ceauşescu. Polka Paulina Ołowska wraca do sztuki lat 60. i 70. XX wieku: odnowiła warszawski neon „Siatkarka”, teraz bada losy znanego Teatru Lalek w Rabce. Z kolei Albańczyk Anri Sala w „Intervista” (1998 r.) wykorzystał film sprzed lat, w którym występuje jego matka – wówczas działaczka albańskiej organizacji młodzieżowej, która udziela wywiadu w krajowej telewizji. Listę artystów można byłoby długo ciągnąć. Jednak to Narkevičius okazał się najbardziej wnikliwym obserwatorem naszych przygód z postkomunistyczną przeszłością. Tego, w jaki sposób sobie z nią radzimy, co i jak pamiętamy, a o czym zapominamy i wypieramy.

Paul Ricoeur mówił o duchach przeszłości, które „krążą wokół nas, ale nasza pamięć może je ulokować w czasie, może je zepchnąć w przeszłość. A jeżeli nie damy im miejsca w przeszłości, objawią się w przyszłości”. Apelował, by przywrócić przeszłości miejsce. Narkevičius pokazuje, że przeszłość wcale nas nie opuszcza, w „Once in the XX Century” nie organizował odbudowy wileńskiego pomnika Lenina, wykorzystał jedynie archiwalne nagrania (co często robi), w których przemontował kolejność wydarzeń. Zaburzył wydarzenia, komplikując przekaz, i wprowadził do niego element niepewności oraz zaskoczenia. Do komunistycznych symboli wracał, bo dobrze pamiętał, jak na Litwie wiele pomników niemalże z dnia na dzień zrzucono z cokołów. Jak sam mówił: „Każdy wydaje się myśleć, że usunięcie tych przedmiotów może doprowadzić do natychmiastowej zmiany w społeczeństwie”. To złudzenie – podkreśla artysta. Usunięcie tych rzeźb – niemych świadków historii – nie spowodowało radykalnej przemiany rzeczywistości.

W filmie „The Head” (2007 r.) zajął się innym pomnikiem ocalałym przed ikonoklazmem: chodzi o pomnik Karola Marksa w niemieckim Chemnitz (dawniej Karl-Marx-Stadt). Jego autor, Lew Kerbel, postać klasyka marksizmu przedstawił w postaci ogromniej, siedmiometrowej i ważącej czterdzieści ton głowy filozofa. Na odsłonięciu pomnika zgromadzono ćwierć miliona osób, to było wielkie NRD-owskie święto. Film Narkevičiusa prezentuje reakcje na pomnik, wtenczas i teraz. Przygląda się, jak zmieniły się postawy społeczne, nie tylko na Wschodzie, ale też na Zachodzie Europy (artysta planował przeniesienie popiersia z Chemnitz do Münster i pokazanie go na „Skulptur Projekte”). Bo przeszłość nadal inaczej jest postrzegana tu i tam.

Wspomnienia

Filmy Narkevičiusa dotykają problemu doświadczenia komunistycznego na Litwie, ale dalece wykraczają poza granice Litwy. Opowiadają o pewnej wspólnocie, o której przed laty na łamach „Tygodnika Powszechnego” pisał młodszy od niego o prawie dekadę litewski pisarz Marius Ivaškevičius: „Z drugiej strony, po upadku Związku Radzieckiego okazało się, że pół wieku wspólnoty w despotyzmie wytworzyło rzeczy, które Rosjanin, Białorusin czy Litwin łapał w lot. Najdziwniejsze jest to, że humor oparty na absurdzie, w którym żyliśmy przez 50 lat, jest nadal najbliższy ludziom, którzy go doświadczyli. Moje pokolenie ciągle używa zwrotów i powiedzonek pochodzących z radzieckich filmów i kreskówek. A cytowani przez ludzi z Zachodu Sknerus McKwacz czy Asterix i Obelix do nas nie przemawiają. Nie bawią nas, bo nie zaistnieli w naszym dzieciństwie”.

Może to trochę anegdotyczne spojrzenie, ale Ivaškevičiusowi udało się uchwycić pewną wspólnotę, która przetrwała upadek ZSRR i powstanie niepodległych państw. Wspólnotę, która tak dobrze jest widoczna chociażby w kulturze masowej (także tej współczesnej), jednej dla tego obszaru.

Sam Narkevičius obserwuje postrzeganie historii, które jest modyfikowane przez kolejne ideologie, a także losy XX-wiecznych utopii na obszarze dawnego bloku wschodniego. W „Energy Lithuania” (2000) opowiada o wielkiej litewskiej elektrowni, która miała być znakiem postępu, w „Into the Unknown” (2009) wykorzystał znalezione w archiwach niemieckiej telewizji materiały propagandowe z lat 70. i 80., pokazujące życie w NRD: przedstawiały wyidealizowany, bezkonfliktowy obraz codzienności. Artysta zmienił ścieżkę dźwiękową – ten zabieg podważył dawny propagandowy przekaz, wprowadził element zamieszania, nieoczywistości.

Narkevičius nie poprzestaje na oficjalnym przekazie, lecz łączy go z jednostkowym doświadczeniem, z tym, jak czas miniony zapamiętali „zwykli ludzie”. Stara się uchwycić to, w jaki sposób oficjalny ideologiczny przekaz zawarty w obrazach i słowach wpływał na życie każdego obywatela bloku wschodniego. To pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego różni się pamięć indywidualna od zbiorowej, konstruowanej przez komunistyczne władze, ale także przez władze późniejsze, często o antykomunistycznych przekonaniach.

W „Disappearance of a Tribe” (2005) sięgnął po rodzinne zdjęcia. Ułożył z nich prywatną opowieść o życiu Litwy lat 70. i 80. XX wieku. Nie wykorzystał propagandowych materiałów, lecz fotografie ze wspólnych wyjazdów, uroczystości rodzinnych, spotkań. To, co oficjalne pojawia się jedynie na marginesie – stara się uchwycić sposób pamiętania przeszłości „zwykłych ludzi”, którzy żyli w ówczesnej rzeczywistości, z ich radościami, rozterkami i smutkami.

Nostalgia

Nie tylko w tej pracy Narkevičiusa można znaleźć opisywaną przez Svetlanę Boym nostalgię po minionym czasie, nieunikającą ironii, ale z pełną świadomością ograniczającą pamięć do wybranych fragmentów z przeszłości. Artysta nie rozstrzyga, nie ocenia, nie formułuje ostrych potępień dawnego systemu ani też go nie gloryfikuje. Raczej patrzy z boku. Oddaje pewien stan zawieszenia, w którym nadal tkwimy. Ten stan jest wyczuwalny nawet w powstałym przez dwoma laty „Ausgeträumt”, w który sfilmował nowy litewski zespół rockowy. To praca o naiveté, jak sam mówi, naiwności, która charakteryzuje młodych Litwinów marzących o międzynarodowej karierze. W kraju bez tradycji muzycznych i bez odpowiedniej infrastruktury kulturalnej (ćwiczą w sali pamiętającej jeszcze czasy ZSRR). Nadal w tej części Europy, mimo rozmaitych sukcesów, jesteśmy trochę inni.

„Moje prace dotyczą współczesnych tematów, to podstawowe problemy, które zwykle mają korzenie w przeszłości” – pisał Narkevičius. W tej części Europy próbowano stworzyć „społeczeństwa ponad i poza historią”. Ale, jak dodaje Narkevičius: „Nowa sytuacja polityczna ponownie wrzuciła nas w obracające się koło historii, która (...) wymaga wizji. Jednak kiedy rozpoczęliśmy pracę nad tą wizją, ponownie wynurzyły się sprawy z przeszłości i zjawiska, które były ukryte pod powierzchnią ideologii. One prowadzą nas na nieznane, niechciane, nieprzyjemne terytorium, ogłupiając naszą wizję przyszłości”. Duchy przeszłości zatem wciąż krążą wokół nas.


Piotr Kosiewski jest pracownikiem Fundacji im. Batorego, publicystą „TP”, stałym współpracownikiem „Nowej Europy Wschodniej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Dobrze mieć sąsiada: Litwa