Przez braci i dla braci

Reagując na uchwalenie konstytucji marcowej w 1921 r., Józef Piłsudski miał rzucić: „Konstytuta-prostytuta”. Wielu Egipcjan chętnie powtórzyłoby dziś te słowa.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

Wielu Egipcjan uznałoby słowa Piłsudskiego za adekwatne dla określenia projektu nowej konstytucji Egiptu, ogłoszonego zaledwie przed dwoma tygodniami – i w minioną sobotę poddanego błyskawicznie pod referendum.

Pod słowami Piłsudskiego podpisałaby się zapewne ta część społeczeństwa, która nie zgadza się z rządami prezydenta Muhammada Mursiego – wywodzącego się z islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego – i uważa, że nowa konstytucja jest im narzucana siłą, zaś proces jej tworzenia dokonywał się z pogwałceniem prawa.

To właśnie oni w ostatnich tygodniach praktycznie nie opuszczali słynnego placu Tahrir w Kairze – krzycząc głośno, że sposób, w jakim islamiści zamierzają zwiększyć kontrolę nad Egiptem, to porażka rewolucji, która dwa lata temu obaliła dyktatora Hosniego Mubaraka. Wielu z tych, którzy w styczniu 2011 r. demonstrowali przeciw Mubarakowi, dziś woła, że jedno zło zostało zastąpione drugim, może nawet gorszym.

MARATON KONSTYTUCYJNY

Zaczęło się od tego, że Rada Konstytucyjna, mająca przygotować projekt, w wyniku wyborów do egipskiego parlamentu w styczniu 2012 r. została zdominowana przez islamistów z Bractwa oraz z partii salafickich. W lipcu prezydentem został Mursi, co umocniło pozycję Bractwa w procesie tworzenia nowej konstytucji. Po wielomiesięcznych sporach, w listopadzie z Rady wycofały się wszystkie partie opozycyjne, twierdząc, że zapisy projektu prowadzą do przeobrażenia Egiptu w islamskie państwo religijne. Przypuszczenia te mogą potwierdzać tempo i sposób, w jaki dokument przyjmowano: pod nieobecność opozycji, w trakcie 16-godzinnej sesji, przegłosowano wszystkie 236 artykuły projektu.

Kroplą, która przelała czarę goryczy, była wydana przez Mursiego pod koniec listopada tzw. prezydencka deklaracja konstytucyjna. Przyznawała ona głowie państwa nieograniczone prawo decyzyjne i tymczasowo wykluczała możliwość zaskarżania dekretów wydanych przez Mursiego przed jakimkolwiek sądem. Mursi przyznał sobie prawa, których nie miał nawet obalony Mubarak. Jeszcze tego samego dnia przez Kair przemaszerowała milionowa demonstracja. Ale swoich zwolenników zmobilizowało też Bractwo – i tylko cudem uniknięto rozlewu krwi.

Wkrótce potem Mursi częściowo odwołał swą deklarację. Zachodnie media błędnie zinterpretowały ten krok jako sygnał, że ugiął się przed demonstrantami. – Przecież to jest jawne śmianie się w twarz własnym obywatelom – mówi Nabil Badr, który protestował przez ostatnie tygodnie na Tahrirze (nazwisko na jego prośbę zmienione). – Deklaracja spełniła swe zadanie w stu procentach: utorowała drogę do przegłosowania zapisów konstytucji i uniemożliwiła Trybunałowi Konstytucyjnemu wydanie decyzji kwestionującej legalność Rady Konstytucyjnej.

BRACTWO OSIĄGA CEL

I rzeczywiście, Mursi (a wraz z nim Bractwo Muzułmańskie) dopiął swego: mógł w trybie ekspresowym wyznaczyć termin referendum na minioną sobotę 15 grudnia – zaledwie w dwa tygodnie po otrzymaniu projektu.

Nie przewidział tylko, że zdecydowana większość egipskich sędziów nie będzie chciała uczestniczyć w tym wydarzeniu. Ahmed El-Zeid, przewodniczący wpływowego Klubu Sędziowskiego mówił, że „90 procent egipskich sędziów odmówiło wzięcia udziału w nadzorowaniu głosowania”. Z tego powodu, na trzy dni przed terminem referendum, Mursi został zmuszony do rozłożenia go na dwa dni: 15 i 22 grudnia – najpierw głosowały największe miasta, m.in. Kair i Aleksandria, potem ma głosować słabiej zaludniona część kraju. Opozycja i organizacje pozarządowe grzmią, że w tak krótkim czasie nie da się dobrze przygotować procesu wyborczego.

Dodatkowe oburzenie wywołało mianowanie Hossama El-Gerianiego – przewodniczącego Rady Konstytucyjnej, autorki projektu – na przewodniczącego Narodowej Rady Praw Człowieka, która miała monitorować i zarządzać referendum, w tym wydawać pozwolenia niezależnym obserwatorom. W konsekwencji osoba najbardziej zaangażowana w kampanię na rzecz przyjęcia projektu miała czuwać nad transparentnością i poprawnością głosowania. W Kairze mówi się, że konstytucja została napisana przez Braci i dla Braci, a nad procesem jej przyjmowania czuwają Bracia...

DAĆ SZANSĘ SZARIATOWI?

Każdy, kto w tych dniach korzysta z kairskiego metra, musi dojść do wniosku, że Egipcjanie to naród niezwykle rozpolitykowany. Ludzie z ogromnym zacietrzewieniem próbują przekonywać się do swych racji. Słowa, które powtarzają się w trakcie tych kłótni, to: Mursi, dustur (konstytucja) i szaria (prawo islamskie).

Członek Bractwa Muzułmańskiego, którego spotkałem w meczecie Ibn Tuluna, wręczył mi anglojęzyczną wersję projektu ustawy zasadniczej. – Wielu protestuje przeciw niej i twierdzi, że szariat jest zaprzeczeniem praw obywatelskich. A ja pytam: dlaczego nie dać szansy szariatowi? Jeśli nie sprawdzimy, nigdy się nie dowiemy – przekonywał.

To zwłaszcza ten zapis budzi zastrzeżenia opozycji. Stanowi on, że podstawą ustawodawstwa w Egipcie są zasady szariatu. Niby nic nowego: poprzednia konstytucja (przyjęta w 1971 r.) zawierała identyczny artykuł i dla nikogo nie był to problem. Ale dziś realia się zmieniły. Powszechna jest obawa, że Bractwo Muzułmańskie będzie chciało wykorzystać ów zapis do realizacji swej wizji państwa. Obawy potęguje inny artykuł, który wymusza obowiązek konsultowania kwestii związanych z szariatem z uczonymi z kairskiego Al-Azhar – najważniejszego centrum myśli islamskiej na świecie. Wielu Egipcjan sądzi, że zbliża to ich kraj do modelu irańskiego i jest podstawą do ograniczania praw obywatelskich, w tym praw kobiet.

Jeśli konstytucja powinna jednoczyć, to egipski projekt dzieli naród jak nigdy przedtem. Obecne głosowanie to nie tylko kwestia „tak” lub „nie” dla konstytucji. To również „tak” lub „nie” dla islamu (tak chce to widzieć Bractwo), bądź też „tak” lub „nie” dla swobód obywatelskich i demokracji (w taki sposób interpretuje to opozycja). Znany dziennikarz Maher Hamud pyta retorycznie: „Dlaczego w kwestię głosowania angażuje się Boga? Jesteśmy narodem, który w zdecydowanej większości sprzeciwia się radykalnemu islamowi. Z drugiej strony jesteśmy bardzo religijni, dlatego używając w kampanii takich argumentów, łatwo nami manipulować”.

CHAOS JAKO STAN CIĄGŁY?

Elektorat Mursiego to najbardziej zdyscyplinowana część społeczeństwa – wynik referendum będzie więc zależeć od tego, ilu Egipcjan je zbojkotuje. Wybory prezydenckie były gorzką lekcją: ich bojkot przez znaczną część opozycji przesądził o zwycięstwie Mursiego, a islamiści zyskali argument, że wygrali w sposób demokratyczny.

Ale dziś nawet mobilizacja przeciwników Mursiego może nie być wystarczająca, a przeciw decyzji większości narodu (choćby większości niewielkiej) trudno będzie protestować. Dlatego Front Ocalenia Narodowego – utworzyli go liderzy egipskiej opozycji, m.in. laureat pokojowego Nobla Mohammad El--Baradei i były przewodniczący Ligi Państw Arabskich Amr Mussa – zachęcał do pójścia do urn i głosowania na „nie”.

Tymczasem niezależnie od wyniku referendum, dalsze protesty są bardziej niż realne. W najbliższym czasie Egipt nie będzie wzorem stabilności. Ostatnie protesty pokazały, że i zwolennicy islamistów, i zwolennicy partii świeckich są silni i zdeterminowani. Egipskie media coraz częściej wyrażają obawę, że pogrążanie się kraju w chaosie politycznym może doprowadzić do tego, iż władzę znów przejmą wojskowi.

Egiptem z jednej strony targają więc polityczne burze, a z drugiej w opłakanym stanie jest gospodarka. Jeśli nie otrzyma szybko dużego zastrzyku pieniędzy, może stanąć przed groźbą bankructwa. Aby ratować budżet, Mursi podwyższył podatki, m.in. na prąd, papierosy i alkohol. Był to jeden z warunków przyznania Egiptowi pożyczki przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (4,8 mld dolarów). Ale po kilku dniach ostrych protestów prezydent musiał odwołać tę decyzję; kwestię pomocy od Funduszu przesunięto na styczeń.

Referendum konstytucyjne jest tak ważne również dlatego, gdyż Egipt to największy (ponad 80 mln ludzi) i najbardziej wpływowy z krajów, które ogarnęła „arabska wiosna”. Od Tunezji, Libii czy Jemenu trudno oczekiwać, by służyły za wzór transformacji. Oczy zwrócone są na Egipt. Niczym mantrę powtarza się tezę, że klucz do stabilności na Bliskim Wschodzie leży w Kairze. Przejście od dyktatury do demokracji byłoby wielkim osiągnięciem, a konstytucja – i następujące po niej wybory, w 2013 r. – powinny być ukoronowaniem porewolucyjnych zmian. Powinny...

***

W chwili oddawania tego tekstu do druku, szacunkowe wyniki z pierwszego dnia głosowania wskazywały, iż niewielka większość Egipcjan – 56 proc. – opowiedziała się za przyjęciem projektu konstytucji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012