Przepis na doskonałe upadki

Mój drogi Piołunie, uzbroić się musisz w diabelską cierpliwość, bo przeklęty Post, zwany z zadęciem Wielkim, nie zalicza się do okoliczności piekłu sprzyjających.

28.02.2015

Czyta się kilka minut

Naturalnie nie zamierzam siać defetyzmu. Co to to nie! Przeciwnie – jak zwykle namawiam do wzmożenia i zwarcia szeregów. Diabeł musi być jak – nie przymierzając – pewien śmiertelnik nazwiskiem Foch, który bronił stolicy swego kraju przed przeważającymi siłami wrogami. Gdy klęska zdawała się przesądzoną, generał wysłał telegram, treść zaś tegoż telegramu przeszła do historii: „Mój środek się cofa, prawe skrzydło w odwrocie. Sytuacja jest doskonała. Będę atakował”.

I my też musimy atakować, drogi Piołunie, choć w tym czasie szczególnie mierzi i niepokoić musi widok wciąż długich kolejek do konfesjonałów. Jeszcze wielu, zdecydowanie zbyt wielu głupców trzyma się tych średniowiecznych praktyk... Dlatego zintensyfikować trzeba czarny PR, wzmocnić dezinformację. Kiedyś już zresztą pisałem Ci, jak obrzydzać spowiedź; jak w zarodku tłamsić kiełkującą w pacjentach potrzebę oczyszczenia, zrzucenia przygniatającego ich duszę balastu. Pozwól, że teraz tak ważki temat nieco pogłębię i rozwinę.

Otóż sięgać trzeba po metody sprawdzone, a do tych zaliczamy pytanie równie przewrotne, co fundamentalne: dlaczego z moich grzechów, z intymnych sekretów – mam się wywnętrzać innemu człowiekowi? Człowiekowi z reguły obcemu, ba – niewykluczone, że ode mnie głupszemu? Jakim prawem prostak po byle jakim seminarium miałby mnie oceniać i pouczać?

Już pewnie dostrzegasz, drogi Piołunie, że za powyższą logiką skrywa się najważniejszy z grzechów. Pycha. Ach, jak dobrze jest poczuć się lepszym od innych... Oto wymarzony początek duchowego samobójstwa. Kto już na starcie uznał, że jest ponad – nie klęknie przy konfesjonale. Ciekawe zresztą, że podobnym pacjentom nigdy nie zaświta myśl, iż dziwnym trafem ich religia bierze początek nie od filozofów i literatów, ale od Cieśli i kilku rybaków.

Pytanie drugie: po co spowiadać się u klechy, skoro samemu można wszystko wyznać bezpośrednio do niewidzialnego Ucha Wszelkich Uszu? Ileż razy słyszałem, drogi Piołunie, jak pacjenci zarzekali się, że przecież iść mogą na spacer po parku bądź lesie, albo samotnie wybrać się w góry, zrobić tam rachunek sumienia i grzechy myślą przetelegrafować Temu, który widzi w ukryciu... Piękne, nieprawdaż? Radzę jednak nie pytać ich, czy kiedykolwiek faktycznie poszli do lasu, parku bądź w góry, i zafundowali sobie samoobsługową spowiedź. Bo okaże się, że owszem – byłoby cudownie, ale nigdy tak nie postąpili.

Tu też mamy do czynienia z pychą, matką wszelkich upadków. Bo człowiek niemal zawsze zwykł się przeceniać. Na prawo i lewo opowiada o wolności, samodzielności, dojrzałości i niezależności. Godzinami bajdurzy, czego to by nie zrobił, ale bez odrobiny dyscypliny, ociupiny zwyczaju bądź krztyny nawyku – gubi się biedaczyna i zapomina o sprawach najważniejszych.

Jest też człek święcie przekonany, że nikt nie zna go tak dobrze, jak on sam zna siebie. Dlatego żaden postronny obserwator, a już na pewno jakiś ograniczony klecha, nic sensownego doradzić mu nie może. Jakiż to grzech, drogi Piołunie? Brawo, znowu pycha.

Ale bądźmy miłosierni i przyjmijmy nawet optymistyczne założenie, że delikwent poszedł do parku, lasu bądź w góry; że rzetelny zrobił rachunek sumienia; że oczy wzniósł ku górze i wszystkie grzechy, słabości, upadki i niesprawiedliwości swe wyrecytował i posłał w Nieskończony Błękit. Cudnie. Ale co potem?

Skoro nie potrzebujesz pośredników w swoich rozmowach z Panem B. – cóż, sam sobie powinieneś zadać pokutę. Ale jaką, by w sumieniu uznać, że wystarczająco jest surowa, zarazem jednak nie ociera się o masochizm? Jak tu u licha być bezstronnym i akuratnym? Trzy zdrowaśki wystarczą, a może pięć dni o chlebie i wodzie? Przecież nawet prawo świeckie głosi: „Nemo iudex in causa sua”.

Niestety, jest i gorszy dylemat: dostałeś rozgrzeszenie czy nie dostałeś? Drzewa szumią, chmury płyną, a niebiosa – milczą. Milczą jak zaklęte. Oczywiście pozostaje jedna opcja: samemu się rozgrzeszyć. Ale, drogi Piołunie, czy na tym i tamtym świecie wyobrazić sobie umiesz pychę większą niż samorozgrzeszenie?

Twój kochający stryj Krętacz ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2015