Przeciw Europie, pod rękę z Rosją

Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego francuska skrajna prawica łapie wiatr w żagle. Jej liderka, Marine Le Pen, chce zdemontować Unię i flirtuje z Putinem.

28.04.2014

Czyta się kilka minut

 Marine Le Pen podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi, Paryż, kwiecień 2012 r. / Fot. Martin Bureau / AFP/ EAST NEWS
Marine Le Pen podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi, Paryż, kwiecień 2012 r. / Fot. Martin Bureau / AFP/ EAST NEWS

Front Narodowy staje się trzecią siłą polityczną we Francji! – alarmuje prasa nad Sekwaną. Po raz pierwszy takie ostrzeżenie padło zupełnie już na poważnie po marcowych wyborach municypalnych: skrajnie prawicowi kandydaci zdobyli wtedy władzę w kilkunastu miastach małej i średniej wielkości. Nigdy dotąd Front Narodowy, istniejący od 1972 r., nie miał tylu burmistrzów.

Front wyprzedza socjalistów

Był to bez wątpienia dobry wynik. Ale mówienie o wielkim sukcesie Frontu na szczeblu lokalnym – jak to przedstawiała Marine Le Pen, przewodnicząca FN – byłoby przesadą. Przynajmniej na razie. Znacznie więcej merostw niż skrajna prawica zdobyła nie tylko centroprawicowa UMP, ale także socjaliści, centryści czy radykalna lewica.

Jednak pani Le Pen spodziewa się, że godzina jej prawdziwego triumfu jest już blisko – i że wybije ona w czasie majowych euro wyborów. Gdyby głosowanie odbyło się dziś, jej partia mogłaby liczyć na ponad 20 proc. poparcia, co dałoby jej drugie miejsce: tuż za opozycyjną prawicą (UMP, czyli ugrupowaniem eksprezydenta Nicolasa Sarkozy’ego), a przed rządzącymi socjalistami.

Tymczasem skrajna prawica jak dotąd nigdy jeszcze nie przekroczyła we Francji granicy dwudziestoprocentowego poparcia, choć dwukrotnie zbliżyła się do tego progu. Najpierw – gdy Jean-Marie Le Pen (ojciec obecnej przewodniczącej) w 2002 r. dostał się do drugiej tury wyborów prezydenckich, ku osłupieniu i przerażeniu elit. Ponownie, gdy w 2012 r. na jego córkę, także w walce o prezydenturę, głosowało blisko 18 proc. Wtedy to popularność zyskał wyborczy slogan o nacierającej „fali Marine” (vague Marine to gra słów: oznacza też „morską falę”).

Mocna, nowoczesna kobieta

Skąd się biorą tak wysokie dziś notowania radykalnej prawicy? Przede wszystkim z niechęci sporej części Francuzów do UE w jej obecnym kształcie. Politolog Pascal Perrineau twierdzi w „L’Express”, że wraz z nadejściem kryzysu Europa stała się nad Sekwaną idealnym „kozłem ofiarnym”, obwinianym o wszystkie codzienne problemy.

Tymczasem już wcześniej eurosceptycyzm miał we Francji mocne korzenie: w 2005 r. Francuzi odrzucili w referendum traktat konstytucyjny, a jeszcze dwa lata temu jedna trzecia ankietowanych chciała powrotu narodowej waluty – franka.

Alain Duhamel, nestor francuskich komentatorów politycznych, stwierdził niedawno w radiu RTL, że wśród francuskich przywódców „jedynie Marine Le Pen proponuje niezwykle prostą – choć może absurdalną – odpowiedź na problemy Unii: nie dla Europy, nie dla strefy euro, wyjdziemy z Unii, trzaśniemy drzwiami i po kłopocie”. A Francuzi, którzy mają dość rosnącego bezrobocia i gospodarczej stagnacji, obwiniają Unię: wspólna waluta, tania imigrancka siła robocza i gospodarczy „dyktat Brukseli”, która zmusza do dławienia deficytu budżetowego i zaciskania pasa.

Energiczna blondynka Marine Le Pen zręcznie gra na tych emocjach i lękach rodaków. Znakomicie przemawia, świetnie radzi sobie na wiecach i przed kamerą, elokwencją i pewnością siebie zbija z tropu dziennikarzy. Unika jak ognia „drętwej mowy”, czym wyróżnia się na tle innych polityków.

46-letnia prawniczka (prowadziła praktykę adwokacką), matka trójki dzieci, dwukrotnie rozwiedziona, dziś w wolnym związku – uosabia kobietę nowoczesną i niezależną. Przedstawia się Francuzom jako ktoś, kto rozumie ich troski i samotnie walczy z wrogim jej „establishmentem”.

Front chowa rogi

Przez 30 lat – jak pisze dziennik „Le Monde” – Front Narodowy pod wodzą Le Pena (ojca) pozostawał we francuskiej polityce „diabłem wcielonym”. To już jednak przeszłość. Od chwili przejęcia kierownictwa w partii trzy lata temu, Marine Le Pen stara się oddemonizować wizerunek ugrupowania. Coraz więcej Francuzów uznaje Front za „normalną” formację, a nie – jak jeszcze kilka lat wcześniej – za groźną ekstremę.

Według politologa prof. Georges’a Minka, dzisiejszy Front w niewielkim stopniu przypomina partię z jej początków.– W odróżnieniu od Jeana-Marie Le Pena, jego córka bardzo się stara, by nikt nie posądził jej o antysemityzm czy rasizm. Skrupulatnie kontroluje różne słowne wyskoki działaczy swojej partii, zwłaszcza te dotyczące II wojny światowej i Holokaustu – mówi „Tygodnikowi” Mink. Ojciec Le Pen często rozpętywał skandale swoimi prowokacyjnymi wypowiedziami; oskarżano go np. o negowanie zbrodni nazistowskich, gdy oświadczył, że „komory gazowe były tylko detalem historii II wojny światowej”.

Mink uważa, że córka próbuje dziś pokazać, iż Front ewoluuje w stronę politycznej poprawności. – To zresztą dziś typowe dla innych populistów europejskich, jak choćby ugrupowania Jobbik na Węgrzech – dodaje politolog.

I wygląda na to, że strategia pani Le Pen przynosi efekty.

Zafascynowana Putinem

A może naprawdę Front przeszedł przemianę i stał się normalną partią, akceptującą zasady liberalnej demokracji? Wątpliwe. Przede wszystkim, niektóre elementy jego programu są otwarcie antyunijne i nacjonalistyczne. Le Pen lubi porównywać Unię Europejską do Związku Sowieckiego i domaga się, by Unię jak najszybciej „zdemontować”, jak kiedyś ZSRR.

– Postulowanie wyjścia Francji ze strefy euro, głoszenie samowystarczalności gospodarczej państwa, niechęć wobec imigrantów spoza Europy, zwłaszcza muzułmanów: te punkty programu Frontu nie zmieniły się od lat – uważa Mink.

Do tego dochodzą poglądy Marine Le Pen na politykę zagraniczną. Najogólniej, popiera ona izolacjonizm Francji. W ostatnich latach sprzeciwiała się ostro interwencji Zachodu w Libii w 2011 r. czy planowanej akcji militarnej przeciw reżimowi w Syrii. Teraz, po aneksji Krymu przez Rosję, odwiedziła Moskwę, gdzie spotkała się m.in. z szefem Dumy Siergiejem Naryszkinem i poparła pomysł „federalizacji” Ukrainy. Skrytykowała też jako „kontrproduktywne” sankcje Zachodu wobec Moskwy, będące skutkiem jej agresji na Ukrainę.

Skąd taka postawa? Zdaniem Minka, panią Le Pen „najwyraźniej fascynuje Putin jako twardy lider”: ten, który zdecydowanie broni suwerenności państwa, sprzeciwia się rozszerzeniu wpływów Unii i bez litości zwalcza terroryzm czeczeński (tj. islamski, co dla liderki Frontu istotne).

– Le Pen dziękowała w Moskwie Putinowi, że chroni świat od nowej zimnej wojny. To surrealistyczna demagogia – mówi Mink. Z kolei Alain Duhamel twierdzi, że pani Le Pen „uosabia wręcz archetyp lidera skrajnej prawicy” (choć się oburza, gdy ktoś mówi o skrajnym charakterze jej partii).

Przeciwnicy Frontu liczą, że ­większość Francuzów nie da się zwieść pani Le Pen. Ale wydaje się, że rozczarowanie Unią i starymi partiami torują jej drogę do sukcesu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2014