Process poszoł!

25 lat temu przywódca sowieckiego imperium Michaił Gorbaczow ogłosił pierestrojkę – reformę systemu. Wbrew jego intencjom był to początek końca ZSRR i komunizmu. Rówieśnicy pierestrojki wychodzą dziś w Rosji na ulice i żądają demokracji.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

Młyny przemian przyspieszyły. Pogrążone przez ostatnie lata w politycznej śpiączce rosyjskie społeczeństwo w grudniu 2011 r. przebudziło się – i zgłosiło władzom zapotrzebowanie na nową umowę społeczną. Nie chcemy rewolucji – zastrzegają przy tym nowi „dekabryści”, wywodzący się głównie z klasy średniej, coraz silniej uniezależniającej się od państwa. A czego chcą? Czy ich wystąpienia są tylko wołaniem o ozdrowienie chorego systemu, stworzonego przez Władimira Putina – czy raczej kamieniem uruchamiającym lawinę, która pogrzebie gnijący system? Czy są zapowiedzią „kolorowej rewolucji” – czy może „pierestrojką numer dwa”? A może ani jednym, ani drugim?

Tak czy inaczej – od historycznych analogii z wydarzeniami, które rozegrały się w ZSRR w 1987 r. i w latach kolejnych, uciec dziś nie sposób.

Promyk w królestwie mroku

Pierestrojka (przebudowa), ogłoszona przez Michaiła Gorbaczowa 25 lat temu, okazała się zwiastunem zmierzchu i demontażu systemu komunistycznego (choć jej autor wcale tego nie chciał). Ci, którzy dziś wychodzą na ulice Moskwy i innych rosyjskich miast, aby protestować przeciw manipulacjom władz, są wiekowo w dużej mierze rówieśnikami pierestrojki.

Wielu obserwatorów, którzy próbują doszukać się analogii między tamtą sowiecką pierestrojką z dzisiejszą sytuacją w Rosji, w ostatnich protestach „białych kołnierzyków” dostrzega zaczyn doniosłych zmian społecznych, a może i politycznych. Kilku podobieństw faktycznie można się dopatrzeć, niemniej różnic jest bardzo wiele: inny kontekst, inne uwarunkowania, inni ludzie... Ale po kolei.

„Process poszoł”, proces ruszył – te słowa genseka Gorbaczowa uważa się za sztandarowe hasło przemian, jakie nastąpiły w latach 80. w przeżywającym kryzys ZSRR. W 1987 r., na styczniowym plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, pierestrojkę ogłoszono głównym kierunkiem rozwoju kraju.

Na marginesie: kto dziś rozumie takie pojęcia jak „plenum”? Na wszelki wypadek przypomnę więc, że były to regularne posiedzenia Komitetu Centralnego KPZR, poświęcone najważniejszym problemom partii i życia w kraju, zwoływane pomiędzy zjazdami partii. Radziecka telewizja nadawała entuzjastyczne relacje z tych nudnych jak flaki z olejem posiedzeń, podczas których siedzący bez ruchu partyjni staruszkowie, śpiąc z otwartymi oczami, słuchali wielogodzinnych wystąpień o doniosłych inicjatywach sekretarza generalnego...

Przebudzenie 1987

Ale wtedy, w drugiej połowie lat 80., uczestnicy posiedzeń na szczytach imperium nie tylko się obudzili, ale nawet pozwalali sobie na ożywione spory. Na oczach telewidzów wypadła jedna ze śrub spajających system: na zewnątrz wydostawały się domowe dyskusje partyjnego areopagu. To była pierwsza jaskółka „siostry” pierestrojki – jawności (ros. głasnost’). Ale o niej za chwilę.

Odczytany na tamtym plenum w styczniu 1987 r. referat Gorbaczowa „O pierestrojce i polityce kadrowej partii” zawierał wytyczne: przekształcić KPZR z państwowej struktury w realną partię polityczną, odnowić kadry, poszerzyć demokrację w szeregach partii (inna sprawa, że nigdy jej tam nie było), wprowadzić alternatywne wybory do rad...

Przełomowe było to, że władza sowiecka, do tej pory przecież nieomylna, niewzruszona i jednolita, ogłosiła wszem i wobec, iż ustrój nie jest doskonały. Co więcej: zapowiedziała, że rzuci najlepsze siły partii na jego udoskonalenie. Hasło Gorbaczowa spotkało się z poparciem tzw. postępowej frakcji partyjnej góry (poszerzono ją o reformatorów, m.in. Borysa Jelcyna, później prezydenta Rosji), ale także ze sprzeciwem konserwatywnego betonu. W kolejnych latach Gorbaczow stopniowo pozbywał się więc z KC KPZR starych towarzyszy z breżniewowskiego jeszcze zaciągu.

Zastój, jaki nastąpił wcześniej – w ostatnich latach rządów niezatapialnego genseka Leonida Breżniewa, zmarłego w 1982 r. – zaczynał być balastem. ZSRR przegrywał rywalizację ze wstrząsanym kryzysami, ale ciągle poszukującym nowych rozwiązań Zachodem. Moskwie nieodzowny był zatem nowy „drive”. Gorbaczow – wybrany najwyższym przywódcą ZSRR w 1985 r. (miał 54 lata; jak na tę funkcję w realiach ZSRR był bardzo młody) – zainicjował pierestrojkę, zmiękczył pozycję wobec Zachodu.

I rzeczywiście, „process poszoł”.

Jeszcze jedna śrubka

Pierestrojka lat 80. została zesłana z góry przez najwyższego partyjnego archanioła i poparta przez dużą część nomenklatury. Na tym polega kardynalna różnica z dzisiejszą sytuacją.

Bo dziś to nie władza i nie żyjąca z nią w symbiozie biurokracja, ale niezaangażowani dotąd politycznie ludzie, którzy do czegoś samodzielnie w życiu doszli, domagają się nowej pierestrojki, demonstrują niezgodę wobec metod rządzenia, kłamstw w mediach, złodziejstwa, panoszenia się i bogacenia elit. Działają spontanicznie, przez co nieprzewidywalnie. To, co dziś dzieje się w ruchu niezadowolonych, nie jest (przynajmniej nie wydaje się), jak w przypadku pierestrojki, zamierzonym projektem władz w celu liftingu systemu. Niezadowoleni na razie wiedzą, czego nie chcą: nie chcą Putina z jego kliką, nie chcą rewolucji i rozlewu krwi, nie chcą fasadowych, sfałszowanych quasi-wyborów, nie chcą kłamstwa władz.

Co z tego wyniknie? Trudno powiedzieć. Gorbaczow nie chciał przecież w połowie lat 80. demontować komunizmu. Chciał tylko operacji plastycznej, wygładzenia zmarszczek na obliczu systemu, który miał mieć, zgodnie z jego wolą, wymiar bardziej ludzki. Ale miś zaczął się sypać, okazało się, że trociny są tak przegniłe, że nie ma co zbierać.

Co ciekawe, w minionym tygodniu, w 25. rocznicę historycznego „pierestrojkowego” plenum, 81-letni Gorbaczow zabrał głos – i wystąpił z inicjatywą przeprowadzenia w Rosji referendum w sprawie reformy konstytucyjnej i zdemontowania zbudowanego przez Putina „pionu władzy”. Czy coś z tego wyniknie, poza odnotowaniem wystąpienia „Gorbiego” przez zachodnie media?

Gorbaczow 1987, Putin 2012

25 lat temu tak zwane masy jeszcze spały, choć snem czujnym, takim tuż przed dzwonkiem budzika. No bo z jednej strony „jakoś to było” – Moskwa radziła sobie, załatwiając po błatu (po znajomości) dostęp do deficytowych towarów, a prowincja przyjeżdżała do stolicy po zaopatrzenie w kiełbasę doktorską i francuskie kremy do twarzy (za granicę nikt wtedy poza wybrańcami nie jeździł, na rynek, głównie w stolicy, rzucano więc od czasu do czasu luksusowe w pojęciu radzieckim towary z Europy).

Ale z drugiej strony, coś się działo: przestano zagłuszać wraże zachodnie rozgłośnie (BBC i Głos Ameryki w 1987 r., Radio Swoboda i Deutsche Welle w 1988 r.), najważniejszy dysydent Andriej Sacharow w 1986 r. powrócił z zesłania w Gorkim, wypuszczono część więźniów sumienia, w inteligenckich domach czytano samizdat i przemycane z Zachodu wyklęte książki; zresztą w kolejnych latach i w oficjalnym obiegu pojawiły się zakazane wcześniej pozycje Anny Achmatowej, Wasilija Grossmana, Borysa Pasternaka.

Jeśli więc chodzi o paralele (mocno niedoskonałe pod każdym względem) pomiędzy czasami pierestrojki i dzisiejszym rosyjskim przebudzeniem, to nic nie wskazuje na to, aby obecnie Władimir Putin – idąc za przykładem Gorbaczowa uwalniającego Sacharowa – miał zamiar wypuścić na wolność dzisiejszego rosyjskiego dysydenta numer jeden, czyli Michaiła Chodorkowskiego.

A skoro o Chodorkowskim mowa, to początek jego – i wielu dzisiejszych rosyjskich krezusów – drogi do pieniędzy miał miejsce właśnie w okresie pierestrojki. Ogłoszona przez Gorbaczowa częściowa liberalizacja gospodarki, dopuszczenie istnienia tzw. kooperatyw (były to firmy tworzone na zasadach prawa spółdzielczego, taki krok w kierunku spółek prywatnych), a więc wyrywkowe urynkowienie, dała możliwość prowadzenia działalności gospodarczej na własną rękę, poza segmentem państwowym.

Głasnost’

Rzucone przez Gorbaczowa hasło głasnosti – czyli większej otwartości w mówieniu o problemach – było poluzowaniem kolejnej śruby spajającej system. Choć partia jeszcze nie zrezygnowała z monopolu na „prawdę”, to sama możliwość krytykowania władz w telewizji i prasie oraz zdjęcie zakazów z kilku tematów będących dotąd tabu stworzyły szczelinę, przez którą zaczęły się sączyć nowe treści.

Trzeba pamiętać, że tuż przedtem, w 1986 r., miała miejsce katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu. Blokada informacyjna wokół tej tragedii została poddana druzgocącej krytyce na świecie. Trudno powiedzieć, na ile to właśnie Czarnobyl przyczynił się do rozkręcenia projektu głasnosti – ale na pewno sprawił, że także „na dole” pojawiło się zapotrzebowanie na rzetelne informowanie, przynajmniej o zagrożeniach.

Kultowym programem telewizyjnym tamtych lat był „Wzglad” („Spojrzenie”), prowadzony przez młodych dziennikarzy, którzy nie byli podobni do wygarniturzonych manekinów, prowadzących programy publicystyczne o sukcesach radzieckiej polityki i gospodarki. „Wzglad” pokazywał wycinki rzeczywistości w nowym stylu, odartym z archaicznej (można powiedzieć: geriatrycznej) otoczki propagandowej. Prezentował nieobecne do tej pory w telewizji tematy – jak np. krytyczne reportaże z Afganistanu, gdzie armia sowiecka wypełniała „internacjonalny obowiązek”, a do kraju wracały „czarne tulipany”, jak nazywano samoloty transportujące trumny z ciałami poległych.

„Wzglad” nadawał też klipy muzyczne – nowinkę na rynku sowieckim. W muzyce panował rock. A idol młodego pokolenia, Wiktor Coj, śpiewał hymn tamtych lat: „Czekamy na zmiany”.

Głosujet za Putina

Czy tamta głasnost’ da się przełożyć na dzisiejszą sytuację?

Monopolu w mediach, tak ścisłej reglamentacji informacji i wykuwania jednolitej linii propagandowej jak w ZSRR, dziś w Rosji nie ma. Owszem, władze sprawują pieczę nad najpopularniejszym medium – „zombojaszczikiem”, czyli telewizją realizującą odgórne zamówienia na pudrowanie mózgów, a także nad częścią wysokonakładowych gazet. I na razie nic nie wskazuje na to, aby Putin zamierzał zrezygnować z tego znakomitego medialnego instrumentu, jakim jest powolna mu telewizja. W pewnym momencie po niedawnych protestach na placu Błotnym w Moskwie zabrzmiało enigmatyczne hasło powołania jakiejś telewizji publicznej (społecznej), ale nikt poza tę mgławicową zapowiedź dotąd nie wyszedł.

Podczas ostatnich protestów najważniejszym medium okazał się internet – to portale społecznościowe pozwoliły na swobodną komunikację ludzi skrzykujących się na demonstracje, wymieniających informacje o fałszerstwach wyborczych, dyskutujących o sposobach protestu. Już wcześniej blogosfera stała się trybuną, z której punktowano korupcję, przestępstwa, oszustwa wyborcze (i nie tylko wyborcze) czy samowolę siłowików [ludzi z otoczenia Putina, wywodzących się z tajnych służb i armii – red.]. To na internetowych inicjatywach, m.in. Rospil.info (strona publikująca informacje o korupcji), wyrósł Aleksiej Nawalny – najpopularniejszy z liderów protestów.

Jeszcze słowo o Coju i złotych, „pierestrojkowych” latach rosyjskiego rocka. Tamta muzyka to było ważne słowo młodego pokolenia, oddech autentyzmu, bunt, jasno sformułowane zamówienie społeczne. Słowa piosenek Coja były na ustach wszystkich. Upajały, dawały poczucie sensu, wołały o wolność...

Dziś na rosyjskiej estradzie króluje popsa i szanson, czyli muzyczna papka dla niewymagającej publiczności. Rock wegetuje na marginesie życia muzycznego. Jurij Szewczuk, lider grupy DDT, zaangażował się politycznie po stronie niezadowolonych, ale nie wylansował przeboju na miarę „Czekamy na zmiany”. W internecie krążą za to skoczne piosenki w rodzaju „Nasz durdom gołosujet za Putina” (Nasz dom wariatów głosuje na Putina) – satyra na ustawione wybory i sztucznie pompowane poparcie dla „lidera narodu”. Śmieszne, lecz płytkie.

Ale zapotrzebowanie na pieśń protestu jest. Może za jakiś czas pojawi się nowy Coj?

Przyspieszenie 1987...

Do września 2011 r., gdy na zjeździe partii Jedna Rosja Putin oznajmił, że wraca na Kreml, snuto już porównania – między pierestrojką Gorbaczowa a modernizacją prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Teraz, grzecznie ustępując miejsca „starszemu”, Miedwiediew przestał się liczyć w grze o władzę. Część jego otoczenia (zwłaszcza tzw. zaplecze eksperckie) miała przez chwilę nadzieję, że wcieli on w życie rzucone przez siebie hasło modernizacji. Porównywano ją do jednego z haseł pierestrojki: „przyspieszenia” (uskorienije). „I uskorienije, i modernizacja zaczęły się dzięki odgórnej inicjatywie – pisał tygodnik „Russkij Rieportior”. – I w pierwszym, i w drugim przypadku ważne było publiczne uznanie przez najważniejsze osoby w państwie dystansu, jaki dzieli Rosję i jej zachodnich rywali”.

Hasło pogoni za uciekającym Zachodem zawsze jest w Rosji tyleż chwytliwe, co złudne. „Uskorienije po sowiecku oznaczało zwiększenie państwowych inwestycji w budowę nowych zakładów, których produkcji nikt nie chciał kupować – pisze „Russkij Rieportior”. – W rezultacie kraj otrzymał niedokończone obiekty bez perspektyw, inwestycje utopiono bez sensu”.

Zwiększanie inwestycji w realny segment gospodarki było też hasłem modernizacji Miedwiediewa. Ale poza wirtualnymi projektami – w rodzaju innowacyjnego centrum w Skołkowie – nic konkretnego z tego nie wynikło. Zresztą o modernizacyjnych projektach (jeszcze) prezydenta jakoś w ogóle po wrześniu ubiegłego roku zapomniano.

...i przyspieszenie 2012

O przyspieszeniu – już bez ironii – można mówić za to teraz. Choć znaczenie tego pojęcia jest zupełnie inne.

Wydarzenia po grudniowych wyborach do Dumy faktycznie przyspieszyły. Stara umowa społeczna, polegająca na tym, że władza rządzi, a społeczeństwo odsuwa się od toru i do polityki nie miesza w zamian za stabilny byt, ewidentnie się wyczerpała. Nowe zasady umowy dopiero się wykuwają. Czy przejście przez kolejny bród historycznego rozwoju będzie się nazywać „drugą pierestrojką” albo, jak piszą niektórzy, nawiązując do pojęć informatycznych, „pierestrojką 2.0”?

„Imperatywem drugiej pierestrojki będzie przekształcenie Rosji w narodowe państwo europejskiego typu – twierdzi politolog Stanisław Biełkowski. – Na tym polega główne zamówienie społeczne, którego Putin z całą pewnością nie potrafi wypełnić. Putin, będąc liderem nieformalnej korporacji ds. utylizacji tego, co zostało po ZSRR, jest zmuszony konserwować imperialne symbole i konstrukcje, jako że legitymacją jego władzy jest obietnica odbudowy imperium. Ale imperium nie zostało odbudowane i nie ma na to szans”.

To tylko jeden z wariantów rozwoju sytuacji. Putin – tak, na razie, ale nie na długo.

***

Tamta pierestrojka Gorbaczowa zakończyła się rozpadem państwa. Według Putina była to największa geopolityczna katastrofa minionego stulecia. Putin na pewno nie chce powtórek z tamtego repertuaru – stąd zabiegi o uspokojenie sytuacji, wzmocnienie kontroli, mobilizacja aparatu w celu zapewnienia zwycięstwa już w pierwszej turze wyborów prezydenckich, zapowiedzianych na 4 marca. A po 4 marca – zamiast dialogu – przykręcenie śruby.

Władzy ta kombinacja może się jeszcze udać. Ale nie będzie ona stanowić fundamentu nowej umowy społecznej. O tym, jaka będzie ta umowa, na jakich warunkach zostanie zawarta, trudno dziś przesądzić.

Pociąg historii pędzi dziś w Rosji bardzo szybko.

Podobnie jak 25 lat temu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012