Prezent

6 grudnia w "Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł Wojciecha Czuchnowskiego "Lustracja dekonspiracja", poświęcony (utajnionemu) procesowi lustracyjnemu Tomasza Turowskiego.

13.12.2011

Czyta się kilka minut

Ze względu na datę publikacji można ten tekst potraktować jako prezent dla czterech zamieszanych w sprawę instytucji państwowych: Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Agencji Wywiadu i Instytutu Pamięci Narodowej. To one powinny prezent przyjąć i przemyśleć.

Z dokonanego przez dziennikarza "GW" zestawienia faktów dowiedzieć się można, że Turowski był w latach 70. i 80. agentem peerelowskiego wywiadu, oraz że w roku 1990 - po pozytywnej weryfikacji - stał się oficerem wywiadu niepodległej RP i zarazem dyplomatą, pracującym w MSZ. "Od 1996 do 2001 r. był ministrem pełnomocnym Ambasady RP w Moskwie, a od 2001 do 2005 ambasadorem Polski na Kubie". W roku 2007 przeszedł na emeryturę, pozostając nadal współpracownikiem służb wywiadowczych; w tym samym roku odszedł z dyplomacji i założył spółkę zajmującą się handlem z Rosją. W lutym 2010 r. wrócił do pracy w MSZ i został raz jeszcze wysłany na placówkę do Moskwy. 10 kwietnia 2010 r. był w gronie polskich dyplomatów, czekających na lądowanie w Smoleńsku prezydenckiego samolotu.

3 W czasach PRL-u Tomasz Turowski pracował jako agent w Watykanie i we Francji; dzisiaj trudno ten fakt pozytywnie oceniać, trudno też dociec (dysponując garścią podanych przez Czuchnowskiego faktów), jakie były rezultaty owej pracy. Pewniejsze są jego późniejsze losy: w niepodległej RP doszedł do stopnia pułkownika i dyrektorskiego stanowiska w służbie wywiadu; musiał być wysoko oceniany - inaczej nie podtrzymywano by z nim współpracy i nie proponowano powrotu do dyplomacji.

Uważa się zwyczajowo, że państwo powinno we własnym interesie starannie chronić ludzi związanych z wywiadem i zapobiegać ich dekonspiracji. Tomasz Turowski ma wiele powodów, by powątpiewać w prawdziwość tego przekonania. Niepodległa Polska, której służył przez kilkanaście lat jako oficer wywiadu, w nagrodę postawiła go przed sądem i oznajmiła mu, że jest kłamcą lustracyjnym. Przy okazji zaś uczyniła jawnym to, co miało pozostać strzeżoną przez państwo tajemnicą.

Sprawa Tomasza Turowskiego odsłoniła wady obowiązującego prawa; przy okazji udowodniła, że ważne instytucje państwowe nie wypracowały mechanizmów współpracy w sytuacjach niejednoznacznych i wymagających szczególnej rozwagi. Zatem: najpierw okazało się, że Turowski po przejściu na emeryturę traci część dotychczasowej ochrony, przysługującej mu jako oficerowi wywiadu, a dokumenty dotyczące jego przeszłości stają się częściowo jawne i zaczynają krążyć pomiędzy kilkoma instytucjami. Następnie byłemu oficerowi uświadomiono, że jako współpracownik wywiadu powracający do pracy w MSZ musi opisać w oświadczeniu lustracyjnym, przeznaczonym dla IPN, swoje związki z wywiadem PRL (tego wymogu Turowski nie spełnił; trzeba to zauważyć, choć można też zrozumieć).

Zdarzenie kolejne jest kluczowe dla całej sprawy; na ślad związków Tomasza Turowskiego z wywiadem PRL trafiła pani prokurator z pionu lustracyjnego IPN i w poczuciu ważności swego odkrycia zadzwoniła do ambasady RP w Moskwie z żądaniem, by były agent stawił się na przesłuchanie w jej instytucji. Pani prokurator postąpiła zgodnie z obowiązującą ustawą, to niewątpliwe. Ale też: nie postawiła sobie pytania, czy dawne związki z wywiadem PRL nie sugerują aktualnych powiązań z wywiadem RP (wiem, że nie musiała tego pytania stawiać...); poza tym: skorzystała ze zwykłej linii telefonicznej, co mogło, mówiąc najoględniej, zwiększyć liczbę słuchaczy.

Finał? Wspomniany poprzednio proces lustracyjny. I wyrok, opatrzony przez sąd poruszającym komentarzem, przytoczonym przez Czuchnowskiego: "Nie można wykluczyć, że zaszła sytuacja nielojalności państwa wobec swojego funkcjonariusza, który został postawiony w sytuacji bez wyjścia". Pozwolę sobie wyrazić przekonanie, że ten komentarz odbiera wyrokowi sens, kompromitując ustawodawcę i instytucje, które w zdarzeniu bezpośrednio lub pośrednio uczestniczyły.

Powie ktoś: współpraca Turowskiego z wywiadem PRL była faktem znanym jego przełożonym z wywiadu RP, jej ukrywanie w oświadczeniu lustracyjnym nie miało sensu. Owszem, można wyrazić takie przekonanie. Można też dodać, że prawdomówność pozwoliłaby uniknąć Turowskiemu procesu, ale nie uchroniłaby go przed dekonspiracją. Sąd ma rację: państwo polskie postawiło swego funkcjonariusza w sytuacji bez wyjścia.

O ludziach wywiadu wiem tyle, ile przeczytałem w powieściach Johna Le Carré. Nie twierdzę, że historia Tomasza Turowskiego jest całkowicie jasna; nie zamierzam bronić peerelowskiej części jego biografii i wynosić pod niebo pracy dla wywiadu RP. A jednak: trudno obojętnie minąć stężenie absurdu, unoszące się nad tą konkretną historią i (szerzej rzecz ujmując) nad konfliktem między interesami AW i misją IPN. Takie rzeczy nie powinny się przydarzać w państwie prawa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2011