Prawdziwi Finowie emocji się nie boją

Przez całe lata świat fińskiej polityki wydawał się nudny i przewidywalny. Gdy pojawił się Timo Soini, początkowo zdawało się, że jest to postać tyleż barwna, co nieszkodliwa. Dziś lider populistycznej partii "Prawdziwi Finowie" aspiruje do fotela premiera.

12.04.2011

Czyta się kilka minut

Wielka Trójka", czyli liderzy głównych fińskich partii, stawili się w ostatnim dniu marca w komplecie na telewizyjnym panelu w mieście Tampere - wszyscy aspirujący do fotela premiera po zbliżających się wyborach parlamentarnych. Zasiedli niby jak zawsze: z prawej szefowa Partii Centrum i obecna premier Mari Kiviniemi, z lewej Jutta Urpilainen, przewodnicząca Partii Socjaldemokratycznej. A z jej prawej strony Jyrki Katainen, szef prawicowej Koalicji Narodowej.

Ale tym razem, inaczej niż w poprzednich latach i dekadach, trzeba było dostawić jeszcze czwarte krzesło: pomiędzy Katainenem i Kiviniemi pojawiła się charakterystyczna sylwetka Timo Soiniego - lidera populistycznej, nacjonalistycznej i eurosceptycznej partii "Prawdziwi Finowie".

Jeszcze cztery lata temu jego partia zdobyła niewiele ponad 4 proc. głosów, co dało jej pięć miejsc w liczącym dwustu posłów parlamencie. Dziś, w ostatnich sondażach przed niedzielnymi wyborami, poparcie dla "Prawdziwych Finów" sięgnęło niemal 18 proc. - mniej więcej tyle, ile wynosi poparcie dla socjaldemokratów. W rezultacie "Wielka Trójka" musiała zamienić się w "Wielką Czwórkę", a Soini zasiadł do stołu z liderami innych partii.

Znany z bardzo szybkiego mówienia i retorycznych dowcipów, lider populistów był dotąd traktowany przez fińskie media pobłażliwie - ot, postać barwna i ciekawa na mdłej scenie politycznej. Ale gdy jego partia poszybowała w górę w sondażach, media zdjęły rękawiczki. Sam Soini już wie, że teraz wszystko jest na serio.

Powszechnie panuje pogląd, że najbliższa niedziela, 17 kwietnia, może okazać się jedną z ważniejszych dat w historii Finlandii.

Od wiejskich trosk do miejskiego protestu

Korzenie "Prawdziwych Finów" tkwią w Fińskiej Partii Ludowej (SMP): wiejskim ruchu protestu, założonym przez Veikko Vennamo. W szczytowym momencie swego powodzenia, we wczesnych latach 70., SMP miała 18 mandatów w parlamencie; potem zaczęła się tendencja spadkowa.

Timo Soini, zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej, sprawował funkcję ostatniego sekretarza tej partii, kiedy w 1995 r. SMP zbankrutowała (w sensie ścisłym: stała się niewypłacalna). Paradoksalnie, w tym samym roku Finlandia stała się członkiem Unii. Ale Soini się nie poddał. Partia została przemianowana na "Prawdziwych Finów", przyjęła otwarcie eurosceptyczny program i po wyborach z 1999 r. zdołała utrzymać się w parlamencie - z jednym mandatem.

Cztery lata później szczęście uśmiechnęło się do Soiniego, gdyż sił w polityce postanowił spróbować niejaki Tony Halme - zapaśnik i zawodowy bokser. Zwany "Wikingiem" i znany z niewybrednego języka, zdobył on mistrzostwo Finlandii w boksie wagi ciężkiej, zagrał też rólkę w "Szklanej pułapce III". Przyjęty na listę "Prawdziwych Finów", osiągnął w 2003 r. niesamowity wynik: zdobył ponad 16 tys. głosów na przedmieściach Helsinek, gdzie młodzi, sfrustrowani mężczyźni zobaczyli w nim jednego z nich, prawdziwego "człowieka ulicy". Do parlamentu trafiło wtedy dwóch kolejnych "Prawdziwych Finów": Soini i właśnie Halme. Razem to były już trzy mandaty. Poparcie dla ich formacji utrzymywało się wtedy na poziomie półtora procenta głosów.

Polityczna kariera boksera nie potrwała długo - zanim skończył się rok, Halme wpadł w tarapaty z powodu używania sterydów i amfetaminy; złamał też ustawę o posiadaniu broni. Wycofał się z polityki, a kilka lat później zmarł. Jednak "Prawdziwi Finowie" nie stracili rozpędu. W wyborach prezydenckich w 2006 r. Soini zdobył 100 tys. głosów - w pięciomilionowym kraju to niemało. Potem w wyborach parlamentarnych w 2007 r. wynik "Prawdziwych Finów" wzrósł do nieco ponad 4 proc., w samorządowych w 2008 r. - do ponad 5 proc.

Tymczasem w Finlandii wybuchł skandal wokół finansowania partii, z premier Matti Vanhanen jako podejrzaną. Zaraz potem nastał globalny kryzys finansowy, recesja i kryzys w strefie euro. W 2009 i 2010 r. polityczna sytuacja stworzyła spektakularne możliwości dla tzw. głosów protestu, a Soini, który zasiadał wtedy w Parlamencie Europejskim, tylko patrzył, jak poparcie dla jego partii idzie ostro w górę. Wprawdzie niektórzy polityczni analitycy twierdzili, że gdy Soini zostanie europarlamentarzystą, zniszczy to wiarygodność jego ugrupowania. Nic z tego: sondażowe poparcie dla "Prawdziwych Finów" rosło i rosło - aż zrównało się z poparciem dla socjaldemokratów.

Poza prawicą i lewicą

Fakt, że dziś "Prawdziwym Finom" udało się wedrzeć do politycznej "pierwszej ligi" - uzyskując takie sondażowe poparcie jak inne tradycyjne formacje - to zjawisko bez precedensu w politycznej historii Finlandii. Podczas gdy stara Partia Ludowa była ruchem typowo wiejskim, "Prawdziwym Finom" udało się przenieść ich quasi-nowoczesny populizm do miast.

Co więcej, ich sukces podważył dotychczasowe kategorie opisu: określenie pozycji "Prawdziwych Finów" względem tradycyjnego podziału na prawicę i lewicę okazuje się bowiem trudne. 11 lat temu, gdy Soini dopiero rozpoczynał swój polityczny "projekt", twierdził, że Finlandia potrzebuje "prawicowej partii populistycznej". Teraz powiada, że "Prawdziwi Finowie" to "partia pracy, która odrzuca ideę socjalizmu".

Można powiedzieć, że - jak w przypadku każdej partii populistycznej - program "Prawdziwych Finów" odwołuje się do tego, co najlepiej trafia w emocje wyborcy. W kraju takim jak Finlandia oznacza to program ekonomiczny łączący tendencje lewicowe z populizmem oraz z ideologią opartą na "twardogłowym" etnocentryzmie i nacjonalizmie (odnoszącym się np. do kwestii języka). W bardziej zaś konkretnych sprawach członkowie partii mają swobodę wyrażania niemal wszelkich poglądów - dyscyplina partyjna nigdy nie była zbyt ścisła. Na przykład Soini popiera energię atomową, choć jego parlamentarzyści głosowali przeciw budowie nowych reaktorów.

Chociaż popularność "Prawdziwych Finów" ma źródło zdecydowanie w fińskiej polityce wewnętrznej, to trudno nie postrzegać jej jako części szerszego zjawiska w Europie - gdzie partie otwarcie nacjonalistyczne zyskują poparcie dzięki populistycznej polityce i odwoływaniu się do emocji wyborców, czasem tych najniższych. A kontekst europejski jest tym bardziej istotny, gdyż niedzielne wybory przyciągają uwagę zagranicy: Finlandia jako jedno z kilku tylko państw strefy euro prowadzi rozsądną politykę fiskalną i tradycyjnie uważana jest za jeden z krajów najbardziej proeuropejskich, za kluczowego partnera w decyzjach dotyczących unijnego funduszu pomocowego dla krajów zagrożonych bankructwem. Perspektywa dojścia do władzy eurosceptycznego Soiniego budzi więc niepokój - co skrzętnie odnotował choćby "Financial Times".

Wszystko jest możliwe?

Wszelako trzeba odnotować, że im bliżej wyborów, tym sytuacja Soiniego jest trudniejsza.

Jak dotąd, traktował on bowiem politykę jako swego rodzaju przedstawienie - i opierał swoje sukcesy po prostu na retoryce i na własnym wizerunku. Ale teraz sytuacja się zmienia. Mając przed sobą tak wielkie perspektywy, trzeba przedstawić sensowny program z jakąś treścią; tu populizm i protest już nie wystarczają, żeby utrzymać swą pozycję. "Prawdziwi Finowie" muszą pokazać, że są w stanie przyjąć odpowiedzialność za kraj - jeśli po wyborach wejdą do koalicji rządowej. Właśnie: jeśli.

Możliwości współpracy z innymi dużymi partiami wydają się bowiem niepewne. Partia Centrum oraz Koalicja Narodowa postawiły już sprawę jasno: jeśli osiągną taki wynik, który pozwoli im tworzyć koalicję rządową, będą starały się nie dopuścić do udziału we władzy tych partii, które krytykują europejski fundusz pomocowy. Soini zareagował - i poszedł na całość, pragnąc zamienić wybory w referendum na temat tegoż funduszu.

Soini jest bardziej zainteresowany współpracą z socjaldemokratami, którzy także sceptycznie patrzą na unijny fundusz pomocowy. Liderka tej partii, Jutta Urpilainen, jest jednak zdecydowana, aby pokazać się jako jedyny realny przywódca opozycji. Łatwe to nie jest, bo np. w południowo-wschodniej Finlandii, gdzie dawne ośrodki przemysłowe zniknęły wraz z zamknięciem wytwórni papieru w Summa i Voikkaa, robotnicy porzucili dziś socjaldemokratów i zwrócili się ku "Prawdziwym Finom". Na ostatniej prostej, tuż przed niedzielą 17 kwietnia, bitwa o głosy stawała się więc coraz bardziej zażarta. Urpilainen oskarżała "Prawdziwych Finów" o składanie obietnic bez pokrycia, twierdząc, że "ten kraj nie może być budowany na proteście".

Niby nie może... Ale jeśli jakaś partia zdołała czterokrotnie zwiększyć swoje poparcie w ostatnich czterech latach, to właściwie nie ma powodu, aby w przyszłości nie udało się to jakiemuś kolejnemu elokwentnemu politykowi znikąd. A jeśli dzisiejszy polityczny protest przybrał konserwatywną społecznie formę, to protest jutrzejszy może okazać się bardziej radykalny.

2011: rok zmian

Poza strukturalnymi zmianami w fińskim społeczeństwie oraz tematami unijnymi, jest jeszcze kilka spraw, które także mogą wpłynąć na wynik niedzielnego głosowania.

Jak choćby energetyka atomowa: budowa elektrowni atomowej w Olkiluoto jest kontynuowana, a w ubiegłym roku podjęto decyzje o budowie kolejnych dwóch reaktorów. Pytanie: jak teraz katastrofa w Fukushimie wpłynie na Finów i ich polityczne decyzje?

Kolejna rzecz: rewolucja w Libii i decyzja Szwedów, aby wysłać tam swoje myśliwce "Gripen", zmusiła Finów do zadawania pytań o ich stanowisko. Część politycznych ekspertów i dziennikarzy zastanawia się, czy decyzja fińskiego rządu, aby nie brać udziału w operacji przeciw Kaddafiemu, nie została podjęta aby tylko z powodu wyborów? I choć zarówno rząd, jak też partie opozycyjne są w tej kwestii zgodne - zwłaszcza że Finlandia nie ma doświadczenia w takich operacjach; nikt też jej o to nie poprosił - media nie straciły okazji do dyskusji. Nie brakuje też innych spornych spraw krajowych. Ponieważ "Prawdziwi Finowie" sprzeciwili się statusowi szwedzkiego jako drugiego oficjalnego języka, stary spór językowy stał się nagle sprawą numer jeden. Również prawa mniejszości seksualnych i małżeństw homoseksualnych są dyskutowane - przy czym "Prawdziwi Finowie" są wobec nich sceptyczni.

A poza kwestiami politycznymi i społecznymi, w czasie kampanii ujawniła się też jakby głębsza "wojna kulturowa". Jiri Nieminen, politolog z uniwersytetu w Tampere, posunął się nawet do stwierdzenia, że wzrost znaczenia "Prawdziwych Finów" odzwierciedla głęboki kryzys fińskiej męskości...

Jaka by nie była przyczyna, nie ma wątpliwości, że te wybory będą najważniejszymi w Finlandii - wręcz od roku 1945. Po długich latach stabilności, fińska scena polityczna stała się bardziej spolaryzowana, a system partyjny okazał się podatny na wstrząsy, które wcześniej byłyby nie do pomyślenia. Gdy 17 kwietnia wieczorem pojawią się pierwsze szacunkowe wyniki, będzie to już inny kraj. Pytanie tylko, jak bardzo inny.

Przełożyła Patrycja Bukalska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011