Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1. Nie twierdzę, że Okrągły Stół nie był potrzebny. Wręcz przeciwnie: uważam, że było to ważne wydarzenie we współczesnej historii Polski, choć może nieco przeceniane, na co słusznie zwraca uwagę w swoich publikacjach wybitny historyk Antoni Dudek. Tym samym nie mogę deprecjonować znaczenia tzw. Sejmu kontraktowego. Twierdzę jedynie, że gdyby strona opozycyjna posiadała wiedzę, którą mamy dzisiaj, mogłaby doprowadzić do przemian ustrojowych bez kontraktowego parlamentu, ale wyłonionego od razu w wolnych wyborach. W 10. rocznicę obrad Okrągłego Stołu podczas sesji historycznej byli członkowie Biura Politycznego PZPR mówili nam, że w 1989 r. doskonale wiedzieli, iż system komunistyczny się wyczerpał i nie ma żadnych szans dalszej egzystencji. Tylko myśmy tego wtedy nie wiedzieli.
2. Problem katechezy. Prawdą jest, że premier Tadeusz Mazowiecki, wbrew naciskom sił laickich i nie tylko, przywrócił naukę religii do szkół instrukcją. Józefa Hennelowa przypominając tamte spory sugeruje, że to był błąd, bo sprawa powinna być uregulowana ustawą. Pani Redaktor zapewne pamięta, że czasu na doprowadzenie do takiej regulacji było bardzo mało, bo pertraktacje na temat powrotu nauczania religii rozpoczęły się w maju 1990 r. Wtedy zresztą jeden z członków strony rządowej w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu wyraził sprzeciw wobec powrotu religii do szkół. Zgłosił votum separatum. Także członkini zespołu przygotowującego instrukcję była przeciwna katechizacji w szkołach (zresztą potem zmieniła zdanie). W takiej sytuacji do przegłosowania ustawy w Sejmie mogło w ogóle nie dojść, a krzywda historyczna, jaka została wyrządzona Kościołowi w 1961 r., uzyskałaby legitymizację w wolnej Polsce. Warunki, w jakich katechizowano, urągały wszelkim standardom. W diecezji siedleckiej - byłem tam biskupem pomocniczym - punkty katechetyczne na wsiach znajdowały się w domach prywatnych, kuchniach lub izdebkach, albo w podziemiach remizy strażackiej. Z powrotem religii do szkół nie można było czekać w imię elementarnej sprawiedliwości.
Pani Hennelowa zapomina, jak brutalnie zaatakowano fakt powrotu religii do szkół. Roztaczano apokaliptyczne wizje nietolerancji i nienawiści religijnej, rzekomo zagrażającej polskim szkołom. W publicystyce na ten temat górowała ideologia, a nie rozsądek. Powtarzano stare i zgrane kalki antyklerykalne. Jeden z “demokratycznych" przeciwników powrotu nauki religii do szkoły, który odmalowywał te apokaliptyczne wizje, po kilku latach spotkał się ze mną. Zapytałem go: “Cóż z Twojej apokalipsy?" Odpowiedział: “Wiesz, pomyliłem się". W całej tej dyskusji sprawa instrukcji zeszła na dalszy plan, co najwyżej służyła jako pretekst do ataków. Dodać należy, że sam akt wydania tej instrukcji był zgodny z prawem.
Nie ukrywam, że byłem wtedy bardzo rozczarowany postawą niektórych przyjaciół znanych mi z czasów stanu wojennego i z czasów obrad Okrągłego Stołu. Być może byłem naiwny, ale uwierzyłem w to, że słowa, czyny i postawy już z okresu pertraktacji odpowiadają wewnętrznym przekonaniom osób. Jeśli ktoś recytuje ze mną na nabożeństwie po łacinie “Credo", i to mszalne, i klęka w kaplicy, to mam prawo przypuszczać, że przyjmuje te same wartości, które wyraża Kościół.
3. Józefa Hennelowa na początku swojego tekstu sugeruje, że po stanie wojennym pośredniczyłem w pertraktacjach z siedzącymi w więzieniu głównymi opozycjonistami, którym władza próbowała zaproponować emigrację. Jest to nieprawda. Podobne insynuacje kilkukrotnie powtarzał w swoich publikacjach znakomity pisarz, śp. Gustaw Herling-Grudziński. Zdementował te rewelacje Adam Michnik, pisząc w “Gazecie Wyborczej" o kłamstwie pisarza. Wyjaśnijmy zatem.
Pani Redaktor nawiązuje do sprawy uwolnienia tzw. jedenastki (czterech działaczy KOR-u i siedmiu działaczy “Solidarności"). Episkopat wyraził wtedy publicznie sprzeciw wobec prób zmuszania opozycji do emigracji. Potępienie przymusowej emigracji - które ja projektowałem - można znaleźć w komunikatach Konferencji Episkopatu z tamtych czasów.
Z propozycją rozpoczęcia rozmów na temat uwolnienia “jedenastki" wyszła strona rządowa. Rozpoczęły się negocjacje na temat warunków zwolnienia. Ze strony opozycji powstała tzw. Misja Dobrej Woli, w skład której z ramienia środowiska dawnego KOR wchodzili m.in. ks. Jan Zieja, mec. Aniela Steinsbergowa, Jan Józef Lipski, Józef Rybicki, a z mandatu “Solidarności" Andrzej Stelmachowski, Wiesław Chrzanowski, Jan Olszewski, Aleksander Gieysztor. Tylu dzisiaj pamiętam. Mieli oni rozmawiać o warunkach uwolnienia więźniów politycznych. “Jedenastka" siedziała w dwóch grupach, w więzieniach w Otwocku i w Chyliczkach. Misja Dobrej Woli - ja spełniałem rolę świadka, a nie negocjatora i w negocjacjach nie uczestniczyłem - ustaliła warunek uwolnienia: więźniowie mieli się ograniczyć w publikacjach o charakterze politycznym. To zobowiązanie miał gwarantować swoim podpisem Ksiądz Prymas. Nie mogło być jednak zgody na jakąkolwiek emigrację. Nie trzeba chyba tego uzasadniać. Zresztą do uwolnienia “jedenastki" i tak nie doszło, ze względu na radykalizm i bezkompromisowość Adama Michnika. Wszyscy więźniowie przyszli na spotkanie z Misją Dobrej Woli, z wyjątkiem Michnika, który nie godził się na żadne, nawet najmniejsze ustępstwa wobec władz. W tej sytuacji sprawa upadła. Pamiętam, był to Wielki Piątek. Strona rządowa się wycofała. Szczegółowe dokumenty i przebieg negocjacji opisał Peter Raina.
I tyle w imię prawdy i faktów.