Pożegnanie z pułkownikiem

Na arabskiej ulicy przedmiotem najpopularniejszych żartów jest dziś Muammar Kaddafi. Arabska ulica nie tylko nie lubi pułkownika, ale nazywa go wariatem, oszołomem, tyranem. Jednak ocena zachodniej operacji w Libii jest już mniej jednomyślna.

12.04.2011

Czyta się kilka minut

Na arabskiej ulicy postać Kaddafiego wzbudza dziś uczucie otwartej niechęci i jawnej kpiny. Ale gdyby zapytać kogoś, jak ocenia Zachód i jego działania wobec Libii, odpowiedzi mogą paść skrajne: od pełnej akceptacji do całkowitego odrzucenia - tu wszystko zależy od politycznych poglądów czy choćby tylko sympatii. Niebagatelną rolę w kształtowaniu opinii publicznej odgrywają arabskie media, które z kolei same odzwierciedlają często interesy lub przekonania powiązanych z nimi grup i osób.

"Oni chcą tylko ropy"

- NATO bombarduje cywilów, a kraje arabskie jeszcze za to płacą - Ali denerwuje się, gdy słucha radiowych wiadomości. Taksówkarz Ali jest libańskim szyitą, na stałe mieszka w Syrii. Bliskie są mu poglądy liderów Hezbollahu (Partii Boga, jednej z głównych formacji w Libanie), wyrażane za pośrednictwem telewizji Al-Manar. Stacja skupia się na cywilnych ofiarach nalotów i akcentuje pogląd, że Zachodowi zależy głównie na zagarnięciu libijskiej ropy. Al-Manar próbuje zdyskredytować działania NATO, w których główną rolę odgrywają kraje niechętne Hezbollahowi: Wielka Brytania, Francja i USA. Sekretarz generalny Partii Boga, Hassan Nasrallah, w swym ostatnim przemówieniu oskarżał zwłaszcza USA: "Boją się, że pola naftowe znajdą się w rękach sprawiedliwych narodów, to główny powód ich ingerencji".

Podobne zarzuty powielane są anonimowo na portalach społecznościowych i w komentarzach na stronach arabskich stacji TV. Muhammad z jemeńskiej Sany pisze na stronie Al-Dżazira: "Zachodnia interwencja spowodowana jest tylko i wyłącznie libijską ropą. Następnym krokiem będzie na pewno operacja lądowa, w celu zagarnięcia bogactw naturalnych Libii".

Pogląd, że Zachodowi chodzi tylko o ropę, kraje arabskie finansują operację, a zachodnie bomby zabijają cywilów i powstańców, pada na podatny grunt wśród ludzi nastawionych antyzachodnio. Według Suleimana Refardiego, lekarza z libijskiej Adżdabii, 30 marca w wyniku nalotu NATO w okolicy Bregi zginęło siedmiu cywilów. Z kolei 25 marca zachodnie bomby zabiły omyłkowo trzynastu libijskich powstańców, 7 kwietnia kolejnych pięciu. Straty wśród ludności cywilnej wykorzystuje propaganda Kaddafiego: pod koniec marca jego rzecznik twierdził, że w operacjach NATO zginęło około stu osób.

Nie ma niezależnych źródeł, które potwierdziłyby tę liczbę. Ale śmierć choćby jednego cywila kosztuje Zachód wiele pod względem wizerunkowym. Zdarzenie takie przedstawia się jako dowód na zachodnią arogancję, a może celowe przelewanie arabskiej krwi, jako ciąg dalszy agresywnej postawy USA wobec krajów regionu. Zdaniem Mahmouda, Palestyńczyka z obozu dla uchodźców w Bejrucie, "USA morduje naszych braci w Libii. Nie dziwi mnie to, przecież popierają holokaust, jaki syjoniści zorganizowali narodowi palestyńskiemu".

Zenga, zenga

Bardziej wyważony obraz wydarzeń, choć też niestroniący od propagandy, przedstawiają dwie najpopularniejsze w świecie arabskim stacje telewizyjne: Al-Dżazira i Al-Arabija. Obie profesjonalnie relacjonują działania wojenne w Libii, drobiazgowo informują o starciach, nalotach, zakulisowych negocjacjach. Można przy tym odnieść wrażenie, że oba medialne giganty faworyzują powstańców i wspierające ich siły międzynarodowe.

Jedna z czołówek Al-Arabiji zmontowana jest tak, aby widzowi nie pozostawić żadnych wątpliwości co do stanu umysłowego Kaddafiego i ślepoty tych, którzy go popierają. W nieskończoność emitowane są urywki sławnego przemówienia pułkownika, w którym padają kompromitujące słowa: "zenga, zenga". Dosłownie znaczy to: "zaułek po zaułku". Kaddafi krzyczał wówczas, że jest wojownikiem, i wzywał swych zwolenników, aby oczyścili Libię z buntowników "zaułek po zaułku", wielokrotnie to powtarzając. W oparciu o mowę Kaddafiego internauci opracowali wykpiwające go wideoklipy, dostępne np. na portalu YouTube (co ciekawe, autorem bodaj najpopularniejszego był Izraelczyk).

Al-Dżazira i Al-Arabija namacalnie wręcz przedstawiają cierpienia ofiar libijskiego reżimu. "Gdzie jest świat, gdzie są prawa człowieka?!" - krzyczy zapłakany Libijczyk. "Żołnierze Kaddafiego zgwałcili moją córkę, a gdy zdecydowała się to ujawnić, nazwali ją psychicznie chorą" - mówi przez łzy matka Iman Al-Obejdi, zgwałconej przez żołnierzy Kaddafiego. Widzimy zniszczenia, dokonane przez reżimowe wojska. Znacznie więcej czasu antenowego poświęca się rzecznikom powstania, ich racje są prezentowane w pierwszej kolejności. A komentatorzy ze studia zwykle nie kryją, z którą stroną sympatyzują - i nie jest to Kaddafi.

Al-Dżazira za powstaniem

Agresywnemu montażowi przedstawiającemu powstańców i cierpiących Libijczyków towarzyszy potężna, patetyczna muzyka. Całość skonstruowana jest tak, żeby bić po oczach i uszach, aby wywoływać emocje. - Oglądając Al-Dżazirę, sam mam ochotę przyłączyć się do libijskich rewolucjonistów - mówi nam George, syryjski chrześcijanin.

Coś w tym jest. Wielu analityków uważa, że bez największych arabskich kanałów satelitarnych nie byłoby rewolucji na taką skalę, w kolejnych krajach. Al-Dżazira to potężne medium: na Bliskim Wschodzie jest w każdym domu. Jest wszechobecna. Nawet jej krytycy śledzą ją z wielką uwagą.

Polityka informacyjna tych stacji odzwierciedla stanowisko rządów państw, których wpływowi obywatele są udziałowcami obu kanałów. W Al-Arabiji większość udziałowców to członkowie saudyjskiej rodziny królewskiej. Al-Dżazira finansowana jest przez rząd Kataru i prywatnych przedsiębiorców.

Tymczasem Katar jako pierwszy z krajów arabskich włączył się do operacji "Świt Odysei", dostarczając sześć myśliwców i dwa samoloty transportowe. Emirat otwarcie poparł powstańców: już z końcem marca uznał ich rząd tymczasowy w Bengazi. Z kolei Arabia Saudyjska jest od lat zagorzałym wrogiem Kaddafiego (i sojusznikiem USA). Książęta saudyjscy nie wypowiadają się raczej bezpośrednio, preferując zwykle politykę za zamkniętymi drzwiami. Saudyjski minister spraw zagranicznych, Faisal al-Saud, wyraził co prawda zdecydowane poparcie dla sił międzynarodowych podczas spotkania z Davidem Cameronem w Londynie. Ale media poinformowało o tym biuro brytyjskiego premiera, a nie Saudyjczycy.

"Czy Kaddafi to obrońca islamu?"

Bardziej otwarcie w sprawie Libii mówią inne wpływowe państwa regionu. Egipt akcentuje konieczność obrony ludności cywilnej i dostarcza pomoc humanitarną. Kair poparł decyzję Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale zapowiedział, że nie będzie uczestniczyć w działaniach wojskowych. Egipt, przechodzący burzliwy okres postrewolucyjny, skupia się na własnych problemach. Choć dla części egipskich polityków Libia wydaje się dobrą kartą przetargową.

Na przykład Amro Musa, egipski dyplomata i sekretarz generalny Ligi Państw Arabskich: najpierw wyraził zaniepokojenie z powodu działań Zachodu, następnie zaprzeczył sam sobie ("Dążymy do obrony cywilów w każdych okolicznościach. Ochrona cywilów jest wielką odpowiedzialnością"), a potem zaniepokoił się ponownie... Libijski dziennikarz Omar Elkeddi, pracujący w Radio Netherlands, w sprzecznościach Musy widzi próbę zjednania wyborców: Musa ogłosił już, że wystartuje w wyborach na prezydenta Egiptu, które odbędą się jesienią.

Z kolei Syria od początku była przeciwna działaniom koalicji. Walid Al-Moallem, syryjski minister spraw zagranicznych, podkreślał, że jego kraj z zasady jest przeciwny jakiejkolwiek obcej interwencji w regionie. "Nie oznacza to jednak - zaznaczył - że Syria faworyzuje którąś ze stron [w Libii], ale nasze doświadczenia z interwencjami wojskowymi są gorzkie i wskazują na wiążące się z nimi niebezpieczeństwo. Jak to miało miejsce w Iraku, Sudanie i Libanie". Tymczasem w 1991 r. Damaszek poparł operację "Pustynna Burza" przeciw Husajnowi, a wojska syryjskie latami stacjonowały w Libanie, w praktyce okupując ten kraj.

Zaskoczeniem może być natomiast postawa Jusufa Al-Qaradawiego - egipskiego duchownego, jednego z najważniejszych dziś autorytetów w sunnickim islamie. Uważany na Zachodzie za radykała bliskiego Bractwu Muzułmańskiemu, Qaradawi stanął w obronie interwencji NATO i skrytykował słowa Kaddafiego, gdy ten nazwał zachodnią operację "krucjatą przeciw islamowi". "Czy on jest obrońcą islamu? - pytał retorycznie Al--Qaradawi. - Gdzie jest religia muzułmańska w jego działaniach? Czy zabijanie ludzi jest częścią islamu? (...) To my i naród libijski zwróciliśmy się do nich o pomoc. (...) Zwróciliśmy się o pomoc do organizacji międzynarodowej, nie Zachodu, jak twierdzą niektórzy" - grzmiał z telewizyjnego ekranu. Być może postawa tak wpływowej postaci zniweluje nieco antyzachodnie nastroje.

***

Świat arabski jest więc podzielony w sprawie libijskiej interwencji. Postawa poszczególnych rządów wydaje się być pochodną ich polityki, ich interesów i wpływów. Również arabska ulica stoi w rozkroku: dla jednych fakt walki z Kaddafim legitymizuje postępowanie Zachodu (za wyjątkiem ofiar cywilnych), inni ulegają tradycyjnym hasłom, mówiącym o zachodnim cynizmie i neoimperialistycznych zapędach. Wygląda na to, że czego by Zachód nie zrobił, i tak nie zadowoli wszystkich...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011