Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wiachiriew z wykształcenia był inżynierem górniczym. Od najprostszych prac przy wydobyciu ropy i gazu awansował na dyrektora wielkich zakładów, a w połowie lat 80. na wiceministra ds. przemysłu gazowego ZSRR. To dzięki jego namowom powstał państwowy koncern Gazprom. Gdy w 1992 r. jego kolega Wiktor Czernomyrdin został premierem, Wiachiriew przejął stery gazowego giganta. Rządził jednoosobowo – w sowieckim stylu. Dziś jest chwalony za to, że mimo kryzysu utrzymał i rozwinął potęgę Gazpromu. Przy okazji dorobił się ogromnego majątku: on i jego dzieci byli akcjonariuszami koncernu.
Gudzowaty szedł inną drogą. Był absolwentem wydziału handlu zagranicznego i w latach 70. pracował w Moskwie jako szef przedstawicielstw handlujących tekstyliami. Z tamtych czasów znał i lubił Rosję. Po latach opowiadał, dlaczego kupił posiadłość na południu Francji: „Zawsze miałem kłopoty z nauką języków obcych. Więc kupiłem willę tam, gdzie się dogadam po rosyjsku”.
W końcu założył firmę Bartimpex, którą rozwinął od zera. Wielkie pieniądze zarobił na handlu z Rosją: najpierw dostarczając żywność za gaz – w ramach wymiany barterowej, potem wchodząc (w niejasnych do dziś okolicznościach) do polsko-rosyjskiego koncernu budującego gazociąg jamalski: z Rosji do Niemiec. Zarzucano mu, że jego działania prowadzą do uzależnienia Polski od rosyjskiego gazu i hamują możliwości dostaw surowca z innych krajów.
Dla Gudzowatego i Wiachiriewa wielkie interesy kręciły się do końca lat 90. Ten drugi musiał pożegnać się z Gazpromem, gdy nastąpiła era Władimira Putina – nowy władca Rosji miał swoje pomysły na lokowanie państwowych pieniędzy. Wtedy także Gudzowaty zaczął powoli wypadać z rynku. Rosjanin wyprowadził się do swojej posiadłości pod Moskwą, zajmował się łowieniem ryb i nie udzielał się publicznie. Gudzowaty miał dużo większy temperament: spierał się z politykami i dziennikarzami. Kiedy w jednym z krytycznych artykułów określiliśmy go jako „gazowego księcia”, podczas kolejnego spotkania krzyczał: „Książę? Dlaczego nie napisaliście, że jestem królem?!”.
Nie przypominał innych wielkich biznesmenów – głównie dlatego, że zawsze mówił to, co myśli, i to nie przebierając w słowach. Potrafił też wybaczać – kiedyś podał do sądu Lecha Kaczyńskiego, którego słowami poczuł się urażony. Kaczyński był o krok od przegranej, co zamknęłoby mu drogę do objęcia funkcji prezydenta Warszawy, ale nieoczekiwanie Gudzowaty zawarł ugodę, zakończoną zresztą wspólną kolacją i kilkoma butelkami wina. „Nie uwierzę, że Kaczyński ma jakiś problem z alkoholem, on ma nieprzeciętnie twardą głowę” – opowiadał potem. Jako enfant terrible życia publicznego zasłynął jeszcze raz, gdy w 2007 r. na światło dzienne wyszło nagranie jego rozmowy z Józefem Oleksym – pełnej plotek i wulgaryzmów, ale też pokazującej kulisy polityki.
Od tamtego czasu tracił zainteresowanie życiem publicznym i biznesem. Zajął się mecenatem kultury i sztuki. Chorował, czas spędzał głównie w posiadłości w podwarszawskim Mariewie. Ostatnio spełnił marzenie i wybudował tam salę balową.
Z Wiachiriewem odeszli niemal jednocześnie. To symbolicznie zamyka epokę wielkich przemian w polityce i gospodarce.