Poza Kościołem nie ma zbawienia... na ziemi

Geniusze mają to do siebie, że ich myśl bywa przekręcana. Spotyka to notorycznie samego Pana Boga i Jego Pismo Święte, spotkało Orygenesa, Cypriana i Augustyna. Prześledźmy to na przykładzie problematyki zbawienia dla wszystkich lub wybranych.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Problematyka zbawienia cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, co widać po ilości publikacji artykułów i książek na ten temat. Ich autorzy nawiązują do znanego starożytnego sformułowania "Poza Kościołem nie ma zbawienia" - extra ecclesiam nulla salus - by się nim podeprzeć lub go odrzucić. Tyle że zdanie to, wyjmowane z właściwego mu kontekstu, jest przykładane do aktualnie obowiązującej definicji Kościoła lub zbawienia i w efekcie wychodzi teologiczny potworek. Piszę o "aktualnie obowiązującej definicji", a nie o "obecnie" obowiązującej, gdyż nie jest to tylko sprawa naszych czasów. Dzieje przekręcania tej formuły mają już półtora tysiąca lat i nie widać ich końca.

Chrzest a sąd

Gdy pojawiło się chrześcijaństwo, najpierw wśród Żydów, a potem wśród innych narodów, jego przesłanie bynajmniej nie trafiło w próżnię religijną. Przeciwnie: wszyscy byli jakoś po swojemu religijni i mieli jakieś pojęcie na temat życia po śmierci. Wszędzie W śródziemiu wierzono w jakąś krainę umarłych, w której los dusz zależał od postępowania człowieka na ziemi. Żydzi wierzyli w Szeol, w którym dobrzy mają się dobrze, jak ubogi Łazarz przebywający "na łonie Abrahama", lub źle, jak pogardzający nim za życia bogacz z Ewangelii według św. Łukasza (16, 19-31). Grecy mieli swój Hades, w którym były Pola Elizejskie dla dobrych, a różne kary dla złych, np. przysłowiowe toczenie kamienia pod górę przez Syzyfa. Rzymianie nazywali to miejsce Inferi.

Grecy uważali, że sąd nad umarłym dokonuje się po śmierci, Żydzi zaś wierzyli w sąd dwustopniowy: po śmierci zapada wyrok co do losu w Szeolu, ale jeszcze ma przyjść Mesjasz na Sąd Ostateczny. Poza tym, do podstawowych dobrych uczynków mających mieć znaczenie na Sądzie należało wierne wypełnianie Prawa, co u Greków nie miało znaczenia. I Żyd, i Grek zatem mieli swoje powody, by bać się sądu, na którym uczynki ludzkie zostaną sprawiedliwie oszacowane.

I tu pojawili się chrześcijanie, którzy głosili Dobrą Nowinę o przyjściu Mesjasza w osobie Jezusa i o zbawieniu. Ta Dobra Nowina była szokująca i wręcz zbyt piękna, by łatwo w nią było uwierzyć. Przytoczę tylko fragment z Ewangelii św. Jana (5, 24-29): "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie pod sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie. Dał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego, i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie sądu".

Krótko mówiąc: kto usłyszy słowa Jezusa i uwierzy, przechodzi od śmierci do życia i zostaje uwolniony od Sądu. W praktyce inicjacji chrześcijańskiej dokonywało się to przez chrzest. Ochrzczony, jeśli zostanie wierny Ewangelii i będzie czynił dobro, tego życia już nie straci. Inni pójdą na Sąd zgodnie z tym, czego i tak wszystkie ludy się obawiały. A jak sobie chrześcijanie ten sąd wyobrażali, widać wyraźnie w ostatniej perykopie Ewangelii według św. Mateusza (Mt 25, 31-46), tuż przed opisem Męki Pańskiej. Nie ma tam żadnego odniesienia do Kościoła, gdyż należący do niego chrześcijanie byli wyjęci spod Sądu. Jest odniesienie do Chrystusa, co płynie z przekonania, że On jest ostatecznie pośrednikiem zbawienia wszystkich, o czym "poganie" przekonają się dopiero na tym Sądzie. To dlatego właśnie ochrzczeni, czyli "wierni" (w odróżnieniu od "wierzących", jak nazywano katechumenów), nazywali siebie nawzajem świętymi (zob. np. adres w Ef 1, 1), a spotkania przy eucharystycznym stole były communio sanctorum. Gdy ktoś z wiernych umierał, wierzono, że communio trwa nadal, i modlono się za niego, jak i jego proszono o modlitwę. Śmierć fizyczna w takiej perspektywie niczego nie zmieniała w aspekcie świętości. Chrześcijanie, ponieważ uważali się za zbawionych przez chrzest, żyli wdzięcznością Bogu za to zbawienie, ale i starali się o nie dbać, by go nie stracić i znowu nie podpaść pod straszny sąd Boży.

Potwierdzeniem tego rozumienia "sądu" są wypowiedzi wczesnych Ojców Kościoła. Spośród niezliczonych cytatów, jakie można tu przytoczyć, wybrałem zdanie Ireneusza z Lyonu (ok. 200 r.): "Po przyjściu Pana, jak jasno wynika ze słów Pana i Jego uczniów, przygotowany został ogień wieczny dla tego, który oddzielił się z własnej woli od Boga, i dla tych, którzy trwają w apostazji, nie czyniąc pokuty" ("Adversus Haereses", V, 26, 2). Jak widać, Ireneusz nie wypowiada się o wyznawcach innych religii: martwi się jedynie o tych, którzy byli zbawieni w Kościele, a od niego odeszli, stawiając się poza zbawieniem, jakie jest w Kościele. Po drugie, słowa o "ogniu wiecznym" nie znaczyły w starożytności tego samego co dziś. Termin aeternitas miał bowiem znaczenie warunkowane bytem, który określał. Tak więc aeternitas królestwa, to czas jego trwania, aeternitas dynastii, to czas jej panowania, aeternitas człowieka, to czas jego życia itd. Tylko w odniesieniu do Boga słowo to oznacza wieczność absolutną, gdyż Bóg jest absolutem. Można to sprawdzić w dowolnym słowniku starożytnej łaciny albo greki, gdzie jego odpowiednikiem jest słowo aion. Ogień wieczny wcale więc nie musi trwać bez końca, może natomiast być rozumiany jako długotrwały, a wręcz dotkliwie długotrwały, jeśli chcemy poczuć mrowie na plecach przy próbie wyobrażenia go sobie.

Bardzo szybko w chrześcijaństwie rozpowszechniło się jednak błędne tłumaczenie ostatniego słowa Janowej perykopy (J 5, 29), zastępując słowo "sąd" słowem "potępienie", co dokonało się pod wpływem szczególnej teologii Augustyna z Hippony. Taka zamiana terminów nie ma żadnych podstaw filologicznych, a mimo to głęboko naznaczyła teologię Kościoła.

Cofnijmy się jednak w czasie.

Pierwsze świadectwa patrystyczne

Pierwszym znanym nam świadectwem użycia sformułowania "poza Kościołem nikt nie jest zbawiony" (extra ecclesiam nemo salvetur) jest Orygenes (ok. 186-253). Sformułowanie to występuje w jednej z jego homilii do Księgi Jozuego (3, 5). Po pierwsze jednak, mamy tu do czynienia z łacińskim tłumaczeniem dokonanym przez Rufina z Akwilei pod koniec IV w., a po drugie, dla zrozumienia tego zdania w tekście Orygenesa trzeba sobie uświadomić, czym jest Kościół w jego hipotezach teologicznych.

Krótko mówiąc: dla Orygenesa pierwszym znaczeniem, jakie nadaje on pojęciu "Kościół", jest Kościół kosmiczny, złożony z wszystkich bytów rozumnych (logikoi), stworzonych równocześnie pierwszym aktem stwórczym. Przypomnijmy też sobie, że hipoteza o preegzystencji dusz, rodem z filozofii Platona, w III w. była poważnie dyskutowana i nikt nie uważał jej za herezję. W tym znaczeniu Kościół obejmuje wszystkich ludzi, anioły, demony i gwiazdy. Nie ma więc zbawienia poza Kościołem, bo poza nim nie ma nikogo.

W innym znaczeniu Kościół jest wspólnotą ochrzczonych na ziemi. Są oni zbawieni przez chrzest. Kościół na ziemi jest znakiem Kościoła kosmicznego, ale nie jest z nim tożsamy. Jeśli więc ktoś wstępuje doń przez chrzest (i pozostaje wierny), jest zbawiony już na ziemi. Jeśli nie wstępuje, nie jest zbawiony na ziemi, ale z tego nie wynika, że zbawiony nie będzie nigdy. Orygenes jest daleki od antropocentryzmu i od geocentryzmu: nie chodzi mu o zbawienie samych tylko ludzi, ale wszystkich bytów rozumnych, nie uważa też tej ziemi za najważniejszy ze światów, gdyż po niej może być jeszcze inny świat, potem jeszcze inny, i tak może ich być cała seria, aż wszyscy dobrowolnie wrócą do Domu Ojca, czyli do Kościoła kosmicznego. Orygenes wierzy, że tak w końcu się stanie, ma jedynie wątpliwości, czy uda się to szatanowi, który tak długo trwa w nienawiści, że może się to stać jego drugą naturą. Oczywiście nikt nie jest zobowiązany z tym się zgadzać, jeśli jednak chce się cytować Orygenesa, trzeba to wziąć pod uwagę.

Najważniejszym świadkiem posługiwania się sformułowaniem "Poza Kościołem nie ma zbawienia" jest św. Cyprian z Kartaginy (ok. 200-258). W jego pismach pojawia się ono często, zawsze jednak w jednym, ściśle określonym kontekście. Chodziło mu mianowicie o ludzi, którzy zostali ochrzczeni poza Kościołem przez niego reprezentowanym i chcieli do niego się przyłączyć. Narzucało się zatem pytanie, czy można ich przyjąć, uważając ich chrzest za ważny i skuteczny, czy też należy ich ochrzcić w Kościele, uważając ich poprzedni chrzest za niebyły. Zdaniem Cypriana chrzest udzielony w innej wspólnocie niż Kościół wprowadza do tamtej wspólnoty, a nie do Kościoła. Jest też przekonany, że żadna inna wspólnota poza jego Kościołem nie jest wspólnotą zbawionych. Kto więc chce należeć do Kościoła, musi być ochrzczony w Kościele. Było to zresztą przekonanie całego episkopatu afrykańskiego i na dodatek azjatyckiego, o czym świadczą synody afrykańskie i azjatyckie z tamtych czasów.

Ten kontekst jest na tyle istotny, że nigdzie nie ma (a przynajmniej mnie nie udało się znaleźć) jakiegokolwiek potwierdzenia, by Cyprian wypowiadał się o wyznawcach innych religii w sposób, jaki mu jest przypisywany, a więc ekskluzywistyczny. Zbawieniem poza chrześcijaństwem nie zajmuje się w ogóle, nie wydaje mi się więc uprawnione posługiwanie się cytatami z pism św. Cypriana jako mającymi absolutną ważność i wartość w odniesieniu do kwestii zbawienia w innych religiach.

Absolutyzacja formuły

Nie ma wątpliwości, że formuła "Poza Kościołem nie ma zbawienia" z biegiem czasu nabierała coraz to bardziej absolutnego charakteru w teologii chrześcijańskiej i coraz wyraźniej służyła negowaniu zbawienia ludzi pozostających poza Kościołem. Myślę, że przede wszystkim wpływ miała na to koncepcja Augustyna z Hippony.

Przypomnijmy sobie kilka jego założeń: Bóg jest sprawiedliwy. Bóg jest dobry. Człowiek z natury jest niezdolny do widzenia Boga. Otrzymał tę zdolność w raju jako nadzwyczajną łaskę, ale ją stracił przez grzech. Chrystus ponownie ją daje, komu chce.

Opiszmy to:

Człowiek od czasu grzechu Adama i Ewy może być dobry lub zły, nawet najlepszy jednak w żaden sposób nie może zasłużyć sobie na widzenie Boga. Sprawiedliwy Bóg każdemu odpłaci na Sądzie stosownie do jego postępowania: jeśli czynił zło, zostanie ukarany, jeśli czynił dobro, nie zostanie ukarany, bo nie ma za co.

Za sam grzech pierworodny, który każdego obciąża, Bóg nikogo nie ukarze. W życiu wiecznym każdy więc będzie miał to, na co zasłużył. Oprócz tego, że Bóg jest sprawiedliwy, jest jednak również dobry i chce z dobroci dopuścić do siebie niektórych ludzi. Tych wybranych i przeznaczonych do tego Bóg powołuje i wybiera do chrztu w Kościele, i daje im łaskę wytrwania w nim. Oni będą widzieć Boga, to znaczy będą zbawieni.

Przeciwieństwem takiej koncepcji zbawienia nie jest dla Augustyna potępienie, tylko nie-zbawienie, czyli niewidzenie Boga. Nie ma w tym żadnej niesprawiedliwości, gdyż Panu Bogu przecież wolno przeznaczyć do zbawienia kogo chce, nie czyniąc nikomu krzywdy. Niezbawionym nie dzieje się z tego powodu żadna krzywda, gdyż mają dokładnie to, na co zasługują.

Dla Augustyna jest zatem bezsprzecznie prawdą, że poza Kościołem nie ma zbawienia, ale z tego nie wynika, że wszyscy poza Kościołem są skazani na męki piekielne. Teolodzy, a także oficjalne dokumenty Kościoła dotyczące nauki o zbawieniu, często zapominają o tym niezmiernie istotnym rozróżnieniu. Pozostaje więc pytanie, jak w kontekście teologii posoborowej rozumieć formułę św. Cypriana?

Niedawno ukazała się w Polsce książka, która chce wyjaśnić lub przeinterpretować w duchu tejże teologii posoborowej owo sformułowanie św. Cypriana (Bernard Sesboüé, "Poza Kościołem nie ma zbawienia. Historia formuły i problemy interpretacyjne", W drodze 2007). Cały wywód autora zdaje się opierać na założeniu, że owa formuła zarówno w sensie leksykalnym, jak i teologicznym, oznacza, iż nie osiągnie zbawienia wiecznego nikt, kto nie jest członkiem Kościoła. Moim zdaniem taka interpretacja wynika zarówno z błędnej egzegezy Biblii, jak i nadinterpretacji eklezjologii Ojców Kościoła. "Faktem poprzedzającym" nazywa Sesboüé mit o potopie i arce Noego: kto był w arce, ocalał, kto do niej nie wszedł, zginął w wodach potopu. Zauważa też, że do arki nawiązuje Pierwszy List św. Piotra w następujących słowach: "za dni Noego cierpliwość Boga oczekiwała, a budowana była arka, w której niewielu, to jest osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę. Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie" (1 P 3, 20-21). Szkoda jednak, że francuski teolog nie zacytował również zdania poprzedniego, w którym mowa jest o Chrystusie: On "poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego..." (1 P 3, 19-20). W całości bowiem fragment ten ma zupełnie inny wydźwięk niż ten, który mu nadaje. Nieliczni są zbawieni przez chrzest, co można porównać do niewielkiej liczby wybawionych w arce Noego od potopu. Do tych niewybawionych jednak, którzy poginęli za karę, Chrystus zstępuje do otchłani, aby tam im głosić zbawienie. Prawda: są oni pozbawieni zbawienia przez chrzest, ale nie możliwości zbawienia w ogóle.

Słowo patrologa

Geniusze mają to do siebie, że ich myśl bywa przekręcana. Spotyka to notorycznie samego Pana Boga i Jego Pismo Święte, spotkało Orygenesa, Cypriana i Augustyna. Jego naturalny stan niezbawienia utożsamiono z aktem potępienia, a jego inferi jako miejsce wiecznego przebywania niezbawionych z infernum, czyli diabelskim piekłem. Inna rzecz, że Augustyn tak bardzo zachwalał zbawienie, tak bardzo je cenił, że na zasadzie kontrastu niezbawienie przedstawiał z emfazą jako nieszczęście, przed którym ochrzczeni powinni drżeć.

I dalej już poleciało: dzieł Augustyna w całości prawie nikt nie przeczytał, bo tego było za dużo, więc w głębokim przekonaniu głoszenia prawdy nie tylko nauczano, że w Kościele jest zbawienie (bo jest tu i teraz), ale również to, że wszyscy znajdujący się poza nim będą potępieni. I tak, z czysto eklezjalnego dyskursu Cypriana, poprzez nie do końca zrozumianą koncepcję Augustyna, doszło do sformułowań zdecydowanie ekskluzywistycznych, którymi straszono nieochrzczonych. Wyznawcy różnych religii nie mają - o ile mi wiadomo - przekonania, że już są zbawieni, ale o to zbawienie, które wyobrażają sobie po swojemu na wiele sposobów, usilnie się starają. Formuła "Poza Kościołem nie ma zbawienia" nic na ich temat nie mówi.

Henryk Pietras SJ jest profesorem patrologii, autorem m.in. książki "Eschatologia Kościoła pierwszych czterech wieków" oraz wydawcą monumentalnych "Dokumentów Soborów Powszechnych" (tomy obejmujące lata 325-1870).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2008