Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Film Jana Komasy „Miasto 44” zawiera wszystko, co najlepsze w kinie. Niestety, rzeczywistość polska roku 2014 odciska piętno na jego emisji. Najpierw natrą na widza reklamy oraz reklamy filmów (również sknocony, z Marsa wzięty, trailer „Miasta 44”). Potem nadejdzie gorsze – przeżycie autorskiej wizji największej polskiej tragedii XX w. poprzedzą radosne samochwalstwa sponsorów. Nim zdążymy ochłonąć, ujrzymy efektowny demotywator.
Twórcy filmu opowiadają się, skądinąd słusznie, przeciw praktyce pirackiego nagrywania. Gigantyczna praca setek ludzi zatrudnionych w produkcji „Miasta 44” zasługuje na szacunek, słyszymy. Zgoda. Dalej: pirackie działanie stoi w sprzeczności z wartościami, za które ginęli nasi bohaterowie. Stąd apel, abyśmy my, widzowie, czujnie reagowali na próby potajemnego nagrywania. Dzięki zręcznie wplecionej scence z filmu możemy być przekonani, że do piratów strzelaliby bez wahania powstańcy warszawscy. Nie mam aż takiej śmiałości jak producenci tej reklamówki o ważnym przekazie społecznym. Nie napiszę, że strzelaliby raczej do pi-ar-owców.