Powrót do Swatowa

„Przywieziecie coś z Polski?” – zapytała wtedy Galina, bohaterka naszego tekstu o szpitalu psychiatrycznym na ukraińskim Wschodzie. Przywieźliśmy. Transport z pomocą, przekazaną przez czytelników „Tygodnika”, właśnie tam dotarł.

04.10.2015

Czyta się kilka minut

Wowa z pluszakami od czytelników „Tygodnika”. Szpital w Swatowie, wrzesień 2015 r. / Fot. Monika Andruszewska
Wowa z pluszakami od czytelników „Tygodnika”. Szpital w Swatowie, wrzesień 2015 r. / Fot. Monika Andruszewska

Schronienie chorych dusz” – taki tytuł miał reportaż o szpitalu psychiatrycznym w Swatowie, blisko frontu rosyjsko-ukraińskiego, który opublikowaliśmy w czerwcu. Opowieść o ludziach, których porzuciły rodziny, albo którzy przeżyli za wiele podczas tej wojny, by zachować zdrowie. Reportażowi towarzyszył apel do czytelników: o pomoc dla tego szpitala, finansową i rzeczową.

Wkrótce w siedzibie Stowarzyszenia Pokolenie – organizacji skupiającej ludzi z dawnej opozycji w PRL, która dziś pomaga Ukraińcom i miała organizować transport dla Swatowa – zaczął dzwonić telefon. Ludzie pytali, jak pomóc? Zaraz też zaczęły przychodzić pierwsze paczki z darami.


Zobacz także galerię zdjęć Moniki Andruszewskiej z przekazania pomocy dla szpitala w Swatowie - na dole strony.


Transport do Swatowa dotarł tam w niedzielę, 20 września. Dzięki czytelnikom „Tygodnika” szpital otrzymał pół tony pomocy rzeczowej: zabawki, ubrania, środki czystości, słodycze. A także kilka kartonów specjalistycznych lekarstw, przekazanych przez szpital w Cieszynie. Natomiast za pieniądze z darowizn Pokolenie kupiło wózek inwalidzki.
Ale po kolei...

LENA powie potem, że gdy jej pacjenci usłyszeli, że przyjadą goście z Polski, nie mogli się doczekać. Także dlatego, że niemal nikt ich nie odwiedza.

Rzeczywiście, gdy podjeżdżamy, stoją już w oknach, niecierpliwie machają rękami.

Gdy wchodzimy, nie witają tak nieśmiało jak wtedy, za pierwszym razem. Obejmują nas, jakbyśmy byli dawno niewidzianymi krewnymi.

Lena – ordynatorka oddziału – mówi, że pacjentów jest teraz więcej niż w czerwcu. To dlatego, że choć sytuacja na froncie nieco się uspokoiła, to sytuacja materialna mieszkańców zniszczonego wojną Donbasu jest coraz gorsza. Większość nowych pacjentów to ludzie starzy, porzuceni przez rodziny, których nie było stać na ich utrzymanie.

WOWA, lat 25, należy do najmłodszych. Pochodzi z Nowoajdaru: typowego dla krajobrazu Donbasu ni to osiedla, ni to wsi w obwodzie łuhańskim. Do Swatowa przywieziono go z domu dziecka, gdy ten znalazł się na linii walk.
W domu dziecka nigdy nie miał nic swojego. Teraz zachłannie chwyta po kilka polskich pluszaków naraz.
O jego rodzinie nie wiadomo nic; nikt nigdygo nie odwiedzał. Wydaje mu się, że jestem jego siostrą. – Siostrzyczko, chciałem, żebyś przyjechała. Daj jeszcze słonika, jeszcze jednego – prosi. – I lalka, zawsze chciałem mieć taką lalę – łowi kolejną zabawkę z pudła.

Pluszaki wysypują mu się z rąk, ale nie chce nawet pokazać innym, co dostał. Gdy zauważa, że robię zdjęcia, domaga się, żebym robiła je tylko jemu. – To zaawansowane stadium choroby sierocej – powie Lena. – Wowa wykorzystuje każdą szansę, by zdobyć trochę uwagi.

WALDEK – jeden z bohaterów czerwcowego reportażu – woli auta. Od razu zaczyna bawić się w wyścigi podarowanych mu samochodzików. Ten może 30-letni, ciemnowłosy mężczyzna z Alczewska, to tutejszy artysta. Jest tu od roku i odkąd przywieziono go do szpitala, wciąż rysuje to, co widział na wojnie – czołgi i ludzi, wyrzucanych w niebo siłą eksplozji.

– Teraz będę rysował mniej czołgów, a więcej aut – obiecuje.
Rozmowę przerywa płacz. – Wybaczcie, wybaczcie! – zawodzi kobieta leżąca na jednym z licznych łóżek, ustawionych na korytarzu. To Olga. Kilka lat temu udusiła dwoje swoich dzieci. Głosy w głowie powiedziały jej, że ich zabicie to sposób na nędzę, w jakiej żyła jej rodzina.

SWIETA, drobna dziewczyna o krótkich włosach, często płacze i unika kontaktu z innymi. Pochodzi z Lutugino, które dziś jest pod rosyjską okupacją. Rok temu zgubiła się podczas ostrzału.

Nie wiadomo, gdzie jest jej rodzina. Swieta bardzo chciałaby odnaleźć bliskich. Wydaje się jej, że jeśli tylko opuści otaczający szpital ogród, już będzie w Lutugino. – Dajcie mi szansę – prosi lekarzy.

Ma stwierdzone inwalidztwo. Zanim trafiła do szpitala, ktoś zabrał jej dokumenty i w jej imieniu pobierał rentę. I podobno nadal pobiera.

Teraz tuli do piersi małą, czarno-białą myszkę. Uśmiecha się nieśmiało, gdy proponuję jej większe zabawki. – Wystarczy mi moja myszka, dziękuję.

GALINA cierpi na zaawansowaną epilepsję, trudno jej się samodzielnie poruszać. Lekarze pomagają Galince usiąść na polskim wózku inwalidzkim. Galina – jedna z bohaterek czerwcowego reportażu – pozuje na nim, jakby siedziała na tronie. Choć szpital w Swatowie ma ponad 700 pacjentów, wcześniej nie było w nim wózka.

W swoich drobnych dłoniach Galina ściska różowego jednorożca. Najbardziej jej się podoba, gdy jednorożec mówi po polsku: „Przytul mnie”. – To mój nowy przyjaciel, rozmawia ze mną – cieszy się. – A wiesz, wczoraj leciał nad nami samolot – wyznaje mi w sekrecie.

Chodzi o helikopter transportujący rannych żołnierzy. Gdy przelatuje nad Swatowem, chorzy chowają się pod łóżka: myślą, że zaczyna się ostrzał.

NATASZA, starsza pani, dostała pluszowego niedźwiadka. Ona też została sama na świecie. Gdy zaczęła się wojna, jej rodzina uciekła do Rosji, a ją zostawiła.

Natomiast imię młodej dziewczyny, której twarz obwiązana jest opatrunkami, jest nieznane. Wiadomo tylko, że mieszkała w Stanicy Łuhańskiej, i że ktoś pobił ją na ulicy. Trafiła do Swatowa. Ponieważ od czasu pobicia boi się ludzi, gdy rozdajemy dary, stoi z boku.

Ma złamaną przegrodę nosową. W ranę wdała się infekcja, nie chce się zagoić.
Lekarze są wdzięczni za wsparcie finansowe od czytelników „Tygodnika”: – Za zebrane pieniądze zrobimy jej operację.

LENA przyjmuje dary ze łzami. Jest szczęśliwa, może nawet bardziej dlatego, że ktoś poświęcił uwagę jej pacjentom. – Nikt nigdy nie podarował namtak drogich rzeczy – mówi, rozpakowując kolejne paczki. – Wzrusza mnie, że wszystko jest pięknie poskładane, starannie zapakowane, widać, że z ciepłem i uwagą, jakiej zwykle nie poświęca się moim chorym.

– Pierwszy raz poczuliśmy, że ktoś o nas myśli – mówi. – Rozumiem, że wojna, że nędza, że ludzie mają tu teraz większe problemy. Ale... Wojna nie wojna, do naszych pacjentów ludzie podchodzą tu z odrazą, strachem. Czasem puszczamy kogoś do domu, a następnego dnia sąsiedzi dzwonią z awanturą. Gdy pytam, czy zrobił coś złego, słyszę, że tak, bo chodzi po ulicy. Jakby byli ludźmi gorszymi i mieli siedzieć po domach.

– Na utrzymanie jednego pacjenta Ukraina przeznacza 6 hrywien i 90 kopiejek dziennie. To nieco więcej niż jeden polski złoty – wylicza. – Na leczenie jest dodatkowych 12 hrywien dziennie.
Ale Lena cieszy się nawet z tego: – W latach 90. bywało, że personel karmił pacjentów za swoje pieniądze, bo państwo nie dawało nawet na jedzenie.

Ale i dziś trudno nie zauważyć, że niektórzy chorzy noszą ubrania po nastoletniej córce Leny, że dzwonią do domów z telefonu, który przyniosła jedna z pielęgniarek, a telewizor kupiony został ze zbiórki przeprowadzonej wśród lekarzy.
W Swatowie sanitariusz zarabia miesięcznie 1500 hrywien, siostra medyczna 2200. A Lena jako ordynatorka oddziału 3200 – równowartość 580 zł.

STARUSZKA, bezimienna, siedzi w kącie i tuli do piersi kawał szmaty. O niej też nic nie wiadomo. Pewnego dnia ktoś przywiózł ją pod szpital i zostawił,bez dokumentów.

Po korytarzu krąży starszy pan o wytatuowanych ramionach. To Iwan, lat 80. W szpitalu miał przyjaciela, ale rodzina zabrała go do domu. Rzecz tu niezwyczajna, w zasadzie pomyślna. Ale Iwan przeżył to tak, jakby przyjaciel umarł. Wiadomo, że po niego nikt się nie zgłosi. Iwan, jak większość ludzi starszych, którzy tu trafili, pozostanie tutaj na zawsze. Gdy odejdą, personel odprowadzi ich na cmentarzyk koło szpitala.

PACJENCI żegnają nas, płaczą i tulą. Obiecujemy, że wrócimy.
Lena mówi, że niektórzy z pacjentów sądzą teraz, że tę wymarzoną rodzinę, za którą przez całe życie tęsknią, mają w Polsce. ©

Pomóżmy Ukraińcom

STOWARZYSZENIE POKOLENIE organizuje kolejne transporty dla szpitala w Swatowie, a także dla uchodźców, których jest na Ukrainie 1,5 miliona. Stowarzyszenie prosi o pomoc finansową i rzeczową (dary można przynosić lub przesyłać pocztą do Stowarzyszenia). Natomiast przelewy (z hasłem „Swatowo” w tytule przelewu) można przekazywać na konta:
Przelew krajowy: ING Bank Śląski 89105012141000002319853707
Przelew zagraniczny: SWIFT/BIC: INGBPLPW IBAN: PL89105012141000002319853707
Adres: Stowarzyszenie Pokolenie, ul. Drzymały 9/4, 40-059, Katowice.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2015