Postmodernista codzienności

Gdy Imre Kertész otrzymał rok temu Nagrodę Nobla, zaskoczenie na Węgrzech było ogromne; spodziewano się raczej nagrody dla Pétera Esterházy’ego. Trudno wydziwiać na decyzję komitetu noblowskiego: nagroda trafiła w dobre ręce, a Esterházy i tak pozostaje najjaśniejszą gwiazdą węgierskiej literatury współczesnej.

23.11.2003

Czyta się kilka minut

Tłumaczony na obce języki, niezwykle płodny, obdarzony nietuzinkowym talentem językowym i wyobraźnią, zdobył uznanie rodzimej i międzynarodowej krytyki. Gorzej z masowym czytelnikiem - najsłynniejszy węgierski pisarz współczesny nie jest autorem poczytnych kryminałów, ale wyrafinowanych postmodernistycznych powieści, które czynią go głównym reprezentantem tej estetyki na Węgrzech.

Esterházy jest postmodernistą doskonałym. Powiada, że żyjemy po końcu literatury - a jego ideałem jest książka złożona z samych cytatów. “Jeśli czytelnik napotka u mnie jakieś szczególnie mądre zdanie, może być pewien, że to nie ja jestem jego autorem", dodaje. Z drugiej strony, paradoksalnie, wcale nie tworzy literatury zalecającej się erudycją: te cytaty, często przewrotnie zniekształcone, tworzą u niego nie pozszywany grubymi nićmi różnokolorowy patchwork, ale zupełnie nową jakość. Jego credo literackie jest pesymistyczne (a może optymistyczne?): “pisarz wierzy, że dzieła powstałe w różnych czasach i w różnych językach rozmawiają ze sobą niezależnie od tego, czy ktoś je czyta, czy nie".

Zagrożenia dyktatury, zagrożenia demokracji

Pisarstwo Esterházy’ego wyrasta z buntu przeciwko prowincjonalizmowi węgierskiej kultury, z chęci wykroczenia poza żywy do dziś na Węgrzech podział literatury na “urbanistów" i “populistów". Postmodernizm literacki, który Esterházy współtworzył - wszak pierwsza powieść z cyklu “Wstęp do literatury pięknej" ukazała się w 1981 roku, a więc rok po “Imieniu róży" Eco - w latach 80. mógł być politycznie podejrzany (niezależnie od lewicowych sympatii większości postmodernistów, zarówno pisarzy, jak filozofów), nie tylko jako towar eksportowy zgniłego Zachodu, ale przede wszystkim z uwagi na swe antytotalitarne żądło.

Podczas gdy zachodni postmoderniści nie tylko upatrywali w upadku komunizmu koniec ostatniej wielkiej narracji, ale też z radością przywitali nadejście epoki powszechnego liberalnego rozproszenia, w naszej części kontynentu radości towarzyszyły obawy i lęki, czy nowa epoka nie przyniesie aby równie niebezpiecznych, chociaż innych, zagrożeń. Takie nastroje wyrażał również Esterházy. W trakcie wizyty w Polsce w 1994 roku mówił: “dyktatura, atakując wolność, atakuje historię jednostki. W dyktaturze jest tylko jedna historia, historia samej dyktatury. W demokracji natomiast istnieje inne zagrożenie: każda historia staje się historią osobistą, dotyczy jednego człowieka. Każdy rozumie tylko własną historię. (...) Oczywiście wiarygodne jest tylko, co mówię o sobie. Ale to jeszcze nie jest literatura. Żeby stworzyć powieść, muszę pisać o sobie w taki sposób, jakbym pisał o jakiejś większej wspólnocie".

Nie tylko ten pesymizm różni Esterházy’ego od zachodnich postmodernistów. Podczas gdy oni unikali jak ognia mówienia w tonie serio o współczesności i polityce (mam na myśli jedynie fikcję literacką - czy można wyobrazić sobie powieść Eco o Berlusconim?), a także poruszania tematów osobistych, które mogłyby nasuwać przekonanie, że autor ma jednak coś wspólnego z narratorem, Esterházy miał do tych zasad stosunek bardzo swobodny, a nieraz ostentacyjnie je łamał. Pisarzom środkowoeuropejskim niełatwo przychodzi wyrzeczenie się tonu serio i sprowadzenie literatury do choćby najbardziej szlachetnego recyclingu.

Urodzony w 1950 roku Esterházy jest potomkiem jednego z najpotężniejszych rodów arystokratycznych na Węgrzech. Ukończył budapeszteńskie liceum pijarów, a potem studia matematyczne. Bohaterem jego pierwszej książki, zbioru opowiadań “Francsikó i Pinta" (1976), był kilkuletni chłopiec i dwu jego tytułowych, wyimaginowanych przyjaciół. Elżbieta Sobolewska, tłumaczka książek Esterházy’ego, pisała o tym debiucie: “na pierwszy plan wysuwa się zabawa dziecka. Zabawa, czyli istotny element prozy Esterházy’ego. (...) [Bohater], nie chcąc się pogodzić ze zdeformowaną rzeczywistością rozpadającego się rodzinnego domu, stwarza własny, wyimaginowany świat".

Jednak prawdziwy rozgłos przyniosła pisarzowi dopiero druga książka, “Powieść produkcyjna" (1979). Składała się z dwu części - fikcyjnej opowieści o losach młodego matematyka zatrudnionego w instytucie obliczeniowym i autobiograficznego komentarza, którego bohaterem był sam Péter Esterházy, połączonych systemem numerów i strzałek wskazujących na powiązania fikcji i rzeczywistości. Na karty powieści wkroczyły postaci z historii Węgier, m.in. węgierski premier z lat 1875-90 Kálmán Tisza. “Powieść produkcyjna" wzbudziła konsternację rodzimych krytyków (zarzucano jej m.in. zbytni optymizm), ale z perspektywy czasu widać, że data jej wydania stała się istotną cezurą w historii dwudziestowiecznej literatury węgierskiej, torując drogę estetyce postmodernistycznej.

Wstęp do literatury pięknej

Największym jak dotąd osiągnięciem Esterházy’ego był cykl powieści pod wspólnym tytułem “Wstęp do literatury pięknej" (1981-85); dwie pozycje tego cyklu zostały przetłumaczone na polski przez Elżbietę Sobolewską. “Wozacy" (wyd. polskie 1994, 1998) nie mają zbyt wiele wspólnego z powieścią w tradycyjnym sensie - to właściwie rodzaj poematu napisanego niezwykłym, zrytmizowanym językiem. Tytułowi wozacy przybywają świtem do wiejskiej osady, przywożąc ziemniaki i sól. Początkowo budzą strach wśród kobiet, które jednak stopniowo ulegają fascynacji ich siłą i brutalnością.

“Wozacy-przedmioty - pisała Elżbieta Sobolewska - narzędzia, nie indywidua, uosabiają bezwzględny porządek świata. Człowiek zdany jest na łaskę nie tylko natury, lecz także historii". Jednym z ostatnich zdań powieści jest ukryty cytat z “Myśli" Pascala: “sprawiedliwość bez siły spotyka się z oporem / ponieważ zawsze znajdą się źli; siła bez sprawiedliwości ściąga nienawiść. / Trzeba zatem zespolić razem / sprawiedliwość i siłę i w tym celu / należy dążyć do tego, aby / to, co jest sprawiedliwe było silne, albo aby to, co silne / było sprawiedliwe. Sprawiedliwość / podlega sporom, siła jest bardzo jasna i bezsporna. Nie zdołano zatem dać sprawiedliwości / siły, ponieważ siła sprzeciwiała się, / i rzekła, że jest sprawiedliwa. I tak / nie mogąc zdziałać, aby to / co jest sprawiedliwe było silne, sprawiono, / aby to, co silne, było sprawiedliwe".

“Czasowniki posiłkowe serca" (wyd. polskie 1998) to z kolei niezwykły tren, pożegnanie syna z matką (ale też - matki z synem). Książka ma strukturę kolistą - zaczyna się od scen w szpitalu widzianych oczami syna. Przy łóżku umierającej matki gromadzi się rodzina. Następują sceny pogrzebu i stypy, po czym perspektywa narracyjna radykalnie się zmienia: teraz matka żegna się z umierającym synem, wspomina swoje dzieciństwo i młodość. W końcu narratorem ponownie staje się syn, wspominający opiekę nad odchodzącą matką, chwile bliskości i czułości w odwróconej relacji - to on jest teraz matką.

Główne osiągnięcie Esterházy’ego leży nie w nowatorskiej formie powieści - pozbawionej numeracji stron, a więc poddającej się lekturze we wszystkich kierunkach, ze stronami o graficznej postaci żałobnej klepsydry - u góry właściwa narracja, na dole cytaty z Camusa, Bernharda, Musila, Tołstoja, Trakla, Wittgensteina, które wchodzą z nią w interakcje - ale w znalezieniu niezwykłego tonu mówienia o śmierci, bez czułostkowości, minoderii, ale też niestosownego uwznioślenia; tonu ostrego, ale nie okrutnego ani bezwzględnego. Powieść zaskakiwała egzystencjalną tematyką i dojmująco osobistym tonem, ale jednocześnie opisywała doświadczenia uniwersalne, spełniając postulat Esterházy’ego, by “pisać o sobie tak, jakby się pisało o jakiejś większej całości".

Po “Czasownikach posiłkowych serca" pisarz wydał kolejne znakomite książki. “Dwanaście łabędzi" (1987) to fikcyjne wyznania kobiety, opowiadającej współczesną historię barokowym językiem. “Okiem hrabiny Hahn-Hahn" opiera się na pomyśle, który Esterházy “ukradł" Claudio Magrisowi: podróży wzdłuż symbolizującego duchową jedność - i różnorodność - Europy Środkowej Dunaju do jego źródeł (ciekawych odsyłam do “Literatury na świecie" nr 2-3/2001). Centralną postacią ostatniej książki pisarza, “Harmonia Caelestis", jest postać jego ojca-arystokraty. W ubiegłym roku Esterházy wydał zmienioną wersję tej książki, gdy dowiedział się, że jego ojciec był agentem komunistycznej bezpieki, dzięki czemu mógł zapewnić bezpieczeństwo obydwu synom - Péterowi i jego bratu, znanemu piłkarzowi (sprawa odbiła się szerokim echem w węgierskich mediach).

Nawet z tego pobieżnego przeglądu widać, że Esterházy należy do autorów, którzy uwielbiają zaczynać od nowa. Każda kolejna książka jest zaskoczeniem, wypróbowywaniem nowego tematu i nowej poetyki. Możliwości kreacyjne literatury - to wielki paradoks naszej pohistorycznej epoki - są ciągle nieograniczone.

Aniołowie w Budapeszcie

Konstatację tę potwierdza wydana właśnie w Polsce “Księga Hrabala" (1990). Akcja toczy się na chwilę przed upadkiem komunizmu, w 1988 roku, w podmiejskiej, “inteligenckiej" dzielnicy Budapesztu. Esterházy pochyla się nad okresem pomijanym zazwyczaj przez innych pisarzy, dla których ciekawszy był stalinizm lub lata bezpośrednio po przełomie. Tutaj gmach komunizmu jest już mocno nadwerężony, ale trwa dalej siłą inercji.

Bohaterowie - cierpiący na niemoc twórczą pisarz pochodzący z arystokratycznego rodu (to ironiczny autoportret autora) i jego żona Anna - zmagają się z codziennością realnego socjalizmu i z “wschodnioeuropejską paranoją", polegającą na tym, że “ktoś ma manię prześladowczą, bo rzeczywiście go prześladują". W taką rzeczywistość zostają zesłani dwaj aniołowie o swojsko brzmiących imionach - Błażej i Czoczuś, którzy mają zapobiec decyzji Anny zastanawiającej się nad usunięciem ciąży. Przesiadujący wciąż w starej ładzie, brani są powszechnie za agentów bezpieki, z czego, nie mając zielonego pojęcia o rzeczywistości politycznej kraju, do którego przybyli, nie zdają sobie sprawy.

Esterházy w sposób przewrotny wykorzystuje popularny wątek masowej kultury. Anioł zstępujący między śmiertelnych bywał stróżem, cichym pomocnikiem i opiekunem (najsłynniejszy bodaj przykład to ckliwa, tasiemcowa “Autostrada do nieba"; zdarzały się też propozycje ambitniejsze, jak pamiętne “Niebo nad Berlinem" i “Jak daleko stąd, jak blisko" Wima Wendersa, którego anielscy bohaterowie, przywoływani zresztą w “Księdze Hrabala", lądowali w Berlinie Wschodnim mniej więcej w tym samym czasie, gdy Błażej i Czoczuś wylądowali w Budapeszcie).

Ale u Esterházy’ego aniołowie są bezsilni. “Po co, po co, po co, po co?! Pocą to się nogi nocą! Zawsze tylko to jak mógł na to pozwolić! Ja nie jestem piątką w totolotku. Jak widzę nawet durnej aborcji nie potrafię zapobiec", ubolewa jeden z nich. Ludzie są pozostawieni samym sobie, ze swoimi problemami, tragediami, cierpieniem. Nie pomogą im intelektualne konstrukcje teodycei (to wszystko “już zostało teologicznie wyjaśnione", ironizuje jeden z aniołów) i heglowska dyrektywa pojednania z rzeczywistością (“prawdziwe jest tylko to, co rzeczywiste"). Esterházy przywołuje różne rodzaje cierpienia, zarówno te osadzone w zbiorowej pamięci - zagładę Żydów, powojenne wypędzenia z majątków, dantejskie sceny w katowniach bezpieki - jak i te najzupełniej prywatne i intymne, jak umieranie miłości i starzenie się ciała. Aniołowie nic tu nie poradzą. Oni mogą jedynie te “rodzynki ludzkiego tragizmu" wykradać.

Jądro książki stanowi “rozdział niewierności" - kilkudziesięciostronicowy monolog Anny w formie listu do Bohumila Hrabala. Świadomie nawiązujący do najsłynniejszego monologu kobiecego w dziejach literatury - monologu niewiernej Molly Bloom w ostatnim epizodzie “Ulissesa" - i tak jak tamten zakończony afirmatywnym “tak", jest zapierającym dech w piersiach arcydziełem. Anna prowadzi wyimaginowaną korespondencję z słynnym czeskim pisarzem, opowiadając mu historię swojego małżeństwa i zwierzając się z najintymniejszych przeżyć, planując zdradę - wspólne spotkanie nad brzegiem Dunaju, który na moment zamieni się w bezkresne morze.

Ten monolog jest zadziwiającą żonglerką nastrojami: od złości i irytacji poprzez znużenie i zniechęcenie po najbardziej wzruszające odcienie czułości i melancholii, i przejmującym portretem dojrzałej kobiety, obarczonej trudami codzienności, świadomością starzenia, obserwującej umieranie dawnych przyjaźni i niepewnej swej miłości. Anna to - nie waham się powiedzieć - jedna z najpiękniejszych i najpełniejszych postaci kobiecych w literaturze współczesnej.

Historia Anny kończy się rezygnacją z planowanej zdrady, gestem miłości, akceptacji i zrozumienia, który nie znosi wcale poczucia niespełnienia. “Niby wszystko w porządku, a całość nie jest w porządku, a jak całość nie jest w porządku, ja też nie jestem w porządku". Esterházy idzie w ślady Hrabala, odprawiając misterium codzienności, dostrzegając wszechświat w mikrokosmosie codziennego życia. Jest to opowieść niedomknięta, ale nasza dziecinna ciekawość “co było dalej" tylko potwierdza talent autora.

Korzystałem z artykułu Elżbiety Sobolewskiej “Postmodernista ostatnich lat" (“Literatura na świecie" nr 4/1986).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003