Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Też przecież polityczna, bo wszelkie artystyczne zarzuty wobec szefa narodowej sceny są tylko próbą uwznioślenia sporu, który ma z kulturą tyle wspólnego, co niedzielny przemarsz zwolenników PiS okraszany monologami prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Z Klatą prawica ma kłopot, lewica zresztą też, z czego jasno wynika, że najtrudniej w dzisiejszej Polsce będzie się znaleźć ludziom niesformatowanym, nieprzystającym do żadnego z politycznych obozów.
Kiedy Jan Klata obejmował stanowisko dyrektora, można było przeczytać w mainstreamowych mediach (a więc w domyśle „umiarkowanych”), że jest on „zwolennikiem PiS”. No bo kim mógł być – według rządzących Polską, ściśle wytyczonych, ideologicznych tożsamości – człowiek z różańcem w kieszeni i medalikiem z Matką Boską na szyi? Nawet jeśli „Szewców u bram” zrobił wspólnie ze Sławomirem Sierakowskim z „Krytyki Politycznej”? Potem, już za czasów dyrektorowania, Klata nie był też wcale pieszczochem krytyki o proweniencji lewicowej, bo jego teatr był nie dość „instrumentem zmiany” i niewystarczająco „radykalnie krytyczny”. Był na szczęście nieprzypisany.
Potem doszło do prawicowego wzmożenia, którego pierwszym dostrzegalnym przejawem była groteskowa próba zerwania spektaklu „Do Damaszku”. Dawni koledzy, którzy znaleźli zatrudnienie w mediach „niepokornych”, wykorzystywali w recenzjach informacje pozyskane na stopie prywatnej. W końcu groteska przeszła w nagonkę. List w sprawie odwołania Klaty opublikowała „Gazeta Polska Codziennie”, której krytyczka teatralna, Wanda Zwinogrodzka, została właśnie wiceministrem kultury. Jerzy Zelnik, szykowany podobno na stanowisko następcy Klaty, ostentacyjnie przemaszerowuje przez całą szerokość widowni Starego ku wyjściu, w połowie premierowego spektaklu w reżyserii dyrektora, i pisze dla frondy.pl wzgardliwą recenzję. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego poprosiło (jest w prawie) o przesłanie zapisów wideo krakowskich spektakli. Wszystko to rokuje źle.
W sumie nie wiem, czemu padło na Klatę. Może i krakowska aura jest temu winna? Podobną histerię przeżywaliśmy tu kilka lat temu z Capellą Cracoviensis. Zmianie dyrektora artystycznego towarzyszyły te same pohukiwania o kradzieży godnej marki i chwalebnej tradycji. Te same środowiska pisały wówczas o kosmopolitycznym zamachu na dobro narodowe. Tamta rewolucja artystyczna się jednak powiodła, ignoranci dali sobie spokój. Capella pod nową dyrekcją stała się rozpoznawalną europejską marką. Na koncerty walą tłumy. No ale muzyka to abstrakt, kto by jej tam używał do tożsamościowych sporów – Klata robi w słowie, więc ma gorzej, to po pierwsze. Po drugie: Monteverdi i Mozart nie byli Polakami, więc interpretować ich można do granic wyobraźni. Nikt nie doniesie władzy. Jak na razie. ©℗