Portrety obcego

Dla polskich chłopów z XIX w. świat żydowski (oraz innych narodowości) był lustrzanym odbiciem – ale „na opak”, jak w krzywym zwierciadle – ich własnej rzeczywistości.

16.02.2014

Czyta się kilka minut

„Cygan Marcin z rodziną w Krościenku”, karta pocztowa, przed 1918 r. /
„Cygan Marcin z rodziną w Krościenku”, karta pocztowa, przed 1918 r. /

Oskar Kolberg nie był pierwszym, który zapisywał i opisywał folklor polskiej wsi. Jego znamienitymi poprzednikami, z których dorobku zresztą często korzystał, byli m.in. Łukasz Gołębiowski, jeden z pierwszych polskich etnografów, oraz jego współpracownik Jan Kanty Gregorowicz.

Nie sposób jednak przecenić zasług Kolberga dla stworzenia podwalin polskiej etnografii jako dziedziny naukowej refleksji. Jego dzieła stanowią źródło wiedzy dla współczesnych etnologów i antropologów kulturowych, tym cenniejsze, że folklor, który został przez niego opisany, dziś już w tej postaci nie istnieje.

O „obcych” u Kolberga można mówić co najmniej na dwóch poziomach. Z jednej strony sam „lud” był dla badacza obcy, dziwny i tajemniczy. Z drugiej strony, z zanotowanych przez Kolberga materiałów wyczytać można ludowy obraz „obcego”.

„My” i chłopi

Jeżdżąc w teren oraz rozwijając swój projekt badawczy, Kolberg przez kilkadziesiąt lat doskonalił metodologię. Modyfikował ją w zetknięciu z kulturowo obcym sobie „ludem”. Pierwsze wydawnictwo, zbiór pieśni i dumek, przygotował tak, jak czynili to jego uczeni poprzednicy: wygładzając gwaryzmy i usuwając wulgaryzmy – bowiem odbiorcami mieli być rozśpiewani mieszkańcy dworków. W późniejszych latach zapisywał wszystko wiernie, tak jak usłyszał, rzadko ingerując w teksty. Także treści rubaszne lub tematy bardzo kontrowersyjne, jak zawarte w pieśniach opisy gwałtów, morderstw, a nawet kazirodztwa.

Myli się zatem Ludwik Stomma, który w swoim niedawnym felietonie w „Polityce” sugerował, że Kolberg w swojej nieczułości na krzywdę chłopską kazał sprowadzać chłopów do dworu, w którym aktualnie rezydował, i przed swoim obliczem rozkazywał śpiewać lub opowiadać. Wręcz przeciwnie: Kolberg z całą pewnością odwiedzał karczmy, obserwował obrzędy, bywał także na weselach. Inaczej nie udałoby mu się zapisać tak dokładnie melodii, podać szczegółów instrumentacji, opisać zachowania itp.

Inna sprawa, że korzystał z pomocy licznych ziemiańskich amatorów, którzy stosowali różne, nie zawsze profesjonalne metody.

W tomie 73/I „Dzieł wszystkich” opublikowano list „pewnej niewiasty”, znajomej Kolberga spod Krakowa, z 1872 r. (być może to on stał się źródłem owego niesprawiedliwego uogólnienia w felietonie Stommy): „Nie jest to tak łatwe dzieło (zbierać pieśni i podania), jak by sobie kto myślał; nasz lud, który jest więcej otwarty i śmiały niż na Rusi lub gdzie indziej, a napatrzyłam się, jak trudno z niego co wydobyć. Sprowadzona ledwo dziewczyna lub kobieta staje przed piszącym, a zakrywszy twarz i usta chustką, śmieje się i nic więcej; wyobraź sobie, jakiej trzeba cierpliwości, kiedy trzykrotnie zmaczane pióro wyschnie, a tu nie można nic usłyszeć, tylko nowe parsknięcie śmiechu; jaki Francuz roztrzepany to by ją z pewnością za drzwi wypchnął”.

Jednak w kolejnym tomie (73/III) przytoczone zostały opowieści o czarownicach i upiorach, których „wielmożna pani” wysłuchała, pofatygowawszy się do kobiet międlących len.

Zarzut Stommy, że Kolberg pomijał niewygodne dla ziemian wątki krzywdy chłopskiej, jest anachroniczny. Oczywiste wydaje się, że w obecności „panów” chłopi nie byli skorzy śpiewać buntowniczych pieśni ani zwierzać się z krzywd i ucisku. W tekstach zebranych przez Kolberga znaleźć można jednak lamenty nad chłopskim losem, przyśpiewki śmiechem biorące odwet na panach, albo opis rytualnego bicia ekonoma jako wstęp do dożynek.

W drugiej połowie XIX w. ziemianie nie pełnili roli sądowniczej, nie mogli zatem zakuć chłopa w dyby lub wybatożyć – choć nadal stosowali różne formy opresji.

Prawdą jest natomiast, że zarówno Kolberg, jak i jego współpracownicy mieli specyficzny stosunek do chłopów. Postrzegali ich jak „obcych”. Z wzajemnością zresztą. Znikoma mniejszość zbieraczy notowała imię i nazwisko wiejskich rozmówców, bo ważny był folklor, a nie jego twórca i wykonawca. To folklorem się zachwycali, doceniali jego autentyzm (choć przeceniali jego rolę jako spoiwa tożsamości narodowej). Chłopa postrzegali podobnie jak Europejczyk plemiona afrykańskie – jako prymitywne skamieliny przeszłych czasów – i z poczuciem wyższości.

Niemcy od diabła

Jednym z wątków, który odzwierciedlony został w pieśniach i opowieściach ludowych zebranych przez Kolberga, są inne narodowości, o których chłopi mieli swoje wyobrażenia i opinie. Możemy zatem dowiedzieć się, jak postrzegani byli Cyganie, Niemcy, Francuzi, Rosjanie, Kozacy czy Tatarzy.

W tomie 16/I streszczona została opowieść z Szydłowca, w której przypisano Cyganom wynalazek igły („... że włócząc się po świecie, nie mają nic innego do roboty, więc sobie najlżejszy, najostrzejszy i najcichszy, a żelaznyczy rodzaj pracy obrali”) oraz zapałek („...aby im takowe posłużyć mogły korzystnie, gdy idą kraść w nocy; prędko bowiem i bez hałasu krzesania mogą sobie wówczas wzniecić tyle im zawsze potrzebny ogień”). W tej dość oryginalnej przypowieści o stwarzaniu rzeczy ukryty jest stereotyp Romów: niechęć do ciężkiej pracy, paranie się kradzieżą. No i wróżenie – wzmianek o wróżących Cygankach i ich oszustwach jest kilka, rozsianych w tomach „Dzieł wszystkich”. Cyganie są wprawdzie biedni, przeganiani i bici, ale żyją „swobodno”, jak głosi jedna z piosenek:


A za nami zawsze nędza

od wsi do wsi nas popędza.

Hej! chłodno i głodno,

ale żyjem swobodno (...)

Czy wójt jaki, czy starosta,

co nas bije, co nas chłosta,

Hej! chłodno itd.


Niemcy kojarzeni byli z siłami nieczystymi. W tomie 17/II (Lubelszczyzna) w streszczonej opowieści o cudownym pieniążku, inkluzie, diabeł przyjmuje postać „Niemczyka” – takie utożsamienie pojawiało się od XVI wieku, a jeden z eufemizmów stosowanych, by nie przywołać przypadkiem diabła, to „kusy” – od krótkiego fraka noszonego przez Niemców. Nacja ta była wyśmiewana w przyśpiewkach. Są i echa historii, jak w piosence z Krakowskiego (tom 6/II):


Głupie Niemcy, głupie

nie siedzą w chałupie

od Francuzów w kupie

dostali po skórze (...)


W ostatnim wersie widać ingerencję Kolberga, bo zgoła inne słowo się tam rymuje.

Jest też przechwałka, w której badacz tekstu już nie wygładził (tom 73/I):


Niewiele im trzeba,

tylko batów kupę,

weznie od Polaka

każdy Niemiec w dupę.


W Galicji ziemianie odróżniali Niemca od Prusaka, ten pierwszy to Austriak (tom 73/III):


...w Gdańsku Prusak, w Litwie Moskal,

tu Niemiec dziwaczy.

Prusak każe język łamać,

Moskal daje baty,

Szwab zaś nowe egzekutne

rozseła mandaty (...)

Gdy masz Żydka na arendzie,

trzymajże go skrycie,

gdyż go cesarz potrzebuje

osadzić na mycie.


Patriotyczna panienka nie chce wyjść za Francuza:


Francuza ja nie kcę,

choć przy śklance wina,

bo by ja mamuniu,

była niescęśliwa (...)


Moskala też nie chce ta wybredna panna, bo:


Nad nasym kościółkiem

boze słońce świeci,

mówią, ze Moskale

jedzą polskie dzieci.


Ciekawe, że Kozak, w Królestwie postrzegany jako okrutny najemnik cara, gromiący patriotyczne demonstracje i powstańców, w Galicji zaludniał rzewne dumki, których teksty naśladowały język ukraiński. Wyruszał na wojnę (czy po to, aby gromić polskich powstańców?), żegnany przez zakochaną w nim Ukrainkę, pełną nadziei, że nie polegnie. Jak w jasełkach z Krakowa (tom 5):


Kozak konie napawał,

Dziuba wodę brała,

Kozak sobie zaśpiewał,

Dziuba zapłakała (...)

Białych rączek ne łomaj,

oczeńków ne styraj,

ja powrócę ze sławoju,

a tylko ne bidaj (...)


„Żyd”, czyli świat „na opak”

Najwięcej jest jednak wzmianek o Żydach. Zwłaszcza na terenie Małopolski, gdzie zamieszkiwali oni nie tylko w miastach, lecz i we wsiach (w Królestwie Polskim kolejne carskie rugi spowodowały, że Żydzi zamieszkiwali miasteczka, a chłopi kontaktowali się z nimi rzadziej, zwykle podczas jarmarków). Dużo jest prześmiewczych, deprecjonujących przyśpiewek, jak ten krakowiak z Sandomierskiego (tom 71/II):


Oj, jechałem przez Kraków,

da, około Kleparza,

siedział Austriak na Żydówce,

da, robił arendarza.


A to inna, z Krakowskiego (tom 5):


Żyd pies, Żyd pies,

a Żydówka suka,

a Żydzięta jak scenięta,

my sobie panięta.


Także z okolic Krakowa (tom 73/I) pochodzi przyśpiewka, w słowach której Żydzi są dehumanizowani oraz, podobnie jak w poprzedniej, zrównywani ze zwierzętami:


Koza mi się okociła

w stodole na snopach,

miała Zydów ośminaście

w sobolowych capach.


Osobną kategorię stanowią rozmaite wersje piosenki „żydowska wojna”, której pierwowzór powstał w XVI wieku. Pierwotnie była żakowską parodią lektury dzieła Józefa Flawiusza o tym samym tytule. Mnogość wersji ludowych zapisanych przez Kolberga świadczyła o jej zakorzenieniu w kulturze ludowej. Mnie udało się zanotować jej tekst (choć respondent nie pamiętał już melodii) jeszcze w połowie lat 70. XX w. A oto próbka z „Dzieł wszystkich” (tom 6/II):


Duzin (tuzin) rabinów – oj jej

tak nakazowal

ślachtę zidoską – oj jej

na sylwach zwolal (...)

Najstarsszy rabin – oj jej

kulbacy świni,

mlode zidowięta – oj jej

kulbacą prosięta.


Świnia nie pojawia się w tej piosence przypadkiem. Jest aluzją do przypowieści o „pochodzeniu Żydów od świni”, notowanej w wielu wersjach w folklorze niemal całej Europy. W Niemczech dała początek ikonograficznemu wyobrażeniu Żydów ssących świńskie wymiona lub liżących świńskie podogonie (Judensau). Pierwotnym źródłem tych skojarzeń był apokryf „Dzieciństwo Jezusa” z IX w. Ale wróćmy do „wojny żydowskiej” – oto inna wersja:


Już Jarosławskie konstytucyje

iść rozkazali na batalije.

Sejmik stanął w skole

by każdy szedł w pole

aj waj, aj waj mir (...)

Rabin za sobą pognał jednego

skólnik z wsistkiem także drugiego.

Skólnik z głów dostali

rabin się pos...

aj waj, aj waj mir.


Wspomniana w pierwszej zwrotce szkoła to kalka z jidysz (szul), potoczna nazwa bożnicy. No i wersja chyba najbliższa żakowskiemu oryginałowi (tom 5):


Świeże nowiny z Judzkiej krainy,

czytali, pisali bachorowie mali,

razem z rabiny.

Ze strachem biedy, źle między Żydy

wojna się zaczęła jak na Filistynie

gotują dzidy.

A Izrael śmiały wyszedł na wali,

talarum, talarum krzyknijcie na larum

strachu tam nie mieli.


Nierzadko słowa piosenek parodiują mowę i zwyczaje żydowskie, modlitwy oraz szabatowe niguny (pieśni bez słów, które zastąpione są sylabami), jak w piosence pod znamiennym tytułem „Pacierz żydowski” (tom 73/II):


Miało go ciele głowę – to go nie była głowa, ino to była zydowska latarnia.

Do kościoła chadzali – w tem se oświecowali – i mówili se tak:

Haktemide Siule, aj waj, bim! (...)

Miało go cielę rogi – to go nie były rogi, ino go to by(ł)y zydoskie trąbace.

Do kościoła chadzali, tam se go trąbowali i mówili se tak:

Aktemide Siule i machule i aj, waj, tyrydy, bom, bom, bom!


Najdziwniejsza przyśpiewka z Krakowskiego (tom 73/I) jest wyrazem ogromnego braku wiedzy zarówno o judaizmie, jak i własnej, katolickiej religii:


Żydowski Pan Jezus

w cerwonych porteckach,

najad się harmastu,

skakał po dzieweckach.


Tak więc świat żydowski wyobrażany był jak lustrzane odbicie własnego świata. U Żydów wszystko było „na opak”:


Dwóch kapłonów, dwóch kapłonów

w stodole młóciło,

hej, rano, rano u Żydka (...)

Kozioł wiezie, [kozioł wiezie]

do młyna na wozie,

hej, rano, rano u Żydka.


Niektóre opowieści, przez etnologów zaliczane do typu historii „o głupim sąsiedzie”, przedstawiają Żyda jako spryciarza, który zdolny jest przechytrzyć każdego (i na odwrót: o sprytnym chłopie przechytrzającym Żyda). Tak jak w opowieści o strzygoniach (tom 73/III), w której strzygoń nastraszył klientów żydowskiej karczmy, co karczmarz wprawdzie przypłacił pobiciem przez nich, ale na koniec zyskał, gdyż jeden z kupców uciekając przed strzygą zgubił trzos z pieniędzmi.

„Jedzą czosnek, bo nie chcieli manny”

Wiele tekstów o Żydach, które zebrał Oskar Kolberg, wyraża przemoc symboliczną. Dzieje się tak na przykład w opowieści o topielcu, który ukazał się Żydowi pod postacią utopionego barana. Żyd „złakomiony postacią baranią” wziął na wóz topielca, co przypłacił urwaniem głowy (jako jeźdźca bez głowy przywiozły go potem konie do karczmy).

W kolejnym tomie znalazła się „Historyja o żołnierzu i królu”, w której zdradliwi Żydzi z rabinem na czele chcieli zabić króla za pomocą wspaniałej korony. Obdarowany król zażądał, by najpierw rabin ją przymierzył, a gdy ten przymuszony uczynił to, korona się rozpadła, urywając głowę rabinowi i raniąc innych Żydów. W obu opowieściach da się wyczuć makabryczna fascynacja dekapitacją – czyżby echo uciechy odczuwanej podczas publicznych egzekucji, gdy kat toporem ucinał głowę?

Życzenie śmierci pojawia się w ludowej wersji legendy o „parchuli” Esterce, kochance króla Kazimierza, która była „bardzo piękna na gębie”, ale miała parchy na głowie, ukrywane pod złotą czapką. Król raz czapkę uniósł i gdy owe parchy ujrzał, to „wzion Żydówicę i za okno wyrzucił do ogrodu łobzowskiego, że się zabiła” (tom 73/II). Albo taka wesoła przyśpiewka (tom 6/II):


Ody Dydy, ody Dydy,

pozdychały wsyćkie Zydy –

Od czego – takiego?

a od zuru kwaśnego.


Teksty odmalowują także przemoc fizyczną wobec Żydów, czasem w szokujący sposób epatując wizją tortur, jak to się dzieje w wesołej przyśpiewce:


Oj, dydy, oj Dydy,

obwiesili Żydy

do góry nogami

między obnogami.


W piosenkach wiele jest też pomstowań na Żydów. Odzwierciedlają one negatywny stereotyp tej grupy. W tomie 73/II znaleźć można taką przyśpiewkę:


Pijaka prowadzić,

a głupiemu radzić,

pożyczać od Żyda,

na nic się nie przyda.


Podobną myśl zawiera następująca śpiewka z krakowskich jasełek (tom 73/I):


Prawdę mówią starzy ludzie,

że za Żydem końca nie dojdzie,

bo ze Żydem, ze psem w budzie,

mądry przyszedł, głupi pójdzie.


Częstym zarzutem pojawiającym się w folklorze było rozpijanie chłopów przez żydowskich karczmarzy. Nie zauważali oni, że karczmarze byli jedynie wykonawcą szlacheckiego przywileju propinacji, prawa do produkcji alkoholu. Jeżeli zatem ktoś rozpijał chłopa, to raczej jego pan. Na Lubelszczyźnie (tom 17) opowiadano, że karczmarze do alkoholizmu doprowadzali za pomocą magicznego zabiegu: maczali powróz wisielca w beczce wódki albo wrzucali tam obrzynki paznokci, łupież itp. W XVII wieku jeden z autorów antyżydowskiego pamfletu oskarżał Żydów o obdarowanie magnatów magicznie zaklętym trunkiem w celu zapewnienia sobie ich przychylności.

W pieśniach można też znaleźć wiele wątków tradycyjnego antyjudaizmu (przypomnijmy: w kościelnym nauczaniu pojawiał się on aż do Soboru Watykańskiego II w 1965 r.), czego przykładem jest kolejna przyśpiewka (tom 73/II):


Żydów skarał Pan Bóg,

wiedzcie o tem panny,

teraz jedzą czosnek,

bo nie chcieli manny.


W jednej z opowieści chłopka z podkrakowskiej Modlnicy, Kazmierzowa (żona Kazimierza), wyjaśnia, skąd się wzięło samobójstwo:

„Pana Boga sprzedał strącony archanioł przez Judasza i na śmierć krzyżową wydał Żydom. Widząc archanioł strącony mękę P[ana] Jezusa, którego jako zły Judasz sprzedał za trzydzieści srebrników, żal mu było i przyszedł do P[ana] Jezusa, ale P[an] Jezus powiada: – Idź precz, szatanie, jakeś mi chciał rządzić w niebie, potem mnie sprzedałeś, nie chcę, abyś mnie łudził. Dopieroż wtedy Judasz mający w sobie duszę szatańską archanioła strąconego poszedł i powiesił się na obuch. Przed Judaszem nie było wieszania, odtąd bowiem zły duch z wysielaków, topielców, zbójców chce przebrać niebo, żeby miał tyle dusz, ile jest w niebie”.

Odniesień do zarzutu bogobójstwa jest więcej, jak w pieśni zanotowanej w podkrakowskich Mogilanach (tom 73/I):


Złośliwi Żydowie

z Judaszem targują,

trzydzieści śrebników

za Niego gotują.


Z kolei w podobnej pieśni śpiewanej przed Wielkanocą w podkrakowskich wsiach nieco przeinaczono ewangeliczną opowieść o ukrzyżowaniu:


(...) złośliwi Żydowie

będą Go szukali,

ażeby Go zabili,

octem, żółcią by Go napoili.


I jeszcze jedna pieśń o żydowskim bogobójstwie:


Posła była święta Helena,

sukający Bozego Syna,

i znalazła troje Zydowiąt:

Nie wyście to, nie wy Boga męczyli?

Nie my, nie my, są jesce starsi.


Jasełka i Herody nie mogły się obejść bez scen z udziałem Żyda, a przy okazji – wątków antyjudaizmu. W Radomskiem (tom 20) zapisano dialog między chłopem a Żydem:


Chłop. Żydzie, Żydzie,

Pan Jezus się rodzi.,

Toć i jemu jako Bogu,

cześć oddać się godzi.

Żyd. Będziem witał, będziem kłaniał,

Jeźli co godnego,

ale w sopie, głupi chłopie,

przecie ni ma komu (...)

Chłop. Żydzie, Żydzie,

trzymaj się bibliji,

a nie twoich tych Talmudów,

sielmów, kanaliji.

Żyd. Aj waj, aj waj! z rękiem, nogiem

tsimam się talmudziech

a ty chłopie, ty psiajucho,

wielki bałamiciech.


Dodajmy jeszcze, że w wersji z Krakowskiego podobny dialog pomiędzy Pasterzem a Żydem kończy się pobiciem Żyda pałką.

Między ambiwalencją a antyjudaizmem

„Żyd” był również nieodłączną figurą w obrzędach zimowych. W jasełkach była to drewniana figurka. W okresie zimowym po chałupach chodziły grupy poprzebieranych chłopaków – jeden z nich zawsze był przebrany za Żyda. Wygłaszał teksty pełne erotycznych aluzji, zaczepiał dziewczyny. Pod koniec to on przymawiał się o datki. Symbolizował siły płodności, bowiem sensem kolędników było magiczne zapewnienie odrodzenia się życia (w podobnej funkcji taki przebieraniec pojawiał się podczas wesela – tom 2).

Pod chrześcijańskimi treściami z jasełek etnolog łatwo doszuka się schematów przedchrześcijańskich. Żyd mieszkańcom wsi kojarzył się z demonami podziemia (chrześcijaństwo nazwało je diabłem), które inicjowały życie i rządziły porami roku. Znakiem przypieczętowania układu między ludźmi a tymi demonicznymi siłami były właśnie datki. Na wsi zwykle była to żywność, ale w krakowskich jasełkach (tom 73/I) Żyd przymawiał się o pieniądze:


Teraz Żyd będzie tańcował,

bo diabeł króla pochował:

i zatańczymy z habrajskiego

krakowiacka żydowskiego,

hej, hej z hawrajskiego,

hej, hej żydowskiego.

Aj dom, taj dom, tada dada dana [trzy razy]

Teraz, moji państwo łaskawi,

każdy rączkę w kieszeń wprawi

i od Żyda dla Milera

położy chociaż talara.

Oj dom [itd.]


Co ciekawe, Kolberg i jego współpracownicy nie odnotowali przesądów o porywaniu dzieci chrześcijańskich przez Żydów i wytaczaniu z nich krwi, dodawanej do macy. Ponieważ przesąd ten żywy był i później (właściwie funkcjonuje do dziś), można przypuszczać, że istniał w folklorze polskim także w drugiej połowie XIX wieku. Być może przeoczenie to wynikało z faktu, iż opinie o Żydach zapisywane były niejako mimochodem, gdy same ujawniały się w pieśniach, przyśpiewkach, obrzędach. Nikomu nie wpadło do głowy, by wypytywać chłopów, co sądzą o Żydach.

Niemniej jednak Kolberg odnotował dość makabryczną praktykę magiczną, przywołaną w cytacie z tekstu K. Langego opublikowanego w „Kalendarzu naukowym” (Przemyśl 1865): „Kiedy wskutek okropnej w roku 1845 powodzi wywiązał się na Powiślu galicyjskim tyfus, dziesiątkujący ludność zgłodniałą, niepoczciwy jakiś urlopnik z okolicy Bojanowa w obwodzie rzeszowskim, przybrawszy sobie kilku włościan w pomoc, wmówił nieszczęśliwym, że najskuteczniejszym lekarstwem na tę chorobę jest polewka z ciała zmarłych Żydów i przez kilka tygodni zwoził za dobrą opłatą wykopane z okopiska miasteczka Rozwadowa różne członki trupów żydowskich, z których głupie baby warzyły polewkę i obmierzłym pokarmem naturalnie dobijały chorych; aż się władzy i zaalarmowanym Żydom wreszcie udało pojmać bezcześników. Główny złoczyńca w więzieniu z obawy kary sam się powiesił”.

W wydanej w 1992 r. pracy pt. „Wizerunek Żyda w polskiej kulturze ludowej” przedstawiłam ambiwalentny stosunek mieszkańców wsi do Żydów i ich kultury, od modelu „pokojowej izolacji” po nieprzystające praktyki dnia codziennego; z jednej strony przyjaźnie, z drugiej – wrogość. Pokazałam też przypisaną Żydom rolę mediatora między ludźmi a sferą nadprzyrodzoną, co z jednej strony owocowało kulturowymi zapożyczeniami, swoistym kultem chasydzkich cadyków, a z drugiej – kojarzeniem Żydów z siłami diabelskimi, z nieszczęściami, które spadały na wiejską społeczność, jak np. zaraza.

Ciekawe, że teksty o Żydach zebrane przez Kolberga i jego współpracowników tej ambiwalencji nie zachowują, przeważają wśród nich teksty deprecjonujące, wyśmiewające, oskarżycielskie oraz zawierające motywy antyjudaizmu. 


Dr ALINA CAŁA jest etnografką i historyczką, pracowniczką naukową Żydowskiego Instytutu Historycznego. Zajmuje się badaniem historii stosunków polsko-żydowskich w XIX i XX w.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Wariacje Kolbergowskie