Portret wielokrotny

Anna Mateja: Co Zdążysz Zrobić, To Zostanie. Portret Jerzego Turowicza

26.11.2012

Czyta się kilka minut

Wizerunek ułożony z fragmentów kilkudziesięciu relacji i zespolony odautorską narracją. Świadectwa ludzi, którzy Jerzego Turowicza spotkali na różnych etapach swojego życia i dla których stał się kimś ważnym – jako autorytet w życiu publicznym i jako przyjaciel, jako redaktor „Tygodnika Powszechnego” i jako powiernik wewnętrznych rozterek...

Opowieść zaczyna się u schyłku Dwudziestolecia, w latach studiów Jerzego Turowicza, jego działalności w Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” i początków kariery dziennikarskiej. Kiedy Anna Mateja nagrywała swoje rozmowy, świadków tamtego czasu już nie było. Już jednak wojenny epizod biografii Turowicza – pobyt w majątku teściowej, Zofii z Zawiszów Kernowej – oglądamy z perspektywy dnia codziennego Goszyc, oczami krewnej i wychowanki pani Kernowej, Danuty Wolskiej (później Szczepańskiej). Okupacyjną „Balladynę” Tadeusza Kantora (Jerzy Turowicz grał Kirkora) wspomina Janina Kraupe-Świderska – Goplana. Dalej zaś głosy się mnożą, przeplatają i dopełniają, wzbogacając portret o coraz to nowe rysy.

Jerzy Turowicz jest niewątpliwie postacią pomnikową, ale w książce Anny Matei ten pomnik ożywa. Czy może raczej przybiera kształt, o który upominał się Kantor. „Wszystko to opowiedziałem po to – mówił niedługo przed śmiercią, wracając do wojennych lat – aby, gdy kiedyś będzie się wznosić pomnik Jerzego Turowicza, dumnego męża polskiego, nie zabrakło tam tego uśmiechu, tego rysu wojennej bohemy, rysu tak wzruszającego”. W portrecie, który wyłania się z książki, jest uśmiech, skromność, miłość do sztuki, gotowość do pomocy ludziom i umiejętność słuchania. Jest też – kiedy trzeba – zdecydowanie, niechęć do jałowych sporów i zdolność ich przecinania. „Jerzy nie dyskutował o trudnych sprawach – wspomina Józefa Hennelowa – raczej rozstrzygał je jednoznacznie i szybko. (...) Jeżeli uważał, że to niekonieczne, nie wypowiadał się wcale”.

Jeden z rozdziałów nosi tytuł „Oaza na Lenartowicza”. Gościnny, otwarty dla wszystkich dom Anny i Jerzego Turowiczów był przez kilka dziesięcioleci rzeczywiście oazą, dosłownie – bo wciąż ktoś tam przemieszkiwał – i metaforycznie, jako miejsce niejako eksterytorialne wobec szarej peerelowskiej rzeczywistości. Układając relacje, autorka wspaniale uchwyciła ów klimat wspaniałego twórczego rozgardiaszu, miejsca, w którym rozmawiało się o sprawach ważnych, słuchało płyt przywiezionych z Zachodu i nie przywiązywało wagi do spraw materialnych. „Turowiczowie żyli bardzo skromnie – opowiada Irena Jun – ale jakie miało to wówczas znaczenie? Liczyło się to, że do tego domu zawsze można było przyjść niezapowiedzianym i przy kawie albo herbacie poradzić się, spytać o książkę czy wiersz, zaprosić na spektakl. (...) Nowobogackość była w złym guście”. „Oni na pewno nie zajmowali się gromadzeniem dóbr materialnych, poza książkami oczywiście” – dodaje Krystyna Zachwatowicz.

A przemiany w Kościele, Jerzemu Turowiczowi tak bliskie, rozbudzały nadzieje, niekoniecznie spełnione... Maciej Kozłowski, wracając do lat 80., zauważa: „Wydawało się, że model Kościoła, bliski Turowiczowi od czasów stowarzyszenia »Odrodzenie« – takiego, który nie boi się świata i wchodzi z nim w dialog, który odsuwa od siebie to, co obskuranckie – zwyciężył. Przemierzaliśmy kraj z odczytami podczas Tygodni Kultury Chrześcijańskiej niczym wędrowni kaznodzieje, wszędzie znajdując kościoły otwarte dla ludzi różnorako myślących, także dalekich od Kościoła czy wiary”.

Pierwsze i drugie pokolenie twórców „Tygodnika”, najbliższa rodzina Anny i Jerzego Turowiczów, przyjaciele domu i ludzie, dla których zbliżenie z redakcją krakowskiego pisma było poznaniem innej rzeczywistości – galeria rozmówców Anny Matei jest naprawdę imponująca i trudno byłoby tu wymienić wszystkie nazwiska. Pozostaje wyrazić wdzięczność za pracę, która ocala pamięć i przywołuje świat bezpowrotnie miniony. (Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, ss. 344. Na końcu kilkadziesiąt fotografii.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2012