Porozmawiać o polskim Kościele

13.07.2003

Czyta się kilka minut

Zbiorowe przeświadczenie o tym, że Kościół jest uprzywilejowany, ma podstawy. A może to zagrażać ładowi demokratycznemu w Polsce - piszą w RZECZPOSPOLITEJ (z 27 czerwca) prof. Jan Woleński, wykładowca filozofii na UJ, oraz ojciec Stanisław Obirek SJ, były rektor Kolegium Jezuickiego w Krakowie.

Kościół ma pełne prawo do głoszenia i realizowania takich postulatów, jakie uważa za właściwe. Nie może jednak uchylać się przed odpowiedzialnością za skutki swych poczynań ani przed ich krytyką -zastrzegają autorzy i deklarują: „Jeden z nas jest duchownym, drugi agnostykiem. Obirek traktuje transcendentalny wymiar Kościoła jako rzeczywistość, Woleński uznaje to za mit. Ten drugi nie twierdzi jednak, iż Kościół i jego ludzie odwołując się do swojej wiary czynią to zawsze i tylko dla kamuflażu interesów ziemskich. Obirek przyznaje, że Kościół, realizując swoje cele skierowane ku celom wiecznym, posługuje się środkami doczesnymi. Te przeświadczenia umożliwiają nam wytyczenie obszaru zgody, że szereg spraw dotyczących Kościoła wolno i trzeba oceniać wedle kryteriów socjologicznych, a więc wedle tego, jaki jest wpływ tej instytucji na życie społeczne, np. stan ładu demokratycznego, rozwiązywanie problemów ekonomicznych czy jakości edukacji”.

Nawiązując do dyskusji wywołanej w „Rzeczpospolitej” artykułami Jolanty Brach-Czainy „Polska w cieniu Kościoła” (7.05) i Jarosława Gowina „Katolicy pod pręgierzem” (8.05), autorzy stwierdzają - że w przeciwieństwie do Brach-Czainy - nie sądzą, przykładowo, że kwestionowane przez nią przywileje i działania Kościoła są skutkiem preambuły do Konstytucji RP, a szykany wobec artystów wynikają z art. 196 kodeksu karnego, mającego chronić uczucia religijne. Przyznają też, że bez pogłębionej wiedzy socjologicznej (zaś „wydaje się, że socjologowie nie robią w tym zakresie wszystkiego, a Kościół jest niechętny stosownym badaniom”) pojawia się zawsze pokusa generalizowania. Przyjmują jednak, że Brach-Czaina chciała zasygnalizować pewne groźne zjawiska - Gowin natomiast w swej polemice najwyraźniej w ogóle „nie chce krytyki Kościoła, strasząc powrotem do PRL i antyreligijnych broszurek propagandowych” - na zasadzie: wrogowie prawdziwej słuszności nie mogą mieć słuszności. W efekcie sam sięga po demagogię: niektóre z jego tez nie są w ogóle ilustrowane, a inne mają wątpliwe podstawy. Choćby teza Gowina, że „Episkopat wstrzymywał się od popierania którejkolwiek z partii”: Obirek i Woleński przypominają: „Rzeczywiście [Episkopat] nie wydawał w tej sprawie oficjalnych oświadczeń, ale wielu biskupów i księży jawnie sugerowało, jakie są słuszne postawy wyborcze; nie ma też wątpliwości, że ZCHN i LPR, wyjątkowo szkodliwe na polskiej scenie politycznej, nie zaistniałyby bez poparcia Kościoła; dla porządku dodamy, iż nie uważamy tego za niedopuszczalne, ale też mniemamy, że nie należy udawać neutralności politycznej, gdy jej nie ma”. Z kolei zdanie Gowina, że „Episkopat wyraźnie poparł wejście Polski do Unii Europejskiej”, podsumowują: „To zależy dla kogo »wyraźnie«, bo różnie się na ten temat mówi, a na pewno nie tak wyraźnie jak Episkopat na Litwie; nie od rzeczy jest też zauważyć, iż dwóch arcybiskupów jednoznacznie opowiedziało się przeciwko akcesji”.

Zarzut Gowina, że Brach-Czaina „nie widzi różnicy między nauczaniem Jana Pawła II i poglądami o. Rydzyka”, komentują: „To sprawa delikatna, ale wyraźnie wskazała ona na punkty, które, jej zdaniem, są wspólne Janowi Pawłowi II, Episkopatowi i ojcu dyrektorowi - zasady wiary i moralności, rola Kościoła w społeczeństwie i sprawa tzw. cywilizacji śmierci. Nawet jeśli pomyliła się, to niby dlaczego ma to świadczyć o niezdolności do elementarnych odróżnień? Niech lepiej Gowin wskaże stosowne różnice w tych właśnie kwestiach. Nigdy nie padło jakiekolwiek złe słowo ze strony Papieża wobec Radia Maryja, a konflikt o. Rydzyka z Episkopatem rysuje się jako nader niemrawy i dotyczy nie tyle zasad, ile posłuszeństwa. Gdyby Radio Maryja nawoływało do stosowania pigułek wczesnoporonnych lub środków antykoncepcyjnych, to pewnie jego koniec nastąpiłby szybko. A tak może sobie opowiadać, co chce o Żydach, ateistach czy referendum w sprawie UE”.

Wreszcie Obirek i Woleński zwracają uwagę na inne znamienne przykłady. Oto prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie stwierdzeń obrażających Jana Pawła II w „Trybunie”, odmówiła zaś wszczęcia postępowania po znieważeniu prezydenta RP przez „Nasz Dziennik”. Z kolei rzecznik praw obywatelskich nie reaguje na informacje, że szkoły nie mogą zorganizować lekcji z etyki dla tych, którzy nie chcą uczestniczyć w lekcjach religii. To, że uczniowie tacy albo muszą uczęszczać na religię, albo mają na świadectwie puste miejsce w rubryce „religia/etyka”, jest niezgodne z konstytucyjną zasadą, że nikt nie może być zmuszany do ujawniania światopoglądu. Przypominają o parasolu ochronnym, jaki Hanna Suchocka roztoczyła nad o. Rydzykiem, gdy była ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym (tym samym i władze państwowe mają udział w wykreowaniu jego potęgi) oraz o sposobie prowadzenia sprawy księdza z Tylawy, podejrzanego o seksualne molestowanie dzieci, w której pierwszy prokurator prowadzący śledztwo faktycznie stał się adwokatem duchownego.

Wniosek brzmi: „W jakimś zakresie rzeczywiste lub domniemane oczekiwania Kościoła czy pewnych grup katolickich są realizowane wbrew powinnościom zawodowym (dziennikarze) czy nawet prawu (instytucje państwowe). Zło z tego wynikające nie tyle polega na tym, że taka lub inna sprawa jest tak lub inaczej rozstrzygnięta, ile na tym, iż tworzy się zbiorowe przeświadczenie o tym, że Kościół znajduje się w pozycji uprzywilejowanej”. Badania opinii wskazują w ostatnich latach, że około połowa Polaków uważa, iż rola Kościoła w życiu społecznym jest nadmierna. W tym kontekście trzeba rozważać tak przytoczone przykłady, jak „drogę do konkordatu i jego treść, przywileje podatkowe Kościoła, łatwość odzyskiwania majątków (na razie zatrzymane), próby utrudnienia rozwodów czy mętną i konfliktorodną formułę dwóch autonomicznych instytucji, tj. państwa i Kościoła, która niestety zastąpiła sprawdzoną i efektywną zasadę ich rozdziału. O tym lub owym w powyższej liście zadecydowała wyraźna presja Kościoła, o innym nadgorliwość urzędników, ale przytoczone fakty znamionują jakieś zło (czasem nawet patologię) zagrażającą ładowi demokratycznemu”.

Reakcją na apel ojca Obirka i prof. Woleńskiego o poważną dyskusję na ten temat były - jak dotąd - dwa teksty. Dariusz Gawin publicysta i pracownik Instytutu Filozofii i Socjologii PAN ograniczył się (RZECZPOSPOLITA 30.06) w gruncie rzeczy do stwierdzenia, że wprawdzie poruszone problemy istnieją, ale są dziś w Polsce sprawy ważniejsze niż pozycja Kościoła katolickiego w państwie: bezrobocie, korupcja, stan elit.

Z kolei Kinga Dunin, socjolożka i działaczka feministyczna oraz Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, określający się jako „krytyczna wobec Kościoła inteligencja”, oceniają (RZECZPOPOLITA 5-6.07), że w III RP wytworzył się niepisany kompromis między Kościołem a „mainstreamem” rodzimego życia politycznego (prezydentem, kierownictwem SLD oraz „dominującą w dyskursie publicznym” „Gazetą Wyborczą”). Założeniem tego sojuszu jest, że lepiej „nie rozmawiać i zadowolić się tym, co jest, bo konsekwencje poruszania trudnych tematów mogą okazać się szkodliwe na drodze do cywilizowanej demokracji europejskiej”. Tymczasem taki sztuczny pakt jest szkodliwy dla demokracji: bo „kryzys naszego państwa oznacza także narzucony ideologiczny kształt prawa i jego egzekucji oraz brak wolnej debaty w sferze publicznej”.

Dunin i Sierakowski wzywają więc do rozmowy (zastrzegając, że jej warunkiem jest zaakceptowanie prawa drugiej strony do prezentowania odmiennych poglądów: lewica powinna „uszanować konserwatyzm Kościoła, jego zdanie w sprawie aborcji, małżeństw homoseksualnych i w kwestiach światopoglądowych”; Kościół zaś winien uznać, że ci, którzy chcą realizować świecką wizję państwa, „wyznają także pewien etos i dążą do dobra tak, jak je sami rozumieją”). I sugerują tematy dyskusji oraz jej styl: „Co to znaczy, że jesteśmy społeczeństwem katolickim? Czy istnieje jedna wspólna tożsamość, czy raczej różne? Porozmawiajmy o różnicach między etyką chrześcijańską i etykami świeckimi. Bo po drugiej stronie też są wartości, a nie tylko nihilistycz-ne bagno lub ciemnogród. Otwarcie mówmy o politycznych i doczesnych celach Kościoła. Nauczmy się oddzielać je od celów religijnych. Miejmy odwagę myśleć i rozmawiać o kształcie państwa, stawiając poprzeczkę naszym projektom nieco wyżej, niż tylko »żeby nie kradli«”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2003