Ponura saga rodzinna

Jeżeli komuś jest zbyt wesoło, jeśli ktoś chce sobie obniżyć nastrój, niechaj sięgnie po "Nagrobek z lastryko, najnowszą powieść Krzysztofa Vargi.

27.02.2007

Czyta się kilka minut

Owszem - autor ten wyspecjalizował się w dostarczaniu prozy melancholijno--depresyjnej, tak pesymistycznej, że już bardziej nie można, ale przecież nie sposób w tym upatrywać istoty wysiłków pisarskich Vargi. Nie chodzi o to - cały czas mam taką nadzieję, choć być może ulegam złudzeniu - żeby czytelnika utopić w oceanie smutku. Idzie o to, żeby go zachęcić do przemyślenia kilku spraw. Tych z gatunku fundamentalnych.

Krzysztof Varga posłużył się chwytem literackim, który sprawdził mu się wielokrotnie, a najbardziej bodaj w "Tequili" - wspomnieniowo-rozrachunkowym monologiem wypowiadanym w szczególnym momencie. Narrator-bohater "Nagrobka z lastryko" za chwilę odbierze sobie życie. Czynnością bezpośrednio poprzedzającą ten desperacki krok jest przeglądanie rodzinnych szpargałów. Wzrok Dominika - bo tak tej postaci na imię - przykuwa stara fotografia przedstawiająca jego dziadków na wakacjach w Chorwacji. Zanim uda się do łazienki i zawiśnie na pasku, wygłosi obszerny, wielowątkowy monolog, w którym nie tylko podsumuje swoje życie, ale i opowie o swych przodkach. O nich, a osobliwie o dziadku powie najwięcej.

Bardzo stare zdjęcie, ów katalizator refleksyjności, zostało wykonane w lecie... 2005 roku. Rok później urodziła się matka Dominika, on sam przyszedł na świat w roku 2038, powiesił się zaś 32 lata później. A jeśli już o metrykach mowa, ważne jest chyba i to, że dziadek (Piotr Paweł) urodził się w tym samym roku, co pisarz Varga (1968).

Od razu nasuwa się pytanie, na co Vardze futurystyczny kostium. Odpowiedź nie jest prosta. Na pewno nie po to, żeby popisywać się pomysłowością przy tworzeniu obrazu odległej przyszłości. Jakkolwiek zabrzmi to dziwnie - przyszłość nie bardzo interesuje pisarza, zwłaszcza przyszłość w wymiarze społecznym czy cywilizacyjnym. Może więc chodzi o dystans, o próbę spojrzenia na siebie z perspektywy późnego wnuka, nawet nie w sensie autobiograficznym ("Nagrobek..." powieścią autobiograficzną nie jest), lecz historycznym, zgodnym z wyobrażeniem, że przyszłe pokolenia nas sprawiedliwie osądzą? A może o wzmocnienie perswazji? Ta ostatnia hipoteza przekonuje mnie najbardziej, toteż godzi się ją rozwinąć.

W swojej najnowszej powieści Varga sugeruje, że ludzkie nieszczęścia kumulują się na osi czasu, że, przenoszone z pokolenia na pokolenie, potwornieją niczym zmutowany wirus. A ponieważ "Nagrobek z lastryko" jest sagą rodzinną przedstawiającą dzieje trzech pokoleń, możliwości rozwinięcia i dopowiedzenia diagnozy sformułowanej przez Vargę są dwie (pisarz robi tutaj unik). Albo założymy - do czego sam się skłaniam - że utwór ten ma wydźwięk prorodzinny i jest wezwaniem do "naprawy obyczajów", albo przyjmiemy, że "Nagrobek..." jest zawoalowaną krytyką prokreacji jako takiej i raczej do niczego nie wzywa. I znów godzi się wyjaśnić.

Otóż babcia i dziadek Dominika byli wyjątkowo źle dobraną parą. Z tego fatalnego związku zrodziła się Zuzanna, o której jej matka powie, zwracając się do swego męża: "Ten bachor jest nasz, choć nie pojmuję, dlaczego tak bardzo różny od nas, ale pewnie tak właśnie miało być. Chcieliśmy mieć dzidziusia w nagrodę za naszą miłość, a dostaliśmy potwora za karę, bo nasza miłość była wyprodukowana w Chinach, tanio kupiona, podrabiana. Tego dziecka nie da się kochać". W istocie, Zuzanna jest emocjonalnym potworem. Nie zważając na swoją potworność, wydaje na świat syna. Dominik nigdy nie poznał swojego ojca, bo po prostu go nie było (Zuzanna zaszła w ciążę z anonimowym dawcą nasienia). Matka na każdym kroku okazuje chłopcu niechęć, hodując w ten sposób potwora do potęgi. Dominik, który na szczęście nikomu życia nie przekazał, wybiera samobójstwo. I tak dochodzi do zerwania z tą fatalną logiką. Jej kolejne ogniwa to: zła rodzina (dziadkowie), pół rodziny (matka i syn), brak rodziny (Dominik), nicość.

Jak już zasygnalizowałem, najważniejszą postacią "Nagrobka…" jest Piotr Paweł (sprawy dziadka wypełniają blisko trzy czwarte utworu). Wielokrotnie pisarz daje do zrozumienia, że dziadek jest wytworem własnej (naszej!) epoki, everymanem, którego doświadczenia czy dylematy, przed jakimi staje, są dziś powszechne i typowe. Ów pracownik średniego szczebla przeróżnych, choć zawsze dużych firm - jak każdy wyrobnik w korporacji - zastanawia się na przykład, "czy zabić się prawie śmiertelnie pracą po 12 godzin dziennie", czy nie. Od czasu do czasu porzuca robotę, ale po krótkim czasie podejmuje ją ponownie; tak samo jak rzuca picie i palenie, by zawsze wrócić do nałogów. Piotr Paweł to człowiek bez właściwości pierwszej połowy XXI wieku. Niby marzy o jakimś lepszym życiu, ale sam nie wie, czego pragnie. Nawet jego małe dziwactwa (np. hipochondria i kompulsywna zakupomania) nijak go nie wyróżniają.

Sytuacja duchowa, którą pisarz podarował swojemu bohaterowi, przypomina tę ze "Śmiertelności", starszej powieści Vargi: życie już minęło, jedyne co pozostaje, to czekać na śmierć. To czekanie na zgon zabrało bohaterowi większość jego dni, a zaczęło się w okolicach trzydziestych urodzin. Nie znaczy to, że w życiu Piotra Pawła nic się nie dzieje. Sęk w tym, że to, co mu się przydarza (normalna, przeciętna egzystencja), nie cieszy go wcale, jest obojętne tak dla niego, jak i świata. Wnuk znajduje się w tym samym stanie, odczuwa podobnie, tylko w wersji bardziej radykalnej. I w odróżnieniu od swojego dziadka, ma odwagę zerwać z absurdem istnienia.

Ale co właściwie dolega męskim bohaterom najnowszej powieści Krzysztofa Vargi? (Z postaciami kobiecymi mniejszy kłopot - bo to nieczułe jędze, tak perfidnie wykreowane przez autora "Karoliny", że nie współczujemy im ani troszkę.) Jak nazwać ów stan? Melancholią? Chyba nie, gdyż akurat ta choroba wydaje się zbyt "arystokratyczna", przeznaczona dla bardziej wrażliwych i wyrafinowanych osobników. Acedią? Również nie, bo i ta nazwa uwznioślałaby położenie bohaterów. Nie wiem. Wiem za to, że warszawski pisarz jest w tej materii nie lada mistrzem. Wprowadził on do naszej literatury i podtrzymuje w kolejnych książkach jakąś bliżej nieokreśloną depresyjną aurę, jakiś rodzaj tyleż szlachetnego, co obezwładniającego smutku.

Lecz, jak zauważyłem na początku, nie na tym polegają korzyści z obcowania z prozą Krzysztofa Vargi (chyba że komuś za wesoło). A na czym? Ano na tym, że autor "Nagrobka z lastryko" podsuwa nam sporo pytań, które zwykliśmy lekceważyć: czy wiesz, co chcesz zrobić ze swoim życiem? Czy rodzina jest po to, żeby przekazywać potomkom nieszczęście? To tylko niektóre z nich. Warto się z nimi zmierzyć, jest okazja.

Krzysztof Varga, "Nagrobek z lastryko", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2007

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2007