Pomogliśmy w Kijowie, czas na Mińsk

Jak skończyłyby się demonstracje na Ukrainie w listopadzie i grudniu ubiegłego roku, gdyby Europa zachowała się neutralnie? Na szczęście, wtedy świat nie był obojętny. Dziś jednak, gdy na ulice białoruskich miast wychodzą demonstracje (nieliczne jeszcze) w imię wolności, demokracji i zachodnich wartości, Unia Europejska jest bardziej wstrzemięźliwa. Czas to zmienić.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie, których sfałszowanie dało początek Pomarańczowej Rewolucji, na Białorusi odbyły się wybory parlamentarne i referendum, w którym naród miał się wypowiedzieć, czy godzi się, by Alaksandr Łukaszenka mógł ponownie kandydować w 2006 r. na urząd prezydencki (do czego konieczna była zmiana konstytucji). Reżim Łukaszenki twierdził potem, że oba głosowania były wolne, uczciwe i przejrzyste. Białoruska opozycja i zagraniczni obserwatorzy są innego zdania.

Dziś, po sukcesie Pomarańczowej Rewolucji, opozycjoniści z Mińska i Grodna pytają, dlaczego Unia Europejska pomogła Ukrainie i teraz wspiera wysiłki nowych ukraińskich władz, a o nich, Białorusinach, zapomniała. Oczekują od nas przynajmniej wsparcia moralnego. Albo i czegoś więcej.

Październikowe wybory i referendum chwilowo wzmocniły Łukaszenkę - ostatniego dyktatora w Europie. Powołując się na oficjalne dane, według których 75,7 proc. głosujących odpowiedziało „tak” na pytanie, czy może on przedłużyć swą prezydenturę o kolejną kadencję, Łukaszenka twierdzi, że ma za sobą poparcie większości. O faktycznych okolicznościach, w jakich „osiągnięto” taki wynik, naród białoruski (a przynajmniej spora jego część) nie dowie się, gdyż kontrolowane media oczywiście nie informowały o zastrzeżeniach, jakie wobec uczciwości obu głosowań wysuwała opozycja i zagraniczni obserwatorzy.

Wszelako kolejne fałszerstwa i coraz silniejsze represje wobec opozycji nie pozostały bez reakcji: przez utworzenie sojuszu (pod nazwą „Pięć+”) ugrupowania opozycyjne stały się bardziej widoczne w kraju i za granicą. W sojuszu tym dyskutuje się nad takimi kwestiami, jak rozwój społeczeństwa obywatelskiego czy kształt białoruskiej niepodległości. Opozycjoniści zastanawiają się też, jak - nie mając dostępu do mediów - dotrzeć do zwykłych obywateli i uświadomić im, że przeciwnicy reżimu nie są nic nie znaczącą mniejszością, i że pokojowa zmiana władzy nie jest niemożliwa.

A poza tym zarówno opozycja, jak i reżim przyglądają się z uwagą, czy i jak zmieni się teraz Ukraina. Pierwsi z nadzieją, drudzy z obawą.

Import idei, eksport ludzi

Represje sprawiają, że opozycja jest zdana na wsparcie z zewnątrz. Zachód powinien dostrzec, że w jej szeregach są dziś ludzie mający wolę i kompetencje do rozpoczęcia demokratyzacji, która otworzyłaby Białoruś na świat i skończyła z autorytarnym stylem obecnego prezydenta. Jednak aby proces taki ruszył z miejsca, trzeba spełnić najpierw pewien warunek: musi pojawić się lider, który rzuci wyzwanie Łukaszence i znajdzie jak najszersze poparcie wszystkich białoruskich ugrupowań demokratycznych. Kimś takim na Ukrainie był Wiktor Juszczenko. Niestety, w Mińsku nikogo takiego nie widać.

Od 1 maja 2004 r. Białoruś jest bezpośrednim sąsiadem Unii Europejskiej. Łukaszenka rządzi od 1994 r. Mniej więcej od 1997 r. ten były dyrektor kołchozu coraz mocniej przykręca śrubę, władzę swą opierając na represjach. Zniszczył już niezależne media; dziennikarze zagraniczni i ich niezależni białoruscy koledzy są szykanowani; opozycjoniści trafiają do więzień. Rok temu, w kwietniu 2004 r., Rada Europy przyjęła dokument, który przedstawicieli reżimu obarcza winą za „zniknięcie” czterech opozycjonistów i dziennikarzy.

Z tego, co mówi Rada Europy, Łukaszenka niewiele sobie jednak robi. Jego problemem nie jest bowiem sposób, w jaki traktują go kraje zachodnie, ale to, że jego własny naród spogląda ku Zachodowi, widząc tam swą przyszłość i zwykłe, ludzkie szczęście.

Z jednej strony na Białorusi mamy dziś do czynienia z systemem autorytarnym, z drugiej jednak system ów jest nieszczelny. Ograniczone otwarcie na Zachód - wymiana gospodarcza, możliwość podróżowania, możliwość studiowania w innym kraju czy wreszcie dostęp do zagranicznych publikacji np. przez internet - sprawia, że na Białoruś dokonuje się z Zachodu import wyobrażeń o życiu i świecie. Wyobrażenia te koncentrują się wprawdzie wokół spraw materialnych, ale w świadomości Białorusinów łączą się z takimi wartościami jak demokracja, praworządność czy gospodarka rynkowa. Skutkiem tego jest jednak także swoisty eksport: kraj opuszcza potencjał ludzki i intelektualny. Kogo na to stać, kto jest wykształcony, ten emigruje.

Ci, którzy nie wyjeżdżają - np. rodzice kształcących się za granicą studentów -widzą doskonale, jakie możliwości rozwoju daje opuszczenie kraju. Czasem korzystają ze wsparcia od krewnych z zagranicy; szukają swoich sposobów na przetrwanie w państwie bezprawia. I jedni, i drudzy dostrzegają coraz wyraźniej, że reżim Łukaszenki nie tylko zniewala, ale zamyka szanse ludzkiego rozwoju. Uświadomienie sobie tego napięcia może stać się glebą, na której zakiełkuje pragnienie życia w wolności i godności.

Taktyka i strategia

Łukaszenka zdaje sobie z tego sprawę. I reaguje: na płaszczyźnie taktycznej i strategicznej. Jeśli chodzi o taktykę, to - jeśli wierzyć plotkom krążącym po Mińsku -rozważa on przesunięcie wyborów prezydenckich na ten rok, by uprzedzić opozycję (jeszcze słabą, ale coraz bardziej świadomą swych celów i pracującą nad lepszą samoorganizacją). Antycypując taki plan prezydenta, opozycja planuje różne kontrakcje.

Większym niebezpieczeństwem jest jednak strategia Łukaszenki. Aby ograniczyć import pragnień i marzeń, reżim musi ograniczać możliwości wyjazdów za granicę. Inny element to dezinformacja: częściowa blokada nawet rosyjskich stacji TV i cenzurowanie białoruskich mediów, połączone z wprowadzeniem w szkołach i na uczelniach nowego obowiązkowego przedmiotu („edukacja ideologiczna”), zaś w zakładach pracy tzw. pogadanek informacyjnych - wszystko to narzędzia monopolizowania informacji. Tymi kanałami prowadzona jest dezinformacja i oczernianie (np. Łukaszenka obwinia Zachód, że zmusza białoruskie kobiety do prostytucji).

A co na to Zachód? Wprawdzie temat Białorusi pojawia się często w Brukseli, a Unia Europejska oraz USA zajęły wyraźne stanowisko w sprawie głosowań z 2004 r., trudno jednak doszukać się jakichkolwiek unijnych działań, które wykraczałyby poza sferę czysto werbalną. Inaczej niż Stany Zjednoczone (w październiku 2004 r. prezydent Bush podpisał Belarus Democracy Act), Unia podchodzi do wydarzeń na Białorusi powściągliwie i ogranicza się do działań pasywnych, jak zamrożenie stosunków z Mińskiem. Mając na uwadze dobro Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, którą w tej chwili musi uzgadniać 25 państw, Unia trzyma się swej decyzji z 1997 r., która zakładała ograniczenie współpracy i oficjalnych kontaktów. Taktyka taka nie dała jednak efektów: ani Łukaszenka nie zmienił swej polityki, ani zwykli Białorusini nie zaczęli postrzegać Unii jako partnera pożądanego i osiągalnego.

Istotna była zmiana języka, którym Unia przemawiała dotąd do Mińska. W listopadzie 2004 r. Rada Europejska [przywódcy 25 krajów - red.] użyła mocnych słów dla opisania tego, co sądzi o „szykanowaniu partii politycznych, niezależnych mediów i organizacji pozarządowych” na Białorusi.

W istocie, dla krajów wolnego świata jest to sytuacja nie do przyjęcia, aby Białoruś - która po rozpadzie ZSRR wkroczyła przecież na drogę demokratycznego rozwoju - nie tylko pozostawała ostatnią dyktaturą w Europie, ale aby dyktatura ta jeszcze się umacniała. Czas już aktywniej poszukać sposobów, by naród białoruski dostał szansę demokratycznego samostanowienia o swym losie.

Co Zachód musi robić

Białoruś jest członkiem OBWE, a wstępując do tej organizacji zobowiązała się do przestrzegania jej zasad. Dlatego demokratyczne kraje OBWE muszą bronić się, właśnie w interesie europejskiego bezpieczeństwa i współpracy, przed torpedowaniem tej instytucji przez Łukaszenkę (jeśli to służy celowi nadrzędnemu, także poza OBWE, przez działania dwu- czy wielostronne). Przykładowo, frakcja chadecji CDU/CSU w Bundestagu, której jestem członkiem, złożyła w niemieckim parlamencie propozycję kroków. Obejmują one także sankcje, które powinny dotknąć nie zwykłych ludzi, ale prominentów reżimu (uważamy np., że należy obłożyć ich zakazem wjazdu na teren Unii; zakaz obejmowałby także Łukaszenkę, który chętnie spędza urlopy na Zachodzie). Prócz tego proponujemy zamrożenie kont i stworzenie stacji radiowej, która w sposób wolny i niezależny nadawałaby o Białorusi i dla Białorusi.

Jeśli chodzi o Komisję Europejską, to w Europejskiej Polityce Sąsiedztwa mowa J jest o tym, że Białoruś i Unia będą mogły podpisać stosowne traktaty dopiero, gdy po wolnych i uczciwych wyborach w Mińsku powstanie demokratyczna forma rządów. Aż do tego momentu Unia zamierza jedynie wspierać rozwój białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego.

Wspomniana powyżej decyzja Rady Europejskiej z listopada 2004 r. zmierza w tym kierunku - i jest szansa, że stanie się ona impulsem do bardziej aktywnej polityki Unii wobec Białorusi. Jej celem musi być urzeczywistnienie w tym kraju podstawowych wartości. Po dotychczasowych doświadczeniach z Łukaszenką widać, że zrealizowanie tego celu jest możliwe tylko w jeden sposób: przez wspieranie białoruskiej opozycji tak, by zdolna była do stworzenia politycznej alternatywy wobec Łukaszenki i zaczęła być postrzegana jako taka przez naród białoruski.

Jednak nawet jeśli uda się zmienić zasadniczo unijną politykę wobec Mińska, może ona odnieść pożądany skutek tylko wtedy, gdy nie tylko Zachód, ale także Rosja (z którą Białoruś tworzy formalnie unię) podejmie walkę przeciw autorytarnemu reżimowi w Mińsku - lub chociaż przestanie popierać białoruskiego dyktatora. Jak jednak mamy wykorzystać w tym duchu wpływ Rosji na Białoruś, jeśli są poważne obawy, że Rosja sama wkroczyła już na drogę ku systemowi autorytarnemu? Co więcej, nie tylko wewnętrzna sytuacja w Rosji każe sądzić, że nie można oczekiwać od niej wsparcia dla idei demokratyzacji Białorusi. Z Moskwy słuchać dziś bowiem głosy, że po Pomarańczowej Rewolucji celem Rosji powinno być teraz silniejsze związanie z nią tych 2 sąsiadów, którzy jeszcze przy niej „pozostali”.

Pytanie podstawowe

Dotykamy tu pytania fundamentalnego: jak Unia ma się zachowywać wobec tendencji autorytarnych w krajach z nią sąsiadujących?

Przesunięcie w 2004 r. zewnętrznej granic Unii na Wschód sprawia, że tym pilniejszym dla niej zadaniem jest uczynienie wszystkiego, by kraje sąsiednie były i stabilne, i demokratyczne. Takie podejście dyktuje przekonanie, że nowe linie podziałów politycznych i gospodarczych mogą szkodzić całej Europie, a także pokojowi i dobrobytowi. Również historia Europy uczy, że obowiązkiem zarówno Unii, jak i Rosji powinno być zapobieżenie temu, by dyktatura na Białorusi umacniała się. W tym celu Unia i Rosja powinny znaleźć wspólny język, w którym nie będzie mowy o strefach wpływów, ale o odpowiedzialności za prawa człowieka.

Problem jednak w tym, że ewolucja stosunków między państwem a obywatelem, jaką obserwujemy na Białorusi, przebiega dziś nie pod prąd, ale - niestety - paralelnie do podobnej ewolucji w Rosji. Tym samym Rosja, prowadząc taką a nie inną politykę wewnętrzną i zagraniczną, toruje drogę autorytaryzmowi na Białorusi i chroni miński reżim w tym sensie, że wspólnota międzynarodowa - jeśli chce być konsekwentna - nie może oceniać wedle różnych miar podobnych tendencji w Rosji i na Białorusi.

A że droga do demokracji na Białorusi prowadzi przez Moskwę, Zachód powinien podjąć dialog z rosyjskim rządem także na temat stanu rosyjskiej demokracji i na temat wpływów Rosji w Europie Wschodniej. Dotychczasowe milczenie (niestety, także rządu Niemiec) w obliczu tego, co się dzieje w Rosji, jest drogą fałszywą, a jej skutek to tolerowanie autorytarnych tendencji nie tylko w Rosji, ale w efekcie i na Białorusi.

Dlatego kraje Unii powinny mocno postawić dziś kwestię demokracji w Europie Wschodniej - i tam, gdzie tylko to możliwe, podejmować stosowne działania, przy pomocy i zachęt, i sankcji. 15 lat po upadku „żelaznej kurtyny” szefowie unijnych państw powinni uświadomić
sobie wreszcie, że demokracja i dobrobyt nie są w Europie Wschodniej czymś oczywistym, ale że jest to zadanie i cel nadrzędny, który nie może zostać przesłonięty przez inne.

Cel, o który trzeba walczyć w imię wolności i naszych wartości. Walczyć codziennie.

Przełożył Wojciech Pięciak

CLAUDIA NOLTE, ur. 1966 w NRD, działała w tamtejszej opozycji. Od 1990 r. jest posłem CDU. W latach 1994-98 była ministrem ds. rodziny w rządzie Kohla. We frakcji CDU/CSU w Bundestagu odpowiada za kontakty z Polską, Rosją, Ukrainą, Białorusią i Mołdawią. Jest też przewodniczącą Komisji Praw Człowieka w Zgromadzeniu Parlamentarnym OBWE. W listopadzie 2004 r., dwa dni po rozpoczęciu protestów na Majdanie Niepodległości, pojechała do Kijowa jako pierwszy z niemieckich polityków. Tekst powyższy ukazuje się równocześnie (w wersji poszerzonej) w kwietniowym numerze miesięcznika polityczno-społecznego „Die politische Meinung”, wydawanego przez Fundację Konrada Adenauera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (16/2005)