Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Londynie odsłonięto pomnik lotników poległych podczas II wojny światowej w czasie nalotów na Niemcy. W Niemczech budowę pomnika przyjęto bardzo krytycznie.
Uroczystość była podniosła, a jej oprawa bardzo brytyjska: w miniony czwartek królowa Elżbieta II osobiście odsłoniła neoklasycystyczny pomnik-monument, poświęcony pamięci 55 tys. brytyjskich lotników, którzy zginęli w czasie II wojny światowej – ale nie tych najbardziej znanych, walczących na myśliwcach, lecz członków załóg bombowców, poległych zwłaszcza podczas nalotów na niemieckie miasta.
To pierwszy w Londynie pomnik im poświęcony – i zarazem największy rozmiarami pomnik wojenny (pawilon, postawiony w pobliżu Pałacu Buckingham, ma 80 metrów długości), jaki powstał w brytyjskiej stolicy od 200 lat; jego budowę (koszt: 7,5 mln funtów) sfinansowano z darowizn społeczeństwa.
Ale głównym bohaterem uroczystości nie była królowa, lecz pięć tysięcy żyjących jeszcze weteranów, zaproszonych na tę chwilę – tych, którzy 70 lat temu uczestniczyli w misjach uznawanych za prawie samobójcze. Śmiertelność wśród lotników z Bomber Command, Dowództwa Lotnictwa Bombowego, zwykle bardzo młodych (średnia wieku poległych to 22 lata) była tak wielka, że służbę tę uznawano za najbardziej niebezpieczną: ze 125 tys. członków Bomber Command zginęła prawie połowa.
Podczas uroczystości nad Bomber Command Memorial przeleciał stary bombowiec lancaster – jedyna latająca jeszcze maszyna tego typu – rozrzucając nad zebranymi milion papierowych maków; w brytyjskiej tradycji ten kwiat upamiętnia poległych żołnierzy.
Natomiast w Niemczech – gdzie alianckie naloty, określane słowem kluczem „Bombenkrieg”, postrzegane są jako co najmniej moralnie wątpliwy rozdział wojny, jeśli nie wręcz jako zbrodnia wojenna (zginęło w nich pół miliona niemieckich cywilów) – odsłonięcie pomnika wywołało irytację. Niemieckie media zgodnie krytykują jego budowę; w komentarzach powtarza się słowo „kontrowersyjny” i zarzut, że monument nie oddaje sporu, jaki do dziś toczy się wokół moralnego aspektu nalotów. Pamięć o „Bombenkrieg” pozostaje więc do dziś jednym z brytyjsko-niemieckich punktów spornych, gdy mowa o II wojnie światowej.
W nalotach na Niemcy, które zachodni alianci prowadzili od 1942 r., brali też udział Polacy: cztery dywizjony bombowe, o numerach 300, 301, 304 i 305. Uczestniczyły w większości ważnych nalotów (m.in. na Drezno); czasem w zespole kilkuset alianckich maszyn leciało kilkanaście polskich bombowców, ale czasem ponad sto. Również Polacy ponieśli wielkie straty: zginęło półtora tysiąca lotników. Ponieważ poległych nie miał kto zastąpić, do końca wojny jako osobna formacja przetrwał tylko Dywizjon 300; ostatnim jego zadaniem był nalot na kwaterę Hitlera w Berchtesgaden 25 kwietnia 1945 r.
Polacy podlegali Bomber Command, można więc chyba powiedzieć, że londyński pomnik upamiętnia również ich ofiarę. Polscy piloci bombowców jak dotąd nie mają własnego pomnika – ani w Polsce, ani w Anglii.