Polska zapaść instytucjonalna

Instytucje są dla Polaków światem obcym, należącym do “onych", a rozważania na ten temat zdają się mniej pasjonujące niż analizy kolejnych skandali na scenie politycznej. Tymczasem to ludzie tworzą instytucje, a jeśli rozumiemy je szerzej - nie tylko jako formalne organizacje, ale i reguły postępowania w życiu publicznym - to okazuje się, że właśnie niedostatki rozwiązań instytucjonalnych są bezpośrednią przyczyną wielu afer i problemów III RP - stwierdza w WIĘZI (10) prof. Andrzej Rychard z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.

Oto bowiem, po pierwsze, polski system instytucjonalny charakteryzuje się szczególną dynamiką: zmiany w nim następują nie przez dopuszczanie do gry publicznej nowych aktorów - to starzy przyjmują nowe jej reguły. A przecież istotą instytucji społecznych jest zapewnienie trwałości systemu i jego stabilizowanie: tymczasem w Polsce to instytucje same stają się przedmiotem rozgrywek politycznych. To mechanizm kosztowny: rozwiązania prawne, a czasem wręcz konstytucyjne, bywają bowiem często podporządkowywane oportunistycznym interesom grupowym, nie zaś dobru państwa. Naturalnie po części jest to usprawiedliwione logiką transformacji: wszak ta polega m.in. na zmianie reguł, a więc i instytucji. Powstaje błędne koło: “z jednej strony chcielibyśmy, żeby trasformacja była stabilizowana przez stałe reguły instytucjonalne, z drugiej - ona sama musi wytworzyć te reguły instytucjonalne, które mają ją stabilizować".

Sytuację komplikuje, po drugie, fakt, że skutkiem komunizmu jest “funkcjonalny niedorozwój systemu instytucjonalnego" w Polsce. PRL cechowało bowiem pomieszanie funkcji i struktur - przykładowo: “partia, która była polityczna, tak naprawdę zajmowała się gospodarką, a przedsiębiorstwo, które miało być gospodarcze, było w istocie ważną instytucją polityczną" (jako jedyne w gruncie miejsce w państwie, gdzie niezadowoleni pracownicy mogli wywierać poprzez strajk skuteczną presję na władzę). Dowodem owego niedorozwoju funkcjonalnego polskiej polityki jest jej paradoksalna apolityczność. Otóż “polska polityka wstydzi się samej siebie i gra na nastrojach antypolitycznych i antypartyjnych po to, by budować swoją pozycję polityczną". Działają tak zarówno partie antyestablishmentowe typu “Samoobrony", jak formacje zdawałoby się skrajnie odmienne - choćby Platforma Obywatelska, która powstawała negując system partyjny, a lansując wizję obywatelskości rozumianej głównie jako sprzeciw wobec partyjności właśnie. Także pozycja prezydenta Kwaśniewskiego kreowana jest w dużym stopniu w oparciu o ideę wycofania się z bieżącej polityki.

Efektem jest kolejne błędne koło: “politycy - widząc, że ludzie nie lubią polityki - udają, że jej nie uprawiają i robią to pod innymi nazwami". Ta partyjna polityka w niepartyjnych kostiumach prowadzi zaś tylko do osłabienia systemu partyjnego. Scena polityczna zaczyna słabo odzwierciedlać rzeczywiste podziały. Pojawia się przekonanie o fasadzie - o tym, że wszystko, co istotne w kraju, dzieje się za kulisami. Ostatnio afera Rywina doprowadziła do upublicznienia tego, co ukryte - ale stała się też okazją do opisywania polityki polskiej w kategoriach “towarzystwa", “grupy trzymającej władzę" czy “systemu Rywina", a więc sytuacji, gdzie kluczowe decyzje zapadają poza strukturami demokratycznymi, a faktyczna władza jest poza polityką. W rzeczywistości zaś twarz nieformalna nie jest jedyną, a polityka oficjalna nie jest tylko fasadą: “dwie twarze polskiej polityki - bardziej i mniej oficjalna - są mocno powiązane i każda z nich potrzebuje drugiej". Nieformalna potrzebuje oficjalnej, bo tylko na scenie formalnej polityki można zabiegać o poparcie elektoratu i je mobilizować.

Wynikiem niedorozwoju instytucjonalnego jest też to, że w działaniach rodzimych ugrupowań politycznych słabo obecne (lub w ogóle nieobecne) są interesy elektoratu - widać za to głównie interesy partyjnych aparatów. “W Polsce rozumiane w sposób oportunistyczny interesy przenikają tam, gdzie ich być nie powinno, natomiast polityka oparta na interesach nie istnieje tam, gdzie być powinna. Partie są nieobecne tam, gdzie powinny rozwijać polityczne wizje".

Wreszcie, po trzecie, polski system instytucjonalny “buduje się w sytuacji niskiego poziomu zaufania" społecznego: społeczeństwo polskie tkwi wciąż w fazie swoistego ainstytucjonalizmu. Najpierw czasy zaborów, potem komunizm, a teraz naturalne mechanizmy epoki transformacji przyzwyczaiły Polaków, że “ tak naprawdę liczą się kadry, a nie reguły". Ludzie okazywali się ważniejsi niż “jakieś" prawa i procedury. Choćby pojęcie “biurokracji" zawsze kojarzyło się w Polsce jak najgorzej - nie zaś jako reguła racjonalnego działania.

Pewne jest jedno: że ainstytucjonalizm utrudnia budowę kapitału społecznego zaufania. KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2003