Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Skąd w stosunkach polsko-niemieckich nagle tyle żółci i emocji? Czy wszystko da się wytłumaczyć psychologią? Urażonymi ambicjami? Zaskoczeniem, że kraj traktowany przez (wielu) Niemców jak wymagający wsparcia podopieczny, a przez Francuzów jak państwo Trzeciego Świata, postępuje wedle własnego rozeznania, pokazując przy okazji, że w nowej i większej Europie zmienia się układ sił? Nie, psychologia nie jest najważniejsza. Na pewno nie dla polityków. Odmowa niemieckiego rządu - odrzucenie polskiej propozycji wspólnego wysłania wojsk do Iraku, czyli (także) praktycznego jednania Waszyngtonu i Berlina - ma podstawy jak najbardziej racjonalne. Być może ten niemiecki rząd nie byłby dziś władny posłać żołnierzy do Iraku nawet z mandatem ONZ. Do podjęcia takiej decyzji kanclerz Schroder musiałby mieć silną pozycję i pole politycznego manewru. Niemieckie społeczeństwo, niechętne wojnie w Iraku, niechętne było także wojnie w Kosowie w 1999 r. Mimo to Schroder był wówczas na tyle silny, że posłał Bundeswehrę do Prisztiny. Choć mandatu ONZ nie było. Dziś natomiast wszystko, co kanclerz mówi i robi w polityce zagranicznej, jest funkcją jego pozycji w polityce wewnętrznej.
Gdyby wybory odbywały się dziś, opozycyjna chadecja zdobyłaby w Bundestagu absolutną większość. Sytuacja gospodarczo-społeczna Niemiec jest bowiem fatalna, a nastroje jeszcze gorsze. Schroder przedstawił właśnie program reform gospodarczych i cięć socjalnych (Agenda 2010), który wywołuje opory w jego własnej partii i w związkach zawodowych, będących tradycyjnie polityczną ostoją SPD. Koalicja SPD-Zieloni ma zaledwie kilka głosów przewagi: wystarczy paru outsiderów, których „serce bije po lewej stronie”, by plan rządu upadł. A dziura budżetowa może w tym roku sięgnąć w Niemczech 15 miliardów euro (60 mld zł).
Reformy - to być albo nie być Schrodera. Dlatego nie może sobie pozwolić na otwieranie (kolejnego) konfliktu wokół posłania żołnierzy do Iraku; konfliktu przede wszystkim w SPD, w której od miesięcy do głosu dochodzą nastroje silnie anty-amerykańskie. Bo Zieloni i rządzony przez nich MSZ są w tych dniach bardzo wyważeni. Nic dziwnego: to, co robi szef MSZ, Joschka Fischer, zabiegający o równowagę w relacjach z europejskimi sojusznikami (tymi z frakcji „pro-„ i „anty-amerykańskiej”), jest z kolei funkcją jego ambicji: pragnie on zostać, prędzej czy później, pierwszym ministrem spraw zagranicznych Unii Europejskiej.
Wojciech Pięciak