Polska - Niemcy: kulisy sporu

18.05.2003

Czyta się kilka minut

Skąd w stosunkach polsko-niemieckich nagle tyle żółci i emocji? Czy wszystko da się wytłumaczyć psychologią? Urażonymi ambicjami? Zaskoczeniem, że kraj traktowany przez (wielu) Niemców jak wymagający wsparcia podopieczny, a przez Francuzów jak państwo Trzeciego Świata, postępuje wedle własnego rozeznania, pokazując przy okazji, że w nowej i większej Europie zmienia się układ sił? Nie, psychologia nie jest najważniejsza. Na pewno nie dla polityków. Odmowa niemieckiego rządu - odrzucenie polskiej propozycji wspólnego wysłania wojsk do Iraku, czyli (także) praktycznego jednania Waszyngtonu i Berlina - ma podstawy jak najbardziej racjonalne. Być może ten niemiecki rząd nie byłby dziś władny posłać żołnierzy do Iraku nawet z mandatem ONZ. Do podjęcia takiej decyzji kanclerz Schroder musiałby mieć silną pozycję i pole politycznego manewru. Niemieckie społeczeństwo, niechętne wojnie w Iraku, niechętne było także wojnie w Kosowie w 1999 r. Mimo to Schroder był wówczas na tyle silny, że posłał Bundeswehrę do Prisztiny. Choć mandatu ONZ nie było. Dziś natomiast wszystko, co kanclerz mówi i robi w polityce zagranicznej, jest funkcją jego pozycji w polityce wewnętrznej.

Gdyby wybory odbywały się dziś, opozycyjna chadecja zdobyłaby w Bundestagu absolutną większość. Sytuacja gospodarczo-społeczna Niemiec jest bowiem fatalna, a nastroje jeszcze gorsze. Schroder przedstawił właśnie program reform gospodarczych i cięć socjalnych (Agenda 2010), który wywołuje opory w jego własnej partii i w związkach zawodowych, będących tradycyjnie polityczną ostoją SPD. Koalicja SPD-Zieloni ma zaledwie kilka głosów przewagi: wystarczy paru outsiderów, których „serce bije po lewej stronie”, by plan rządu upadł. A dziura budżetowa może w tym roku sięgnąć w Niemczech 15 miliardów euro (60 mld zł).

Reformy - to być albo nie być Schrodera. Dlatego nie może sobie pozwolić na otwieranie (kolejnego) konfliktu wokół posłania żołnierzy do Iraku; konfliktu przede wszystkim w SPD, w której od miesięcy do głosu dochodzą nastroje silnie anty-amerykańskie. Bo Zieloni i rządzony przez nich MSZ są w tych dniach bardzo wyważeni. Nic dziwnego: to, co robi szef MSZ, Joschka Fischer, zabiegający o równowagę w relacjach z europejskimi sojusznikami (tymi z frakcji „pro-„ i „anty-amerykańskiej”), jest z kolei funkcją jego ambicji: pragnie on zostać, prędzej czy później, pierwszym ministrem spraw zagranicznych Unii Europejskiej.

Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2003