Północ to magiczna prowincja

Paweł Huelle: Z jednej strony konieczność, z drugiej przypadek. Między tymi biegunami rozgrywa się nasze życie. Rozmawiał Łukasz Zawada

16.09.2008

Czyta się kilka minut

Łukasz Zawada: Na "Opowieści chłodnego morza" składa się jedenaście opowiadań...

Paweł Huelle: Pisałem je na przestrzeni kilku lat, w pewnym momencie zauważając, że wszystkie są jakoś powiązane. Można powiedzieć, że odwołują się do opowiadania "Mimesis" ze zbioru "Pierwsza miłość" (dlatego postanowiłem je przedrukować), utrzymując się w tej samej północnej, melancholijnej, pesymistycznej tonacji. Świadomie zacząłem układać je w całość. Bohater każdego z opowiadań - niezależnie od tego, czy miejscem akcji jest wyspa Oland w XVII w.,

czy współczesny Zurych - przynajmniej jakąś częścią duszy przynależy do sfery Północy, której wyznacznikiem jest Bałtyk, morze chłodne i nieprzyjazne. Tę przestrzeń charakteryzuje nie tylko inna niż na południu kultura i tradycja kulinarna, ale też specyficzna mentalność mieszkańców. Stereotypowym, ale bardzo prawdziwym ujęciem tej odmienności jest różnica pomiędzy Bergmanem a Fellinim.

Nadmorska melancholia

Dlaczego tyle uwagi poświęca Pan mennonitom?

Zawsze mnie fascynowali, bo na terenach Gdańska i zwłaszcza Żuław ślady ich kultury są jeszcze widoczne. Interesują mnie nawet nie tyle przez pewną obcość i egzotykę - chociaż to też - ile ze względu na swoje przesłanie. Tworzyli zamknięte, izolowane wspólnoty religijne, podobne do późniejszych amiszów, które poszukiwały drogi zbawienia poprzez codzienne życie w Bogu, literalne naśladowanie Biblii. Małe komuny i maksymalne odgrodzenie się od świata zewnętrznego miało nie dopuścić do ich życia cywilizacyjnego zła. Ten projekt skończył się klęską. Dlaczego? Stawiam to pytanie.

Poza tym chciałbym przybliżyć czytelnikom samych mennonitów. W końcu są drugim po Żydach narodem Księgi, obecnym w całokształcie polskiej kultury, a jak dotąd niewiele się o nich mówi. Przywędrowali do nas z Holandii pod koniec XVI w. z powodu okrutnych prześladowań religijnych, jakim tam podlegali. Królowie Rzeczypospolitej (pierwsze zachowane dokumenty pochodzą z czasów Zygmunta Augusta) nadawali im ziemie w delcie Wisły. Mennonici przywieźli ze sobą nowoczesne techniki osuszania i melioracji pól. Ich gospodarstwa przynosiły pięciokrotnie wyższy zysk niż najlepiej prosperujące polskie majątki ziemskie! W rezultacie II wojny (w zdecydowanej większości odmawiali służby w Wehrmachcie) niemal zniknęli z tej ziemi. Komunistyczne PGR-y zniszczyły resztki kultury materialnej Olendrów - jak ich nazywali przez stulecia Polacy. Ciekawe, że niemiecki, luterański Gdańsk z taką samą pasją bronił się przed Żydami, kalwinami i mennonitami. Nie mogli się osiedlać w murach miasta, o uzyskaniu obywatelstwa nawet nie wspominając. Dopiero oświeceniowy absolutyzm Fryderyka zezwolił im na kupowanie w miastach nieruchomości i prowadzenie tam interesów.

Pana książka przywodzi na myśl "Dolinę Issy" Miłosza. Jakby natura, z którą obcujemy w dzieciństwie, odciskała w nas ślad, który potem nosimy wszędzie...

Dam banalny, ale prawdziwy przykład. Dopiero po kilkunastu latach wyjazdów na południe Polski zdałem sobie sprawę, że jesienią tamtejsze chmury wyglądają zupełnie inaczej niż te na Wybrzeżu. Największy w Polsce akwen sprawia, że cumulusy jesienne mają niepowtarzalną barwę i dynamikę. Albo zapach, który wiatr przynosi od morza - połączenie wilgotnego piachu, soli i wodorostów. Takie rzeczy się pamięta. To są wrażenia błahe na pierwszy rzut oka, ale w pewnym momencie człowiek widzi, że ukształtowały go estetycznie, a może i duchowo. Także światło jest na północy inne, bardziej rozproszone. Widać to nie tylko na przykładzie holenderskiego malarstwa. Literatura jako czuły barometr odnotowuje te subtelne różnice.

Wspomniałem o "Dolinie Issy" również dlatego, że w "Opowieściach..." podobnie wyczuwa się pewną jakość pierwotną, niemal pogańską.

Północ jest terenem najpóźniej schrystianizowanym. Tak jak mityczna Litwa u Mickiewicza, ale także ta, o której pisze Miłosz. Jest najbardziej odległa od źródła naszej cywilizacji, które bije w Rzymie. Północ to mroczna prowincja, która rządzi się innymi prawami. Parafrazując określenie Marty Piwińskiej - to kraina nieprzejrzysta, ciemna. Dlatego rola lata jest w tej strefie wyjątkowa. Trwa ono tak krótko, że siłą rzeczy nabiera charakteru święta, czegoś sakralnego, pozostaje w opozycji do reszty roku. Mija błyskawicznie i ulotnie jak życie motyla. Mówi o kruchości wszystkiego.

Pragnienie Księgi

Powiedział Pan kiedyś: "jak uciekinier ze świata opisanego przez Schulza pragnę Księgi".

Właśnie Księga jest drugim elementem, który pojawia się w każdym tekście tego zbioru. Równie dobrze może to być Biblia, księga "I Ching", jak album ze zdjęciami zabawek. Tutaj rzeczywiście przypisuję się do poglądu, który wygłosił Bruno Schulz. Kiedyś była realna, uniwersalna Księga, która kodyfikowała naszą kulturę - a teraz jej nie ma, są same falsyfikaty, oryginał zaginął. W tym sensie każdy musi sam stworzyć lub odtworzyć wartości zaginionej Księgi.

Kultura tradycyjna miała formułę księgi, jako czegoś, co jest centralne i co nadaje sens wszystkim poziomom egzystencji. Była oparciem, które trwało niezależnie od historii. Dzisiaj to centrum albo jest bardzo wyraźnie podkopane, albo zupełnie się rozpłynęło. Współczesny astronom na pytanie o środek wszechświata odpowie, że istnieje tylko punkt obserwacyjny, z którego my ten wszechświat obserwujemy. Pojęcie centrum zastąpił układ odniesienia.

Tęsknota za autorytetem?

Nie ma do tego powrotu. Poza tym przy tęsknocie trzeba postawić znak zapytania - przecież życie na przykład we wspólnocie mennonitów też jest okropne. Dzień spędzony wyłącznie z wersetami księgi, ciągła obawa przed grzechem - to być może większy koszmar niż anarchiczna wolność. Warto przywołać przesłanie Kafki. Młody człowiek buntuje się przeciwko tyranii ojca, czyli Boga. Dalej tak żyć nie mogę - mówi, po czym wyrusza w świat. Spotykają go rozmaite przygody, ale wcale nie są optymistyczne, nie dają triumfu, przynoszą gorycz klęski. Chciałby wrócić z powrotem do domu ojca, jednak droga powrotu już nie istnieje, została zagubiona. Zapomniane gesty, języki, rytuały. Jest to historia o zmianie świadomości, nieuniknionej, ale dramatycznej przez to, że jej tradycyjna forma wydawała się nie do zniesienia, te nowe natomiast - które oferuje świat - wcale nie dają pogłębienia duchowości. Pojęcie centrum, które jeszcze do niedawna było przekazywane z pokolenia na pokolenie, teraz każdy musi zdobyć sam.

Nie sposób nie łączyć Księgi z ideą przeznaczenia. Tymczasem decyzje Pańskich bohaterów - często najważniejsze w ich życiu - są przypadkowe.

Dotyka pan być może najważniejszej kwestii filozoficznej nie tylko naszej epoki. Dane są nam dwa porządki interpretacyjne. Z jednej strony konieczność, z drugiej przypadek. Pomiędzy tymi dwoma biegunami rozgrywa się nasze życie. To samo dotyczy przecież jego genezy. Jedni wykluczają przypadkowe powstanie białka, bo wydaje się im niemożliwe, by przysłowiowych 450 różnych czynników zaistniało równocześnie podczas równie przysłowiowej jednej kosmicznej sekundy. Inni, jak Jacques Monod, noblista w dziedzinie genetyki, zaświadczają, że to jak najbardziej prawdopodobne. Na pewno koniecznością jest nasza cielesność. Rodzimy się w taki, a nie inny sposób. Umieramy. O całej reszcie nie wiadomo. U moich bohaterów dużą rolę odgrywa przypadek, ponieważ uważam, że w życiu często kierują nami zbiegi okoliczności lub irracjonalne odruchy, które - niczym po uderzeniu bilardowej kuli - nadają nam jakiś kierunek.

Szczególnie podczas podróży...

Ma ona sens nie tylko dosłowny, ale i duchowy. Jest próbą zrozumienia siebie. Nawet jeżeli mój bohater umiera, na końcu opowieści jest inny niż był na początku. Podobnie w naszym życiu - każda wyprawa może być początkiem wewnętrznej ewolucji.

Latający skuter

Księga to wreszcie symbol kultury. Dlaczego sztuka jest tak istotna w życiu wszystkich Pana postaci?

Gdyby je połączyć, okazałoby się, że posiadają wiele moich cech, choć "Opowieści..." nie są biografią. A dla mnie sztuka stanowi istotny składnik życia. Wrażliwość na sztukę czyni nas bardziej ludzkimi i niekoniecznie zależy od wykształcenia. Jedno z moich własnych najpiękniejszych spotkań ze sztuką odbyło się z dala od galerii czy filharmonii. Byłem kiedyś nad Niemnem na Białorusi. Popołudniem, gdy przygrzewało jeszcze słońce, postanowiliśmy z kolegą przepłynąć rzekę wpław. Na drugim brzegu obejrzeliśmy piękne piaszczyste skarpy i tysiące jaskółczych gniazd. W pewnym momencie dostrzegliśmy trzy młode, wiejskie kobiety. Szły boso, w prostych chustach i spódnicach, z grabiami, bo dopiero co skończyły pracę przy sianokosach. I śpiewały jakąś białoruską piosenkę. Bardzo melodyjną, czystą, po prostu wspaniałą. To było jedno z najpiękniejszych doświadczeń muzycznych w moim życiu. Tak bywa ze sztuką. Nieraz w najmniej spodziewanym momencie daje nam poczucie nagłej przemiany. Otwarcia niewidzialnych furtek.

Wydana przed rokiem "Ostatnia Wieczerza" miała wywołać publiczną debatę. "Opowieści..." wydają się mniej zaangażowane.

Czy angażowanie się w sprawy obywatelskie należy do obowiązków pisarza? Jedynym jego obowiązkiem jest tworzenie dobrej literatury. Żyjemy w czasach, w których nie tylko w handlu, ale i w sztuce plagą są podróbki. Powstaje ogromna liczba wytworów słabych, które coś tam udają. Artysta, który jest być może ostatnim człowiekiem pracującym samotnie, powinien tworzyć rzeczy rzemieślniczo świetne. Oczywiście pisarz ma większe niż przeciętny obywatel możliwości kształtowania przestrzeni publicznej, ale dzisiaj to nie jest jego podstawowym powołaniem. Ten etos się skończył.

Czy któraś z "Opowieści..." ma dla Pana szczególną wartość?

"Poczta rowerowa", jedyny w tym tomie tekst wprost autobiograficzny. Rzeczywiście podczas pierwszego strajku sierpniowego razem z kolegą rozwoziłem na rowerze biuletyny. Także "Franz Carl Weber" wiąże się z osobistymi doświadczeniami. Lata 60. były szare i ubogie, zwłaszcza jeśli chodzi o zabawki. A pewnego dnia mój ojciec - który po studiach wyjechał na staż do Zurychu - przywiózł bratu i mnie przepiękną, szwajcarską kolejkę elektryczną. To był taki szok, jakby dzisiaj pan synowi przywiózł latający skuter. Bawiliśmy się nią przez długie lata. Szwajcarski katalog z zabawkami był dla mnie prawdziwą, dziecięcą Biblią.

Świat bohaterów tego opowiadania jest bardzo ubogi, zamknięty. Dzisiaj dziecko od szóstego, siódmego roku życia wchodzi do internetu i ogląda cały świat. Zmieniła się rola zabawki, ogromna część wrażliwości na grę jest teraz związana z ekranem komputera. Nie twierdzę, że to źle. Jednak w wyobraźni czy sztuce nadmiar bodźców nie jest dobry. Dla ruchu imaginacji, natchnienia wystarczą bodźce silne, ale niekoniecznie liczne. Podobno żyjemy jednak w inflacyjnych czasach. Galaktyki oddalają się od siebie z zawrotną prędkością. Może dlatego łowimy coraz więcej i więcej wrażeń, ponieważ czujemy intuicyjnie, że byt - jako taki - jest coraz mniej zwarty, gęsty, konkretny?

PAWEŁ HUELLE (ur. 1957) jest prozaikiem i eseistą, autorem m.in. powieści "Weiser Dawidek" (1987), "Mercedes-Benz. Z listów do Hrabala" (2001), "Castorp" (2004), "Ostatnia Wieczerza" (2007) oraz zbiorów "Opowiadania na czas przeprowadzki" (1991) i "Pierwsza miłość... i inne opowiadania" (1996). Mieszka w Gdańsku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2008