Politycy słowa Bożego

Dla niektórych wystąpień hierarchów bardziej odpowiedni byłby żywioł publicystyczny niż liturgiczny.

18.06.2007

Czyta się kilka minut

Abp Józef Michalik / fot. KNA-Bild /
Abp Józef Michalik / fot. KNA-Bild /

Tytułem przypomnienia: przy okazji tegorocznych procesji z Najświętszym Sakramentem padły słowa o partiach, które nie zdały egzaminu z ochrony życia; o strajkujących lekarzach, którzy nie przyjęli Jezusa przychodzącego pod postacią chorego i stali się najemnymi ochroniarzami; a nawet o kosztujących miliony płotach, murach i drutach, które chroniły obradujących na szczycie G-8. Krótko potem usłyszeliśmy komentarz nuncjusza apostolskiego. "Nam dziś w Polsce potrzeba kapłanów, nie polityków, a jeśli polityków, to polityków słowa Bożego, Ewangelistów, nie ekonomistów, których w Polsce mamy wystarczającą liczbę, byle dobrze sprawowali swoje urzędy" - stwierdził abp Józef Kowalczyk podczas Mszy w 20. rocznicę wizyty Jana Pawła II w Lublinie. A na antenie TVN24 życzył sarkastycznie, żeby "nabożeństwa liturgiczne nie były wiecami".

Nie ulega wątpliwości, że Kościół ma prawo oceniać wydarzenia społeczne i polityczne, zwłaszcza gdy w grę wchodzą moralne dylematy. Trzeba jednak pamiętać, że rzecz przypomina spacer po linie: potrzeba ważenia słów, a nawet poczucia smaku, aby nie spaść do poziomu partyjnych utarczek. Wypowiedzi biskupów podczas tegorocznego Bożego Ciała prowokują do refleksji w tej materii. Niektóre z tych refleksji dotyczą niuansów, ale diabeł tkwi w szczegółach.

Sprawa dla reportera

Kościół musi uczestniczyć w życiu wiernych tu i teraz. Trudno się zatem dziwić, że w Boże Ciało metropolita katowicki skomentował raport Wyższego Urzędu Górniczego o przyczynach wypadku w kopalni Halemba, który w listopadzie kosztował życie 23 górników. Abp Damian Zimoń podkreślił: "To nie jest jedynie kwestia konkretnych ludzi, którzy otrzymają konkretne zarzuty". Obawy budzi przede wszystkim społeczne przeświadczenie, że "liczy się wydobycie za wszelką cenę oraz pieniądz i sukces". Homilia pozostała więc moralną nauką, a nie zamieniła się w następny odcinek "Sprawy dla reportera". Arcybiskup wytknął zło, ale nie dopuścił do linczu. Orzeczenie winy i wymierzenie kary pozostawił sądom. Sam potępił postawę, ale nie człowieka.

Podobna reguła powinna obowiązywać nie tylko przy krytyce, ale także przy pochwałach, zwłaszcza pod adresem polityków, bo w ich przypadku ocena może przełożyć się na wysokość wyborczych słupków. Podczas uroczystości Bożego Ciała w Przemyślu abp Józef Michalik wskazał na Marka Jurka: "Są jeszcze uczciwi politycy, jak były marszałek Sejmu, druga osoba w kraju po prezydencie, który odchodzi, bo jego przekonania zostały podeptane. Chcemy otoczyć go modlitwą i wszystkich ludzi uczciwych, którzy w sposób ofiarny patrzą na dobro innego człowieka".

Niezależnie od intencji przewodniczącego Episkopatu jego wypowiedź wpłynęła na polityczną giełdę, zamiast w pierwszym rzędzie zachęcić wiernych do niezłomnego trwania przy chrześcijańskim nauczaniu. Po wystąpieniu abp. Michalika ciężko też nie zadać sobie pytania, jak w takim razie metropolita przemyski oceniłby katolików, którzy w najbliższych wyborach nie zagłosują na ugrupowanie Jurka. Bo wniosek nasuwa się automatycznie: ci ludzie nie zdadzą etycznego egzaminu, zamiast uczciwego idealizmu wolą poprzeć amoralny pragmatyzm.

Gdy podczas uroczystości religijnych mowa o wydarzeniach politycznych, lepiej unikać personaliów i partyjnych etykiet, a skupić się na postawach. W przeciwnym razie Kościół będzie postrzegany jako patron jednych, a przeciwnik drugich.

Ex cathedra

Często wytacza się argument, że duchowni cieszą się identycznym jak reszta obywateli prawem do wygłaszania społecznych i politycznych opinii. Zgoda, tyle że inny ciężar ma wystąpienie biskupa na naukowym panelu, inny wywiad udzielony ogólnopolskiemu dziennikowi, a jeszcze inny homilia dla kilku tysięcy słuchaczy. Dla większości wiernych biskup podczas Mszy czy nabożeństwa nie jest mówiącym wyłącznie w swoim imieniu obywatelem.

Z podwyższenia ambony komunikacja jest jednokierunkowa, a sakralny kontekst winduje rangę prezentowanych sądów. Kaznodziei nie można zadać pytania, poprosić o sprecyzowanie myśli albo podjąć polemikę. Ta przewaga jest oczywista i naturalna, gdy homilia dotyczy kwestii związanych bezpośrednio z wiarą i moralnością. Ale czy dla niektórych wystąpień, które usłyszeliśmy w Boże Ciało, bardziej odpowiedni nie byłby żywioł publicystyczny? Czy nie dobrze byłoby, aby miażdżące sądy o służbie zdrowia bp Kazimierz Ryczan uzasadnił w krzyżowym ogniu pytań dziennikarza? Albo w artykule opublikowanym na łamach ogólnopolskiego tygodnika opinii?

Dobry przykład dał w minionym tygodniu bp Adam Lepa. Łódzki sufragan postanowił pospierać się z tymi, którzy głoszą, że rodzima demokracja znalazła się w niebezpieczeństwie. Nie wygłosił kazania, ale napisał artykuł, który opublikowała "Rzeczpospolita".

Diabeł tkwi w szczegółach

Istotną sprawą jest również próba dostrzeżenia obu stron medalu. Od Kościoła oczekuje się zarówno jednoznacznego stanowiska moralnego, jak empatii.

W maju 2004 r., podczas krakowskich uroczystości ku czci św. Stanisława, kard. Stanisław Nagy skrytykował Marsz Tolerancji sprzed dwóch dni: "To bezwstydna prowokacja, upokarzająca miasto stu kościołów z jego świętościami, Wawelem, Skałką i świątynią Bożego Miłosierdzia na czele". Tak, kardynał miał prawo wyrazić swą opinię. Szkoda tylko, że jednocześnie nie potępił tych, którzy obrzucili Marsz kamieniami, a potem urządzili polowanie na uciekających.

Podczas tegorocznego Bożego Ciała rozważenia argumentów i kontrargumentów zabrakło choćby w wystąpieniu bp. Stanisława Stefanka, który oskarżył strajkujących lekarzy o szantażowanie chorych, a tym samym o stosowanie metod terrorystycznych. Tylko czy nie warto było się również zastanowić, dlaczego służba zdrowia sięga po tak drastyczne formy protestu? Skąd bierze się desperacja? Dlaczego rządzący, w obawie przed niezadowoleniem elektoratu, nie chcą przeprowadzić społecznie niepopularnych, lecz koniecznych reform? Może gdyby obok potępienia strajkujących była mowa także o zaniedbaniach innych, lekarz słuchający ordynariusza łomżyńskiego nie czułby się tak napiętnowany i wykluczony przez własnego pasterza?

W krótkich wystąpieniach podczas kościelnych uroczystości trudno podejmować szczegółowe analizy. Sądy muszą być skrótowe, a tym samym nieraz powierzchowne; wyszlifowane retorycznie, a nie merytorycznie. Dlatego słusznie radzi Tomasz Terlikowski, który za wzorzec podsuwa Kościół w Niemczech. Tamtejsi biskupi, zabierając głos w istotnych sprawach z pogranicza życia społecznego i politycznego, zwykli wydawać dokumenty i raporty poprzedzone analizami ekspertów. W Polsce, gdzie Kościół dysponuje gęstą siecią uczelni i instytutów, nie byłoby z tym problemu. Rzetelnie opracowane materiały stałyby się podstawą do ważkich debat, a nie ulotnych komentarzy do kontrowersyjnych homilii, które za kilka miesięcy i tak pójdą w zapomnienie.

Sojusznicy

Podczas uroczystości Bożego Ciała abp Sławoj Leszek Głódź ubolewał, że Kościół nie doczekał się wdzięczności za przeprowadzenie "narodu przez Morze Czerwone". Szczególnie dostało się dziennikarzom. Zgromadzeni przed katedrą św. Floriana na warszawskiej Pradze usłyszeli, że Kościół spotkał się z "medialną agresją, podważaniem jego autorytetu, wyciąganiem na plan pierwszy tego, co było marginesem, bólem, co zostało często zadośćuczynione, przebaczone, przemodlone i wyznane".

Krytyka dziennikarzy ze strony byłego ordynariusza polowego nie dziwi; stanowi echo podobnych wypowiedzi wielu biskupów, którzy w mediach widzą element Kościołowi niechętny. Kłopot w tym, że diagnoza słuszna w odniesieniu do pojedynczych incydentów zniekształca ogląd całości. Bo mało jest krajów w Europie, gdzie media odznaczałyby się tak dużym zainteresowaniem dla tematyki religijnej, a zarazem wykazywałyby taką ostrożność, np. przy relacjonowaniu kościelnych afer.

Przykłady można mnożyć, sięgając nawet po przypadki trącące hipokryzją. Ze świecą szukać tabloidu, który jak rodzimy "Fakt" rezygnowałby z publikowania zdjęć roznegliżowanych dziewcząt przed kościelnymi świętami, w Wielki Piątek umieszczałby na czołówce ukrzyżowanego Jezusa, a czternaście bitych stron poświęcałby stacjom Jego męki. Albo obok doniesień o lądowaniu ufoludków i powiększaniu biustu umieściłby płomienny apel, żeby przyjmować księży po kolędzie.

Są i przykłady serio: dziennikarzom z Francji czy Niemiec nie przyszłoby do głowy, żeby opóźniać publikację materiału o skandalu wokół abp. Juliusza Paetza, bo sprawę bada akurat watykańska komisja. Dziwią zarzuty, które spotkały "Rzeczpospolitą" i Jana Pospieszalskiego z TVP, gdy opisali aferę seksualną wyniszczającą diecezję płocką. Dziennikarze nie zdradzili wielu szokujących szczegółów, bo chcieli powstrzymać zgorszenie. Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby podobny materiał trafił do rąk redaktorów "The Boston Globe".

"Gazeta Wyborcza", dziennik o profilu liberalnym, co tydzień zamieszcza kolumnę poświęconą wierze, a przed każdym świętem kościelnym - krótką medytację. Prywatne stacje telewizyjne transmitują biskupie ingresy. 24-godzinny kanał informacyjny zaprasza do studia teologów, aby podczas świąt wielkanocnych dyskutowali o Zmartwychwstaniu. Prywatny koncern otworzy religijny kanał tematyczny. To wszystko stanowi wsparcie dla ewangelizacyjnego wysiłku Kościoła w Polsce.

I gdyby biskupi mówili podczas Bożego Ciała wyłącznie o Jezusie, Eucharystii czy miłości bliźniego, reporterzy opowiadaliby o tym samym. A tak mieliśmy polityczny dzień jak co dzień.

Marek Zając do maja 2007 r. kierował działem religijnym "Tygodnika". Obecnie jest szefem działu zagranicznego w dzienniku, który wydawać będzie Polskapresse.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2007