Pole minowe

Stało się to, o czym wszyscy wiemy. Popełniono błędy. Nie wiem też, czy to, co zamierzył ks. Zaleski, było na miarę jednego człowieka. Ale gdyby jeden kardynał chciał (mógł?) publicznie oświadczyć, że się nie zgadza z wypowiedzią innego kardynała, to ostatnim słowem hierarchów pod adresem ks. Tadeusza nie pozostałoby jakże krzywdzące określenie "nad-UB-owiec.

23.10.2006

Czyta się kilka minut

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski /fot. D. Węgiel /
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski /fot. D. Węgiel /

Gdyby... Gdyby ks. Tadeusz na piśmie poinformował swojego arcybiskupa o tym, że podejmuje pracę badawczą nad antykościelną działalnością wydziału IV na terenie archidiecezji krakowskiej w latach 1980-1990 (nad takim projektem pracował) i poprosił - nie, nie o pozwolenie, ale o błogosławieństwo, i gdyby otrzymał na piśmie odpowiedź arcybiskupa, nie mielibyśmy tego, co dziś mamy. Znów sprawdza się stara kościelna zasada, że ważne sprawy należy załatwiać drogą urzędową, przy pomocy dokumentów. Dziś ks. Tadeusz twierdzi, że podjęcie pracy i jej zakres uzgadniał z arcybiskupem. Arcybiskup temu przeczy. Niestety, spory opierające się na pamięci stron są nierozstrzygalne.

Gdyby ks. Tadeusz prowadził te badania dyskretniej, bez medialnego hałasu, gdyby swoje odkrycia i hipotezy zachowywał dla siebie i ewentualnie tylko dla najbliższych współpracowników, gdyby bez wybuchających co kilka tygodni sensacji kompletował materiały tak, by niebudzącą wątpliwości dokumentację omówić z tymi, których ona dotyczy, gdyby pierwsze opracowanie jego książki zostało przekazane do redakcyjnej obróbki Znakowi tak, jak się to dzieje z każdą inną książką, a nie w świetle reflektorów i w obecności kamer - temperatura wokół książki nie dochodziłaby do poziomu wrzenia.

Gdyby zamiast do księży figurujących w archiwach jako współpracownicy SB wysyłać listy... tu pojawia się trudność. Bo co zamiast tych listów? Od przełożonych kościelnych usłyszał, że jeśli o kimś pisze, to ma obowiązek dopuścić tego człowieka do głosu, dać mu możliwość obrony. Więc kiedy trafiał na obciążające kogoś materiały, pisał list. Powołując się na kard. Dziwisza, informował o prowadzonych przez siebie badaniach i o swym odkryciu. Pisał mniej więcej tak: "Czcigodny ksiądz biskup, prałat, kanonik czy proboszcz figuruje w teczkach IPN-u jako tajny współpracownik. Proszę o wyjaśnienia w tej materii". Kopie tych listów przesyłał Kardynałowi. Doświadczenie, choćby historia rozmów z ks. Michałem Czajkowskim, uczy, jak trudne są rozmowy z dawnymi TW i posądzonymi o współpracę. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by odtworzyć stan ducha tych np., którzy - znane są dziś i takie przypadki - zostali zarejestrowani bez swojej wiedzy i nigdy współpracy nie akceptowali, nie mówiąc o tych, których przeszłość nie jest pod tym względem kryształowa. Trudno się dziwić, że jedni i drudzy na list od ks. Zaleskiego reagowali nerwowo. Adresatami byli zresztą księża różnych diecezji, nie tylko podlegający arcybiskupowi krakowskiemu. Ks. Zaleski kierował się kryterium archiwalnym: wystarczyło, że krakowskie służby zajmowały się kimś, kto w tamtych latach był w archidiecezji. Biskupi tych księży pytali kard. Dziwisza, z jakiego tytułu jego podwładny zajmuje się lustracją ich kleru. Jeden z biskupów-adresatów odpisał wręcz ks. Tadeuszowi, że chyba zatracił poczucie granic swojej kompetencji. Byli tacy, którzy rzeczowo odpierali zarzuty, niektórzy odpowiedź na list ks. Zaleskiego kierowali do kard. Dziwisza. Jednego z adresatów ujawniła kuria, kilku innych - media.

Gdyby Ksiądz Kardynał, który otrzymywał od ks. Zaleskiego kopie wysyłanych listów, tę korespondencję przyhamował... Gdyby z ks. Zaleskim i z powołaną przez siebie komisją znalazł inną formę konfrontacji zainteresowanych z dokumentami, awantura może by nie wybuchła.

Gdyby projekt ks. Isakowicza-Zaleskiego miał charakter bardziej całościowy - nie opierał się jedynie na archiwach SB, ale także na archiwach administracji partyjno-państwowej i dokumentach kościelnych, jak np. znakomita praca ks. Bogdana Stanaszka o diecezji sandomierskiej w latach 1945-67 - pisanie zajęłoby mu więcej czasu, ale zamieszanie wokół sprawy byłoby z pewnością mniejsze. Ks. Stanaszek prowadził badania kilka lat, a jego książki, choć świetnie pokazują funkcjonowanie antykościelnego i antyreligijnego charakteru PRL-u, nie wzbudziły szerszego zainteresowania. Jest w nich wprawdzie mowa o księżach-agentach (z identyfikacją osób), lecz tematem przewodnim jest perfidny system. W tym kontekście agenci to tylko jeden z detali, nie najistotniejszy zresztą. Dziennikarze jednak chcą żywego mięsa, nie interesują się na ogół mechanizmami niszczenia Kościoła. Sensacyjna informacja o działalności Andrzeja Micewskiego obiegła wszystkie media, ale drukowane na naszych łamach wnikliwe opracowanie dziejów Micewskiego autorstwa prof. Andrzeja Friszke przyjęto milczeniem. Jak za rzymskich czasów dominuje zasada panem et circenses.

Gdyby jeden kardynał chciał (mógł?) publicznie oświadczyć, że się nie zgadza z wypowiedzią innego kardynała, to ostatnim słowem hierarchów pod adresem ks. Tadeusza nie pozostałoby jakże krzywdzące określenie "nad-UB-owiec".

Gdyby zamiast ogłaszać komunikat Kurii Metropolitalnej z 17 października Ksiądz Kardynał wezwał ks. Tadeusza i nakazał mu "powstrzymanie się od wszelkich publicznych wypowiedzi, zwłaszcza w środkach społecznego przekazu, na temat kontaktów i współpracy niektórych duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa PRL", wyszłoby to wszystkim na dobre. Gdyby - w co wątpię - ks. Tadeusz nie usłuchał, wtedy Kardynał miałby w zanadrzu - jako środek ostateczny - komunikat. Jak sądzę nieco mniej emocjonalny, nawet jeśli stanowczy w treści.

***

Można pewnie dodawać jeszcze inne "gdyby". Niestety, sprawy potoczyły się inaczej. Stało się to, o czym wszyscy wiemy. Popełniono błędy. Ks. Isakowicz-Zaleski podporządkował się nakazowi i milczy, choć są tacy, którzy niemogącego się bronić księdza nadal atakują. Książka jest napisana. Na badawcze szlaki przetarte przez ks. Zaleskiego (przy każdej teczce IPN-u odnotowuje się, kto ją czytał) już wkraczają inni. Świadom tego kard. Dziwisz oświadczył, że "z całą powagą podejmuje problem oskarżeń niektórych duchownych o współpracę". Materiały zebrane przez ks. Tadeusza będą badane przez ekspertów, co niewątpliwie pociągnie za sobą dalsze konsekwencje. Sceptykom, głoszącym, że znów będzie to "zamiatanie prawdy pod purpurowy dywan", odpowiadam, że nie mają racji. W pierwszej kolejności - jak sądzę - badaniom będą poddane dokumenty dotyczące tych, którzy czują się pomówieni. Poważne i profesjonalne opracowanie księżowskich teczek jest konieczne i możliwe.

Złożonej w Znaku książki Ksiądz Kardynał cenzurował nie będzie. Owszem, zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego "zastrzega sobie prawo do moralnej oceny publikacji, której autorem jest kapłan", ale nie zamierza brać na siebie odpowiedzialności za jej ukazanie się drukiem lub wstrzymanie. Nie uważa - jak Prezydent RP w odniesieniu do akt WSI - by to do niego należała decyzja o tym, co i kogo wolno ujawniać, czego i kogo nie.

Ks. Tadeusz Zaleski wszedł na pole minowe. Szedł po nim odważnie, choć - jak sam przyznaje - nie zawsze roztropnie. Nie wiem, czy to, co zamierzył, było na miarę jednego człowieka. Wielu ludzi go do tej pracy zachęcało. Dziś czuje się boleśnie zraniony i osamotniony, jak człowiek, którego intencje fałszywie zinterpretowano. Jednak, co zamierzył, wykonał. Atakowany przez jednych, odbiera też wiele oznak ludzkiej życzliwości. Zgodnie z zapowiedzią wraca do swojej fundacji. Niewątpliwie zostanie mu także przedłużona misja duszpasterza Ormian, z reguły udzielana na czas określony; kolejna praca, której jest oddany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006