Polak, Turek – dwa bratanki

O bliskich kontaktach polsko-tureckich zdążyliśmy już zapomnieć. Trzeba czasu, by tę pamięć przywrócić. I pójść dalej.

23.06.2014

Czyta się kilka minut

Tomasz Kulka, „Walka uliczna” – instalacja złożona ze 120 figurek ceramicznych, przedstawiająca walki kiboli / Fot. Ekin Kano / IAM
Tomasz Kulka, „Walka uliczna” – instalacja złożona ze 120 figurek ceramicznych, przedstawiająca walki kiboli / Fot. Ekin Kano / IAM

Prace nad programem jubileuszu 600-lecia kontaktów dyplomatycznych między Polską a Turcją rozpoczęto, jak to dziś w zwyczaju, od sondażu. Poznawszy jego wyniki, miłośnicy historii lali zapewne łzy. No bo kto to w Turcji pamięta: Władysława Jagiełłę wysyłającego do Turcji w 1414 r. polskich dyplomatów? Wiktorię wiedeńską? Osmańskiego dworzanina w kaszmirach i safianach przy każdej uroczystości zawiadamiającego sułtana, że poseł Lechistanu, państwa uznawanego przez Turcję przez cały wiek XIX, nie może się stawić, bo jego kraj okupowany jest przez trzech zaborców? Tajemniczą śmierć Mickiewicza nad Bosforem? Józefa Jagmina i 65 innych Polaków, którzy jako Legion Polski walczą u boku Turcji w 1877 r. przeciwko Rosjanom? Pomoc rządu tureckiego w ewakuacji rezerw Banku Polskiego podczas II wojny światowej?

Bezwzględność statystyki

Dla statystycznego Turka statystyczny Polak pozostaje wyłącznie zdolnym kupcem, z którym dobrze robi się interesy (skojarzenie dość oczywiste: pod koniec lat 80. ubiegłego wieku na targach Stambułu wielu z nas, kupując złoto, podrabiane levisy albo kurtki skórzane, brało przyspieszony kurs kapitalizmu). Jednocześnie jesteśmy mieszkańcami kraju tranzytowego, przystanku w drodze na Zachód, „gorszego” przedmieścia Niemiec.

Jeszcze bardziej stereotypowy obraz Turka obowiązuje nad Wisłą. Z jednej strony kojarzymy go z imigranckimi dzielnicami Hamburga czy Kolonii (w których sami mieszkaliśmy niedawno jako nielegalni gastarbeiterzy). Z drugiej, z obsługą gigantycznych hoteli na riwierze tureckiej, dostępnych w ofercie last minute popularnych biur turystycznych.

W polskich mediach co jakiś czas pojawia się krótka informacja o kolejnych manifestacjach na placu Taksim w Stambule. Na ile jednak staramy się zrozumieć cokolwiek ze złożoności tureckich konfliktów społeczno-politycznych, z głębokich intencji protestujących, którzy gotowi są ginąć w obronie kilku drzew szumnie nazywanych parkiem Gezi (przypomnijmy: rząd Recepa Erdoğana postanowił zbudować w tym miejscu centrum handlowe)?

W gruncie rzeczy – mimo wielowiekowej tradycji – niewiele nas dziś wiąże. W dodatku wydaje się, że stronie polskiej znacznie bardziej niż tureckiej zależy na tym, by przywrócić wspólną pamięć. Tę odbudowuje się konkretnymi działaniami. Dyplomatyczne deklaracje, choć ważne, nie wystarczą. Instytut Adama Mickiewicza, główny organizator obchodów 600-lecia (to w gruncie rzeczy rozpisany na 12 miesięcy festiwal kulturalny zorganizowany na zasadzie connecting people, budowania relacji między twórcami obydwu nacji), stanął więc przed trudnym zadaniem.

O zderzeniu potrzeb z możliwościami wiele mówiła zakończona niedawno wystawa pt. „Dalekie sąsiedztwo – bliskie wspomnienia”, zrealizowana przez stambulskie Muzeum Sakip Sabanci przy pomocy Muzeum Narodowego w Warszawie. To bardzo prestiżowe, a w dodatku pięknie położone miejsce, jak większość instytucji tego typu w Turcji utrzymywane przez prywatną fundację założoną przez rodzinę Sabanci, która w latach 70. i 80. XX w. zaczynała od handlu tekstyliami, a dziś kontroluje ponad 60 międzynarodowych firm zajmujących się m.in. finansami, ubezpieczeniami, turystyką czy motoryzacją.

Na co dzień można tu podziwiać znakomitą kolekcję zabytków tureckiej kaligrafii. Jednocześnie Muzeum regularnie organizuje wystawy czasowe; bywa, że na dużą skalę, jak w przypadku prezentacji dorobku Rembrandta, Miró czy Kapoora. Nic dziwnego, że na polsko-tureckiej ekspozycji spotkać można było wielu zwiedzających. Szkoda tylko, że zbyt szybko opuszczali muzealne sale.

Kondolencje Roksolany

Owszem, pokazano sporo obiektów intrygujących, przede wszystkim dokumentów. Takich jak rozporządzenie sułtana Bajezyda II z 1489 r., gwarantujące polskim kupcom wolność handlu na rządzonych przez niego ziemiach; list kondolencyjny, który Roksolana, wywodząca się z Rusi Czerwonej branka tatarska, późniejsza żona Sulejmana Wspaniałego, jedna z najsłynniejszych kobiet w dziejach świata, wysłała Zygmuntowi Augustowi po śmierci Zygmunta Starego, dołączając doń prezent w postaci kilku par bieliźnianych spodni i koszul, sześciu chust oraz ręcznika do twarzy; czy traktat karłowicki z 1699 r., który ostatecznie zakończył okres wojen między Rzecząpospolitą Obojga Narodów a Imperium Osmańskim.

Problem w tym, że wystawie, która powinna być majstersztykiem narracji, zabrakło przejrzystego – ale i spektakularnego – scenariusza. Kilkunastu fachowców pochyliło się zapewne z uwagą nad archiwaliami.

Ktoś obejrzał – wzruszający, ale nijak nie tłumaczący się w kontekście teraźniejszości Stambułu – film dokumentalny poświęcony XX-wiecznej historii Warszawy. Wielu zdziwiło się, jak wielkie dziedzictwo kulturalne Turcji zgromadzone jest nad Wisłą. Ale nie o takie emocje chyba chodziło.

„Dalekie sąsiedztwo, bliskie wspomnienia” to tytuł sugerujący, że Polacy i Turcy, pogrobowcy dawno zapomnianych imperiów z pogranicza Europy i Azji, rozpoznają w tej wystawie głębokie pokłady własnej tożsamości, że odkryją się nawzajem na nowo.

Chciałoby się np. poczuć atmosferę sarmatyzmu z jego gustami, smakami, zapachami. Zobaczyć galerię portretów magnackich z tamtej epoki, może nawet „Wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w 1633 r.” ze zbiorów wawelskich. A wszystko to mogłoby zostać opatrzone cytatami wyciągniętymi z XVII-, XVIII-wiecznych pamiętników francuskich czy włoskich, w których orszaki poselstwa Rzeczypospolitej często mylono z tureckimi. Samotna zbroja husarska i ustawiona w kącie karacena (bez komentarza, który tłumaczyłby ich orientalno-rzymskie konotacje!) naprawdę nie pobudzają wyobraźni.

Owszem, znalazło się w scenariuszu kilka, dość niekonsekwentnych, nawiązań do wojen polsko-tureckich, nawet jakieś portrety Jana III Sobieskiego. Wystawa nie pozwalała jednak uporządkować wiedzy o przebiegu i skutkach (także nieoczywistych) tych konfliktów.

Nie pojawiła się wyraziście np. postać, z której Polacy są do dzisiaj dumni niemal w równym stopniu, co z Lwa Lechistanu: Jerzy Kulczycki, kupiec, biegle władający językiem tureckim polski szpieg, który po wiktorii Jana III w 1683 r. wybrał jako trofeum nie złoto, ale kawę – później, odziany w orientalny strój, z miodem i mlekiem serwował ją w wiedeńskiej kawiarni przy Domgasse.

Na dwóch brzegach

Wielką możliwość dawał twórcom ekspozycji wiek XIX, kiedy Polacy ramię w ramię z Turkami walczyli „o wolność naszą i waszą”: z Józefem Bemem (Muradem Paszą), który w 1850 r. obronił osmańskie wówczas Aleppo przed Beduinami; z Michałem Czajkowskim (Sadykiem Paszą) – poetą, który (m.in. z Ludwiką Śniadecką, niespełnioną miłością Słowackiego) zakładał dla emigrantów z Polski po klęsce powstania listopadowego miasto Adampol, a w wojnie krymskiej (1853-56) dowodził kozakami sułtańskimi; z Marianem Langiewiczem, dyktatorem powstania styczniowego, który służył potem w armii tureckiej jako Langghi Bey i pochowany jest na cmentarzu Haidar Pashaw; z Ludwikiem Szafrańcem-Bystrzonowskim, który został tureckim attaché wojskowym na placówce w Paryżu; z Leonem Ostrorogiem, doradcą osmańskiego ministra sprawiedliwości (i właścicielem wspaniałej willi nad Bosforem). Tyle romantycznych, burzliwych życiorysów do opowiedzenia!

A dwudziestolecie międzywojenne? W 1923 r. – tuż po zakończeniu konferencji lozańskiej gwarantującej Turcji integralność granic – Rzeczpospolita jako pierwsza podpisała z tym krajem układ o przyjaźni. W latach 30. Turcja produkowała skonstruowane przez Polaków myśliwce PZL P. 24 (jedyny zachowany egzemplarz można obejrzeć w Stambule).

A II wojna światowa? Przez cały ten czas funkcjonowała w Ankarze ambasada RP, a państwo tureckie (zachowujące neutralność) nieoficjalnie udzielało pomocy Polakom. Żaden z tych wątków nie wybrzmiał na wystawie, która powinna być osią jubileuszu 600-lecia...

Jak dotąd (jesteśmy w połowie projektu) nie zawsze udaje się również to, co stanowi ważną specyfikę działalności Instytutu Adama Mickiewicza: budowa efektywnych relacji między twórcami, którzy wspólnie pracują nad konkretnym projektem. Spektakl inspirowany dziełem Marcela Prousta (reż. Krzysztof Garbaczewski) i twórczością Orhana Pamuka (reż. Emre Koyuncuoğlu), który miał być „zogniskowany wokół pamięci rozumianej jako kategoria kulturowa, pamięć indywidualna, pamięć odzyskiwana, pamięć jako to, co konstruuje tożsamość i świadomość”, rozjechał się w dwóch całkowicie różnych kierunkach.

Podobnie jak wystawa młodej sztuki polskiej i tureckiej pt. „Ro/złączenia” w stambulskiej galerii Kuad – najzupełniej przypadkowa. Choć paradoksalnie, tym razem przypadkowość nawet się opłaciła, wskazując różnice dzielące współczesne światy artystyczne w Polsce i Turcji. Nasza sztuka wyszła ostatnio poza tematy społeczne albo – coraz częściej – przydaje im nieco ironii (jak w przypadku „Walki ulicznej” Tomasza Kulki, kompozycji, którą mogliśmy zobaczyć w Stambule, złożonej ze 120 figurek ceramicznych przedstawiających kiboli w akcji). Nad Bosforem zaangażowanie artystów jest widoczne – i oczywiste.

Odnosi się przy tym wrażenie, że dominującą siłę stanowią tu kobiety, co dało się zauważyć nie tylko w galerii Kuad, ale i w ciekawym muzeum sztuki nowoczesnej Istanbul Modern. W tej ostatniej instytucji pokazano zresztą niedawno – jako element szerszego projektu prezentującego twórców wywodzących się z krajów sąsiadujących z Turcją – pracę dynamicznie rozwijającej się grupy artystycznej Slavs & Tatars (dość tajemniczej: wiadomo jedynie, że w 2006 r. utworzyli ją Polka z Tel Awiwu i Amerykanin irańskiego pochodzenia mieszkający w Paryżu).

Mak i suszone śliwki

To świetne posunięcie: Slavs & Tatars od początku deklarują, że interesuje ich działalność „w regionie na wschód od Muru Berlińskiego i na zachód od chińskiego Wielkiego Muru”. Instalacja pokazana w Istanbul Modern różni się jednak od tego, do czego zdążyli nas przyzwyczaić (konteksty polityczno-antropologiczne, humor, emocjonalność...). Wydaje się surowsza, bardziej syntetyczna, skupiona. Opisuje zależności między kaligrafią a tekstem mówionym – niezwykle skomplikowane w ikonoklastycznych kulturach Wschodu.

Co jeszcze się udało? Sukcesem okazała się pełna retrospektywa filmów Krzysztofa Kieślowskiego (frekwencja przekroczyła 2,5 tys. osób), spektakl „Między nami dobrze jest” w reżyserii Grzegorza Jarzyny, który otworzył tegoroczną edycję Istanbul Theatre Festival, warsztaty literackie, poprowadzone przez Dorotę Masłowską. Ważne, że Sinfonia Varsovia została gościem honorowym dwóch prestiżowych, międzynarodowych festiwali tureckich: w Stambule i Izmirze, a w ich programach znalazły się utwory Karola Szymanowskiego i Krzysztofa Pendereckiego.

Wiele jeszcze przed nami. Ciekawie zapowiada się np. planowana na październik prezentacja polskiego designu przygotowywana przez znaną trendwatcherkę Zuzannę Skalską. Albo projekt „Nowoczesność bez granic” (Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie pracuje nad nim z Galit Eilat, znaną kuratorką i dyrektorką Israeli Center for Digital Art w Holonie), który dotyczyć ma relacji między sztuką a religią w czasach postsekularnych (to temat niezwykle ważny zarówno w Polsce, jak i w Turcji).

Zaciekawienie, otwartość, zaufanie buduje się krok po kroku. Dowodzi tego przykład jednej z najmodniejszych restauracji w Turcji, mieszczącej się w Muzeum Sakip Sabanci. Jej właściciele przed otwarciem każdej kolejnej wystawy przygotowują inspirowane nią menu. Tak było i tym razem. W Polsce spędzili kilka miesięcy, odkrywając – i przetwarzając w nowatorski sposób – polskie smaki: kapusty, ozorka, oscypka, suszonej śliwki, maku. Dania oparte na tych produktach cieszą się ogromną popularnością. Kucharzy wcale to nie dziwi: odkryli nieoczekiwanie, że polskie i tureckie gusta są do siebie podobne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2014