Ładowanie...
Polak Irlandczyk, dwa bratanki
Polak Irlandczyk, dwa bratanki
Uważam za rzecz naturalną wzajemną nić sympatii oraz pewne intuicyjne zrozumienie między Polakami i Irlandczykami. Oba kraje są - do pewnego stopnia - wynalazkiem dziewiętnastowiecznych poetów romantycznych. W każdym z nich kwestia zachowania dziedzictwa kulturalnego i ideał narodowej niepodległości wzajemnie się umacniały. Zarówno w Polsce, jak i Irlandii Kościół katolicki odegrał wielką rolę w kształtowaniu duszy narodu, tak że przedpolityczna solidarność zbudowana na lojalności wobec wartości religijnych jeszcze całkiem niedawno była cechą upodabniającą nasze narody do siebie.
Polacy i Irlandczycy odznaczają się podobnym sardonicznym, historycznie uwarunkowanym spojrzeniem na świat mocarstw i supermocarstw, a także podobnym uznaniem dla odwagi i stoickiego przetrwania. Przez wieki nękani i podbijani przez silniejszych sąsiadów, musieli rozwinąć swoistą umiejętność radzenia sobie z okupacją. Jest coś bardzo irlandzkiego - czy wręcz joyce'owskiego - w połączeniu spojrzenia z góry i praktyczności, politycznego wyczucia i artystycznej swobody, które odnaleźć można u poetów tak różnych, jak Zbigniew Herbert i Tadeusz Różewicz. Wielu spośród naszych najlepszych pisarzy wykazuje przy tym ożywcze połączenie braku złudzeń, sprzeciwu wobec nieakceptowanej rzeczywistości, a jednocześnie zupełnie nieposkromionego umiłowania codzienności.
Jeśli jeszcze nie napomknąłem o wódce czy whiskey, to tylko dlatego, że w obu krajach trunki te traktuje się z pewnego rodzaju zawodową znajomością rzeczy. Nie wspomniałem także o poczuciu humoru - innym podarunku historii, nauczycielki sztuki przetrwania. Na przykład ostatnio od Adama Zagajewskiego usłyszałem historyjkę o człowieku, który powiedział: „Chcę umrzeć spokojnie, we śnie - jak mój ojciec, a nie jak jego pasażerowie - wrzeszczący i tłukący w okna”. Ktokolwiek to wymyślił, zasługuje na własny Order Zasługi dla Kultury Polskiej - lub Irlandzkiej.
Order Zasługi dla Kultury Polskiej* jest więc wyjątkowym wyróżnieniem. Ogromnie je sobie cenię, ponieważ polska kultura i polscy poeci odgrywają ważną rolę w moim życiu - jako pisarza i jako czytelnika. Od trzydziestu lat - od kiedy natknąłem się na antologię polskiej poezji powojennej, zredagowaną i przetłumaczoną przez Czesława Miłosza i Petera Dale'a Scotta - jestem zbudowany osiągnięciami współczesnych polskich poetów.
Jedną z najbardziej radosnych wypraw, jaką kiedykolwiek odbyłem, były odwiedziny Krakowa i Warszawy w grudniu 1994 roku w towarzystwie Stanisława Barańczaka i jego rodziny. Stanisław prezentował wówczas swoje przekłady moich wierszy na język polski, ja zaś czytałem angielską wersję „Trenów” Kochanowskiego, nad którymi razem pracowaliśmy. W obu miastach wśród publiczności znaleźli się poeci, których ceniłem, od kiedy tylko przeczytałem ich w angielskich przekładach - mojemu podnieceniu dorównywało jedynie poczucie przywileju, jakim zostałem obdarzony.
Było to kilka szalonych dni, które upłynęły na wędrówkach ulicami Krakowa i słuchaniu trębacza z wieży Mariackiej. Odwiedziłem też wspaniały rynek - o tej porze roku przyozdobiony niezwykle wymyślnymi szopkami bożonarodzeniowymi. W Dworku Łowczego, siedzibie Wydawnictwa Znak, nieoczekiwanie poczułem się jak w domu podczas spotkania z zespołem Carantuohill, polskimi muzykami grającymi irlandzkiego jiiga i reela w takim stylu i z takim szelmostwem, że nawet Irlandczycy nie zrobiliby tego lepiej.
Pobyt ukoronowało przyjęcie u mojego wydawcy, po spotkaniu z czytelnikami w Krakowie. Gospodarzem był Jerzy Illg - Znak, w którym pracuje, wydał także przygotowany przez moją żonę zbiór legend irlandzkich. Była tam także Wisława Szymborska, ów ujmujący geniusz, wielu młodszych poetów z Krakowa (w tym Bronisław Maj), a także ktoś, kto wspierał mnie na bardzo wczesnym etapie - Piotr Sommer. Jego pionierskie przekłady poezji angielskiej i irlandzkiej wiele znaczyły w latach 70. i 80. W trakcie przyjęcia odebrałem telefon z Kalifornii od Czesława Miłosza, naszego wspólnego mistrza, który oznajmił mi coś oczywistego i prostego: „Jesteś w bardzo dobrym towarzystwie”. Jak mawia się w Irlandii: nigdy nie powiedział nic bardziej prawdziwego.
Przełożyła Katarzyna Mach
* Tekst jest zredagowaną wersją przemówienia wygłoszonego w Ambasadzie RP w Dublinie z okazji przyjęcia przez Seamusa Heaneya Orderu Zasługi dla Kultury Polskiej.
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]