Pod jedną kreską

Wielowiekowa obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej sprawiła, że zadomowiły się one w języku i wyobraźni. Co więcej: w wielu przypadkach zamazał się ich pierwotny kontekst. Jednak nawet jeżeli bywają używane bez poszanowania ich znaczeń religijnych, nie sądzę, by sposobem przeciwdziałania mogło być ich licencjonowanie przez Kościół.

24.07.2005

Czyta się kilka minut

Pozornie niewinna reklama telewizyjna z udziałem “Arki Noego" - zespołu kojarzonego powszechnie z chrześcijaństwem - sprowokowała poważną dyskusję. O reklamie tej pisała Anna Mateja (“TP" nr 19/05), a niedawno ks. Andrzej Draguła (“TP" 24/05). W drugim tekście pojawiło się pytanie o wykorzystywanie symboli religijnych w celach odległych od ich pierwotnych znaczeń (i przeznaczeń), a nawet szerzej: o prawomocność korzystania z dziedzictwa chrześcijaństwa przez zlaicyzowane społeczeństwo.

Za przykłady działań nagannych obrał autor nie tylko reklamę lodów Koral (“Po owocach ich poznacie") czy reklamę domu mody Marithe et François Girbaud, wykorzystującą wzorzec zaczerpnięty z “Ostatniej wieczerzy" Leonarda da Vinci, ale też instalację “Pasja" Doroty Nieznalskiej oraz graficzne wariacje na temat obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, które znalazły się na okładkach tygodników “Wprost" i “Ozon".

Kłopot z mianownikiem

Z tym wspólnym mianownikiem mam pewien kłopot. Ks. Draguła starannie analizuje przywołane przez siebie przypadki. Jego uwagi na temat znaczenia krzyża użytego w pracy Nieznalskiej są ciekawsze niż opinie wielu jej zwolenników i przeciwników. Jak zauważa publicysta “TP", obrońcy artystki wskazywali, że religijne symbole tracą dzisiaj swoje pierwotne sakralne znaczenie, stając się jedynie elementami kultury o religijnej proweniencji. W tym sensie krzyż użyty przez Nieznalską byłby jedynie symbolem cierpienia, nie zaś narzędziem Męki Pańskiej. “Jej sztuka nie byłaby więc w żaden sposób konfesyjna czy antykonfesyjna. Czy jednak taka autonomizacja tego, co religijne, jest uzasadniona? Czy można się nie liczyć z religijnym znaczeniem użytych symboli?" - pyta ks. Draguła.

Zdaniem wielu osób takie działania naruszają sferę sacrum. Proces desakralizacji religijnych toposów nie jest jednak zjawiskiem nowym, zaś przykładów podobnego wykorzystania motywów czy chociażby wzorców ikonograficznych zaczerpniętych z chrześcijaństwa można w dziejach kultury europejskiej znaleźć wiele (np. znak krzyża równoramiennego). Co więcej, kontekst religijny dla sięgających po te symbole bywa jednym z wielu znaczeń, czasem wcale nie najważniejszym. Stąd w dyskusji nad reklamą domu mody Girbaud pojawiło się pytanie, czy nie jest ona profanacją arcydzieła sztuki, nie zaś przedstawienia religijnego (pisze o tym Maria Poprzęcka w artykule “Ciuchy i świętość", “Gazeta Wyborcza", 7.05.2005).

Dysponenci wyobrażeń

Wielowiekowa obecność tych symboli w przestrzeni publicznej spowodowała zadomowienie w języku i wyobraźni. Jeżeli nawet bywają używane bez poszanowania znaczeń religijnych, nie sądzę, by sposobem przeciwdziałania mogło być licencjonowanie przez Kościół ich użycia. Pytanie ks. Draguły o dysponenta “praw autorskich" do symboli i treści religijnych, wyrażanych i obecnych w przestrzeni publicznej, jest więc tylko efektownym zabiegiem retorycznym. Wśród dysponentów tych wyobrażeń wielu jest bowiem niewierzących bądź takich, którzy nie identyfikują się z Kościołem.

Co zatem mają robić osoby, dla których pewien sposób wykorzystywania tych symboli jest bolesny? Przede wszystkim stosować środki “miękkie": wyrażać protest, inicjować dyskusję publiczną, wreszcie wzywać do bojkotu towarów reklamowanych przy pomocy takich chwytów. Można także - jak radzi ks. Draguła - wystąpić o ochronę uczuć religijnych na drodze sądowej. Jest jednak pewne zastrzeżenie. W takim przypadku dochodzi do konfliktu z innymi zagwarantowanymi prawami, takimi jak prawo do swobody wypowiedzi czy wolności twórczej. Ten problem w prowadzonych w Polsce dyskusjach często bywa lekceważony.

Jest też inna trudność: jak zakreślić pole takiej ochrony? Czy podlegają jej jedynie obiekty kultu religijnego, czy też cała przestrzeń związana z Kościołem (łącznie z osobami kapłanów)? Nie są to rozważania akademickie.

Margines interwencji

W przypadku posądzenia o naruszenie uczuć religijnych, wbrew przekonaniom wielu, margines interwencji sądu jest ograniczony i związany z rodzajem wypowiedzi. Jak przypomina Marek Antoni Nowicki, “inaczej są wyznaczane granice w przypadku wypowiedzi politycznej, inaczej w przypadku wypowiedzi artystycznej czy komercyjnej. Państwo ma znacznie większe możliwości cenzurowania reklamy niż wypowiedzi polityków - w tym ostatnim przypadku możliwości ma bardzo niewielkie. Zakres swobody wypowiedzi artystycznej jest bliższy wypowiedzi politycznej" (“Konflikt praw podstawowych", “Kresy" 1-2/2004). Inny zatem jest status reklamy domu mody Marithe et François Girbaud, powstałej w celach czysto komercyjnych, inny zaś “Pasji" - mimo wysiłków tych wszystkich, którzy odmawiają Dorocie Nieznalskiej prawa nazywania się artystką. Jeszcze inny status mają obie okładki tygodników, będące rodzajem wypowiedzi publicystycznej. Z tego też powodu przysługuje im różny zakres ochrony praw.

Jest też inny powód, dla którego dokonane przez ks. Dragułę zestawienie może budzić zdziwienie. Większość tych dzieł sprowadzono do wspólnego mianownika. Oczywiście: celem reklamy komercyjnej jest osiągnięcie sukcesu finansowego, a biorący w niej udział też chcą być jego beneficjentami. Ale czytelnik zostaje poinformowany, że celem Nieznalskiej było osiągnięcie podobnego sukcesu, zaś intencje redakcji “Ozonu", sięgającej po wizerunek Matki Boskiej, również nie były czyste, bo polityczne (nie zapominajmy też, że celem okładki jest zainteresowanie czytelnika, a zatem sprzedaż). Tylko redakcja “Wprost" zostaje, przynajmniej częściowo, “rozgrzeszona": ubrała ikonę częstochowską w maskę gazową, by zaprotestować przeciwko zanieczyszczeniu środowiska, zatem o ekologię, a nie o politykę chodziło (czy naprawdę obie sfery nie mają ze sobą punktów stycznych?).

To przykre, że z tekstu ks. Draguły - zapewne wbrew intencjom Autora - spogląda na nas świat wszechogarniającego cynizmu, gdzie za wszelkimi intencjami, artystycznymi czy politycznymi, tak naprawdę stoi jedynie kasa: “Nie dziwmy się, że »Arka Noego« wzięła się za reklamę lodów: musi przecież z czegoś żyć".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2005