Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Doceniamy fakt, że nie pominięto w niej naszych nazwisk - w gronie sygnatariuszy listu otwartego w obronie poety. Podpisaliśmy ów list w przekonaniu, że jest w istocie rzeczą niemądrą i zasmucającą ciąganie po sądach autora "Thema regium", "Umschlagplatzu", "Żmuta" i wielu innych książek, bez których trudno sobie wyobrazić polską literaturę współczesną. Podpisaliśmy ów list mimo naszego dystansu wobec politycznych i estetycznych poglądów Jarosława Marka Rymkiewicza oraz inicjatora protestu Wojciecha Wencla.
Owemu dystansowi dawaliśmy wyraz także publicznie i nie jest on tajemnicą zarówno dla Jarosława Marka Rymkiewicza, jak i Wojciecha Wencla, któremu jesteśmy bardzo wdzięczni, że znając nasze poglądy, zaproponował nam podpisanie swego apelu.
Doceniamy też rozumność relacji pomieszczonej w "TP", więc tym bardziej jesteśmy wdzięczni jej autorom, że łaskawi byli orzec, iż "kupiliśmy ofiarniczą stylizację" i albo "nie wiemy, do jakiej gry zostaliśmy zaproszeni", albo na modłę Wojciecha Wencla "chcemy prozaicznie dokopać »kolosowi«", czyli Agorze. Nie do przecenienia jest także i to, że Jankowicz z Olszewskim cierpliwie wytłumaczyli nam, na czym polega prawdziwa swoboda głoszenia opinii.
Za czasów PRL-u przytrafiło się nam uczestniczyć w podziemnym ruchu wydawniczym, więc z radością przyjmiemy od młodych redaktorów "TP" dalsze korepetycje w tej sprawie. Na razie spieszymy poinformować, że w imię wolności słowa nie pozwiemy autorów "Tygodnika Powszechnego" za przypisywanie nam głupoty i/lub resentymentu. Nie zrobimy tego także wtedy, gdy już jednoznacznie sformułują tezę - na co mają najwyraźniej wielką ochotę - że broniąc prawa Jarosława Marka Rymkiewicza do najbardziej nawet radykalnych opinii, jesteśmy w "duchowym pokrewieństwie z członkami endeckiej falangi".
Ale nie możemy obiecać, że nie będziemy się głośno śmiać.
Łączymy stosowne wyrazy,
Marcin Baran
Marcin Sendecki
ODPOWIEDŹ:
Marcin Baran i Marcin Sendecki piszą w swym liście, że w PRL-u "przytrafiło im się uczestniczyć w podziemnym ruchu wydawniczym", co ma oznaczać, że o ograniczeniu wolności słowa i walce o zniesienie tego ograniczenia wiedzą niemało. Wydaje nam się jednak, że nauka poszła w las, bo - powtarzamy tezę z naszego tekstu - w przypadku procesu Rymkiewicza nie mamy do czynienia z atakiem na swobodę wypowiedzi.
Mając za sobą PRL-owskie doświadczenia, Baran i Sendecki powinni wiedzieć, że poeta też człowiek i, jak każdy, może się zaangażować w sprawy społeczne czy polityczne, zajmując stanowisko, które wymaga krytyki. Gdyby Agora pozwała Rymkiewicza za wiersz, wówczas rzeczywiście mielibyśmy do czynienia z "rzeczą niemądrą i zasmucającą". Ale przedmiotem pozwu jest publicystyczna kalumnia, którą autor znakomitych książek poetyckich i eseistycznych wygłosił na łamach "Gazety Polskiej". Każdy ma prawo głosić swoje poglądy, tak jak każdy ma prawo bronić swego dobrego imienia, kiedy zostaje zaatakowany. Na szczęście nie mamy w konstytucji zapisu, który gwarantuje bezkarność autorom pomówień.
Zapewniamy także, że gdybyśmy chcieli nazwać jednoznacznie Marcina Barana i Marcina Sendeckiego duchowymi powinowatymi endeckiej falangi, to byśmy to zrobili. Ale nie chcieliśmy. Zadaliśmy natomiast pytanie - w celu ćwiczenia wyobraźni - czy nie broniliby swego dobrego imienia, gdyby ktoś obrzucił ich błotem. Jak widać, Baran i Sendecki reagują nawet wtedy, gdy takiego ataku nikt na nich nie przypuszcza.
Grzegorz Jankowicz
Michał Olszewski