Piołun

Francesco M. Cataluccio. Czarnobyl | Wybuch reaktora był logicznym zwieńczeniem historii tych ziem, która przypomina pasmo katastrof. Skrwawione ziemie stały się ziemiami skażonymi.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Minęła kolejna rocznica katastrofy w Czarnobylu. Skażona kraina nie przestaje fascynować. Rozwija się turystyka nuklearna. Mnożą się opracowania próbujące dotrzeć do sensu tamtych wydarzeń.

Puste ulice i place, po których wiatr miota strzępy gazet i szmat. Budynki pożerane przez roślinność. Szpitalne sale zasłane odłamkami szkła. Szkolne korytarze wyściełane potarganymi książkami. Wesołe miasteczko ze znieruchomiałym diabelskim kołem. Ślady poniechanych przygotowań do pierwszomajowego festynu. W trawie okaleczona lalka lub wybebeszony pluszak. Wszyscy znamy te obrazy – to cykle fotograficzne Roberta Polidoriego, Roberta Knotha czy Pierpaola Mittica. Dziś obrazy tego no man’s land przyrastają w postępie geometrycznym, a to za sprawą tysięcy zdjęć robionych przez turystów. Radioaktywna zona, przypominająca krajobraz po zagładzie, a zarazem skansen późnego ZSRR, stała się atrakcją turystyczną. Specjaliści od marketingu zachęcają do zobaczenia „najbardziej egzotycznego miejsca na Ziemi”.

Radioaktywny Disneyland

Rolę „sowieckich Pompei” odgrywa Prypeć. To miasto-widmo, wzniesione w 1970 r. z myślą o pracownikach elektrowni i ich rodzinach, opustoszało całkowicie 28 kwietnia 1986 r. W przeciągu dwóch godzin ewakuowano 45 tys. ludzi – głównie na Syberię, by nie rozpowiadali o szczegółach katastrofy. Dwa dni wcześniej, przypomnijmy, doszło do eksplozji jednego z czterech reaktorów w elektrowni atomowej w Czarnobylu. Wybuch uwolnił dawkę promieniowania dwieście razy przewyższającą tę zanotowaną w Hiroszimie i Nagasaki. Chmura radioaktywnego pyłu ruszyła nad północną Ukrainę, przedefilowała nad Polską, republikami bałtyckimi i Skandynawią, by następnie skręcić na Woroneż.

Francesco Cataluccio – włoski filozof, eseista i literaturoznawca – wyprawia się na to promieniotwórcze pustkowie w zorganizowanej grupie, przemierza wyludnioną krainę i zwiedza Prypeć. Źle jednak czuje się jako turysta, męczy go dwuznaczność całej sytuacji. Ma wrażenie, że jest świadkiem przemiany księżycowej krainy w „radioaktywny Disneyland, rezerwat ekstremalnych doznań”. Kreśli wizję niedalekiej przyszłości, w której sprzedaje się stroje antyradiacyjne, liczniki Geigera i inne gadżety typu „day after”, nielicznych mieszkańców zony zastępuje się wynajętymi statystami, ekipy robotników uzupełniają zasoby stłuczonych szyb i podrzucają pokiereszowane lalki, teren wynajmuje się dla potrzeb filmowych.

Co przeciwstawić perwersyjnej turystyce? Jaką alternatywę zbudować dla bezrefleksyjnej pogoni za ekstremalnymi doznaniami? Cataluccio proponuje odpowiedź zgodną z jego pisarskim temperamentem: należy przywrócić tej krainie jej historyczny wymiar. Dlatego nie próbuje – jak Swietłana Aleksijewicz w „Czarnobylskiej modlitwie”– wiązać tych tragicznych wydarzeń z „eksplozją systemu wartości” czy „katastrofą rosyjskiej mentalności”. Zamiast tego przywołuje fakty, gromadzi dane i wykorzystuje twórczo efekt dysonansu. Obserwuje turystów, którzy robią sobie zdjęcia przed wmurowaną w ścianę elektrowni tablicą upamiętniającą „tych, którzy uratowali świat”, i przywołuje detale „bohaterskiej akcji ratunkowej”, która przypominała rytualną ofiarę z ludzi. Gdy maszyny zawiodły, na miejsce wysłano „żywe roboty” – nieświadomych skali zagrożenia funkcjonariuszy służb ratunkowych. Wszyscy przyjęli gigantyczną dawkę promieniowania i wkrótce umarli: „przepaleni na pół” strażacy, czterystu górników, którzy kopali pod elektrownią tunel, piloci samolotów gaszących pożar.

Te tragiczne zdarzenia nie stanowią jednak argumentów w akcie oskarżenia wystawionym zbrodniczemu reżimowi. W swoim refleksyjnym eseju, przetykanym wątkami osobistymi, gęstym od historycznych i literackich dygresji, Cataluccio proponuje innego rodzaju pracę: raz za razem konfrontuje to, co widzialne i uporczywie istniejące, z tym, co odeszło w przeszłość i domaga się rekonstrukcji. Chce przywrócić tej krainie utraconą historyczność. Cisza panująca w Czarnobylu i Prypeci – „głęboka, całkowita, cięższa niż na pustyni” – każe myśleć o ciszy po masakrach, głodzie i wojnie. Wybuch reaktora jest bowiem logicznym zwieńczeniem historii tych ziem, która przypomina jedno wielkie pasmo katastrof.

Skrwawione, skażone

Ziemie kijowskie, zamieszkiwane przez ludzi różnych nacji, języków i wyznań, przez stulecia stanowiły przedmiot zatargów. Ich dzieje to historia chwiejnej równowagi, wstrząsanej coraz częstszymi konfliktami. Walczące strony zmieniały się (Polacy-Rosjanie, bolszewicy-biali-Ukraińcy, naziści-sowieci), a mieszkańcy krainy nieodmiennie uznawani byli za obcych, nieczystych etnicznie, potencjalnych zdrajców. Długi ciąg wojen i rewolucji, eksplozji przemocy i pogromów stanowił jedynie, jak się okazało, uwerturę XX-wiecznej symfonii zniszczenia.

Wystarczy jeden rzut oka na mapę sporządzoną przez Timothy’ego Snydera w „Skrwawionych ziemiach”: Czarnobyl znajduje się pośrodku bloodlands, rozległego obszaru Europy Środkowej i Wschodniej, na którym w latach 1933-45 r., wymordowano 14 milionów ludzi. To tu właśnie XX-wieczne totalitaryzmy współpracowały, a następnie rywalizowały przy realizacji obłędnych projektów. Dekady poprzedzające awarię reaktora atomowego to czas Wielkiego Głodu, terroru i wojennych czystek. „W tej części Europy – pisze Cataluccio – przez kilkadziesiąt lat urządzano jatki, jakby to była próba generalna przed końcem świata”. I stało się. Tamtego dnia, 26 lat temu, w ponurą historię tej krainy wtargnęło coś demonicznego i apokaliptycznego. „Mieszkańcy imperium sowieckiego – pisał Jurij Andruchowicz – dowiedzieli się wtedy, że istnieją na świecie siły potężniejsze od politbiura”. Skrwawione ziemie stały się skażonymi ziemiami.

Tego roku wcielano już w życie program pierestrojki. Zerwał się wind of change – wiatr zmian, który przeganiał radioaktywne chmury i przesuwał granice. Katastrofa w Czarnobylu stała się symbolem dysfunkcyjnego systemu i prefiguracją jego rozpadu (jak głosił okrutny żart, był to ostatni moment, kiedy „socjalizm promieniował na cały świat”). Czy dziś można przywrócić ją rzeczywistości i przemienić w „lekcję historii”? Czy z katastrofy w ogóle można wyciągnąć jakąś „naukę”? Historia, surowa magistra vitae, zdaje się temu przeczyć: społeczne i polityczne zmiany mają charakter pozorny, nie odwracają wyroków losu. Fatalistyczne myślenie wzmacnia etymologia; w nazwie Czarnobyla odnajdujemy „czarną łodygę”, kojarzoną często z piołunem. Można ulec pokusie – niczym Mary Mycio w „Piołunowym lesie” – i wpisać katastrofę w apokaliptyczne imaginarium. Awarię reaktora przewidział wszak już św. Jan z Patmos: „i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, / a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. / A imię gwiazdy zowie się Piołun. / I trzecia część wód stała się piołunem, / i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie” (Ap 8, 10-12).

Cataluccio wikła się ostatecznie w sidła wielkich metafor i analogii; swój esej kończy właśnie cytatem z Apokalipsy. Ta nietrafiona i efekciarska pointa nie umniejsza jednak wagi całego eseju. Jego główne przesłanie jest mi bardzo bliskie. Trzeba uhistorycznić postapokaliptyczną przestrzeń i równocześnie odczarować historię, wyjąć ją spod władzy fatum. Tylko wtedy można spojrzeć w przyszłość z ostrożną nadzieją.

Francesco M. Cataluccio, Czarnobyl, przeł. Paweł Bravo, Czarne, Wołowiec 2013

JERZY FRANCZAK (1978) jest pisarzem, eseistą, wykładowcą UJ. Ostatnio wydał powieści: „Da capo” (2010) i „NN” (2012).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, redaktor Magazynu Literackiego „Książki w Tygodniku”, prozaik, eseista, poeta.

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013