Pies, czyli koza

Zostało znalezione psie mięso.

08.12.2014

Czyta się kilka minut

Tak przynajmniej mniemała publicznie Straż Graniczna, bowiem w okolicy mięsa kręciło się nieco Azjatów, a Azjaci jedzą psie mięso; tak się mniema nie tylko na ulicy, ale też – jak widać – w urzędach. „Mięso zostało zabezpieczone w celu dokonania badań genetycznych, na podstawie których zostanie potwierdzony gatunek zwierząt, z których pochodziło. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że część tego mięsa to mięso psów” – poinformowała rzeczniczka nadwiślańskiego oddziału SG Dagmara Bielec-Janas. Nie rozwiniemy tu wątku takiego oto, że podobne obwieszczenia, dotyczące rzekomych upodobań spożywczych jakichś grup etnicznych, wywoływały często-gęsto tumulty, ruchawki, by nie rzec wprost: pogromy. Bardzo rzadko ludzie bez emocji traktują jadłospisy swych bliźnich, bardzo często za to snują na ich temat poruszające wyobraźnię domniemania. Tabu jedzeniowe jest bowiem jednym z najpoważniejszych i łacno było i jest wykorzystywane, bo reakcja na jego naruszenie przynosi zawsze oczekiwane skutki. Budzić musi respekt, że nasza Straż Graniczna zapisała się – dzięki Bogu, że tylko psiną – w przebogatą tradycję insynuacji praktykowanej przez carską ochranę i późniejsze, różnorakie formacje państw totalitarnych.

Zostańmy przy psach, choć psem, który skłonił Dagmarę Bielec-Janas do służbowego mniemania, okazała się koza. Prędka identyfikacja weterynarza nie wymagała „dokonania badań genetycznych”, a szkoda, bowiem byłby to wspaniały przypadek zaprzęgnięcia najnowszych osiągnięć nauki do weryfikacji przesądów. Rozwój nauki, zauważmy, służy przede wszystkim właśnie temu.

Tabu związane z jedzeniem psów, na tle innych uprzedzeń pokarmowych, jest stosunkowo nowe. Psy jadano bez hamulców nie tylko w Azji, ale i w Europie, z racji podobieństwa smaku psiny do cielęciny, czy jak uznają inni znawcy – do drobiu bądź (o zgrozo) kociny. Uznanie psa za stworzenie niejadalne wiąże się najpewniej ze zbliżeniem człowieka do tego zwierzęcia, a ściślej: do spania ludzi z psami w jednym łóżku. Jedzenie towarzysza snu, relaksu i wypoczynku wydaje się niekulturalne i wywołuje wielkie napięcia. Jest i powód banalny – wyhodowanie psa jest kosztowniejsze niźli wyhodowanie kury, której smak rzekomo przypomina. Kura produkowana przemysłowo jest tania w żywieniu i nikt się z nią do łoża nie kładzie, nie kładł, i zapewne jeszcze długo nie położy. Ekonomia jest nieubłagana, zwłaszcza w gastronomii.

Zakaz tuczu i uboju psów obowiązuje w Unii Europejskiej dopiero od 1986 r., zważmy jednak, że w Szwajcarii można psy tuczyć i ubijać „na własny użytek”. Aż się prosi zatem – a jest to wskazówka dla dowództwa Straży Granicznej – by formacja ta zachowała się jak na służbę mundurową przystało, i zrobiła porządny nalot na instytucje szwajcarskie w Polsce, w tym na zaplecza szwajcarskich banków i składy zegarków. Komunikat SG, że pomiędzy skrzynkami z chronometrami Patek Philippe znaleziono tonę psiego-gulaszowego, konfekcjonowanego w celu przyrządzenia tradycyjnego fondue bourguignonne, podawanego na rautach biznesowych, poruszyłby rozumy. Jest to jednak fantazja bez jakiegokolwiek pokrycia, bo zrozumiałe przecież, że jest to projekt akcji ponad polskie siły. Zwłaszcza że bez większego mozołu i z aprobatą społeczną można robić, co się chce, i takoż dowolnie mniemać, trzepiąc magazyny nacji słabszych i napiętnowanych licznymi stereotypami.

Inny przykład, który winien budzić nasze zaciekawienie, dotyczy mężczyzny o nazwisku Henri Marie Jean André de Laborde de Monpezato, który to pan jest księciem Danii. Nie dalej niż kilka lat temu przyznał się on prasie swego kraju, że nie tylko uwielbia psy żywe, ale i stosownie przyrządzone. Czy gusty tego Duna nas w ogóle dotyczą? Poniekąd, bowiem jest on kawalerem Krzyża Wielkiego Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Gdybyż tak Straż Graniczna, po uroczystości nadania orderu, sprawdziła mu bagaż, w którym by znalazła dwa zapeklowane w sosie śledziowym tłuściutkie jamniki, byłoby to sukcesem znacznie większym niźli znalezienie kozy w Wólce Kosowskiej pod Warszawą i ogłoszenie, że to pies.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2014