Pierwszorzędny spektakl

We Włoszech okazało się, że tak naprawdę władzę ma ten, kto dysponuje telewizją i potrafi ją odpowiednio wykorzystać. Słynny pisarz Umberto Eco napisał: „Silvio Berlusconi był pierwszym, który zrozumiał, że tradycyjne wartości upadły i postanowił je zastąpić mass mediami”.

29.06.2003

Czyta się kilka minut

Od dekady nazwisko Silvio Berlusconiego znajduje się w centrum włoskiej debaty politycznej. Stwierdzenie to zachowuje aktualność nie tylko wówczas, gdy stoi on na czele rządu, co zdarzyło się dotychczas dwukrotnie, ale także i wtedy, gdy pozostaje w opozycji. Jest niekwestionowanym przywódcą centroprawicowego Domu Wolności (Casa delle Liberta), który stworzył i którego cele polityczne autorytatywnie wyznacza. Zakrawa jednak na paradoks, że stanowi on również spoiwo przeciwstawnego mu centrolewicowego Drzewa Wolności (L'Ulivo), którego uczestników niemal wszystko dzieli, ale jedno łączy - właśnie niechęć do niego. Massimo Gramellini, dziennikarz i współautor książki o Berlusconim, stawia mocną i wcale nie przesadną tezę: „Centrolewica istnieje, ponieważ jest Berlusconi”. Berlusconi to nie tylko kluczowa figura na włoskiej szachownicy politycznej, lecz w ogóle kreator i sprawca rzeczywistości politycznej w tym kraju, która formowana jest przez niego, wokół niego, w związku z nim lub przeciwko niemu. Polityka we włoskim wydaniu przejawia wyjątkowo silną skłonność do personifikacji, a zjawiska i procesy zachodzące w jej obrębie są determinowane przez wybitne i charyzmatyczne osobowości. W łańcuchu dziejów mieliśmy epoki - Cavoura, Giolittiego, Mussoliniego, De Gasperiego i Andreottiego, zaś obecnie obserwujemy epokę Berlusconiego.

Videokracja

Biografia Berlusconiego jest włoskim wariantem amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera”. Zaczynał jako komiwojażer, by dojść do stanowiska szefa rządu, status milionera - czy raczej miliardera i najbogatszego Włocha - stanowił tu tylko etap pośredni. Przyszły premier urodził się w Mediolanie w rodzinie skromnego urzędnika bankowego. Temperament człowieka interesów przejawiał od wczesnego dzieciństwa. Podobno już w szkole zarabiał, pisząc wypracowania dla swych leniwych kolegów. Studia prawnicze łączył z wielostronną działalnością zarobkową, pracował bowiem jako komiwojażer i fotograf robiący zdjęcia na weselach, chrzcinach i pogrzebach, a w okresie letnim śpiewał w zespole rockowym objeżdżającym miejscowości letniskowe włoskiego wybrzeża lub zatrudniającym się na wycieczkowych promach. Na początku lat 60. założył firmę budowlaną, która z czasem zbudowała w Mediolanie luksusową dzielnicę mieszkaniową dla 10 tys. osób.

Następnym krokiem było stworzenie sieci telewizyjnej, transmitującej programy dla wspomnianej dzielnicy. W 1975 r. Berlusconi powołał do życia holding Fininvest, co umożliwiło mu rozszerzenie działalności. Zakupił szereg pism, wydawnictw i teatr, a ponadto rozpoczął produkcję filmów fabularnych i reklam telewizyjnych. Serca wielu mediolańczyków podbił, stając się właścicielem słynnego klubu piłkarskiego AC Milan, któremu zapewnił stabilność finansową.

Po zniesieniu monopolu państwowej telewizji, o co zadbali jego polityczni przyjaciele, a zwłaszcza lider socjalistów Bettino Craxi, utworzył trzy ogólnokrajowe sieci telewizyjne, stając się monopolistą na rynku prywatnej telewizji. Telewizje te szybko zdobyły olbrzymią popularność, emitując chętnie oglądane programy rozrywkowe i tasiemcowe seriale filmowe. Od tej pory Berlusconi powszechnie był nazywany Jego Emisyjność, w którym to określeniu było tyleż ironii, co niekłamanego podziwu dla rzutkiego i dynamicznego przedsiębiorcy. Potem nabył jeszcze m.in. wielką sieć domów towarowych Standa oraz najbardziej prestiżowe włoskie wydawnictwo Mondadori.

Gdy w 1993 roku w wyniku zainicjowanej przez mediolańskich prokuratorów akcji „czyste ręce” (mani pulite), niczym domki z kart upadały przeżarte korupcją polityczne imperia chadeków i socjalistów, Berlusconi postanowił wejść do polityki. Podobno było to tak: zaniepokojony brakiem politycznego parasola, którym przez lata chronili go wielce wpływowi socjaliści Craxiego, a także zagrożony dochodzeniem prokuratorskim, Berlusconi zwołał kierownictwo Fininvestu i oświadczył: „Trzeba coś zrobić, bo wszystko stracimy; moglibyśmy na przykład założyć partię”. Pomysł został uznany za znakomity i kadry holdingu z impetem przystąpiły do budowania partii politycznej, stosując w tym celu metody właściwe dla funkcjonowania przedsiębiorstwa gospodarczego.

Oczywiście sam Berlusconi inaczej przedstawia motywy swego zaangażowania politycznego. Utrzymuje mianowicie, iż zdecydował się wejść do polityki, by przeciwdziałać przejęciu władzy we Włoszech przez obóz postkomunistyczny oraz bronić wolnego rynku w gospodarce, a także wartości liberalno-demokratycznych. Pod koniec stycznia 1994 r. Berlusconi ogłosił powstanie nowej partii, która zyskała nazwę Forza Italia (Naprzód Włochy). Ta niebanalna nazwa wywodziła się ze stadionów piłkarskich, a okrzykiem „forza Italia!” włoscy kibice dopingują narodową jedenastkę. Emanuela Poli, włoska politolog i autorka książki o „Forza Italia”, trafnie zauważyła, że był to „ruch polityczny zupełnie nowy i całkowicie obcy tradycyjnemu systemowi włoskich partii”.

Wejście Berlusconiego do polityki wywołało lawinę komentarzy - na ogół negatywnych - w całym świecie. Pisano, że gdy miliarder aspiruje do władzy, powstaje sytuacja nadzwyczaj groźna dla systemu demokratycznego. Stawiano tezę, iż we Włoszech demokracja ustępuje miejsca „videokracji” czy „telekracji”.

Sami rodacy Berlusconiego w większości nie podzielali tego rodzaju niepokojów, przyjmując jego inicjatywę z dużą sympatią. Zdołał się zaprezentować jako człowiek, który będąc przywódcą politycznym zapewni krajowi sukces, jaki był jego udziałem jako przedsiębiorcy. Zapowiedział po prostu nowy włoski cud gospodarczy. Wielu uznało, że miliarder w polityce to zjawisko wręcz bardzo korzystne, bo człowiek taki „nie będzie musiał kraść”. Przekonujące zaprezentowanie się w roli zbawcy ojczyzny stanowiło nie lada sztukę, ponieważ twórca Forza Italia obarczony był - delikatnie mówiąc - przeszłością zawierającą wiele skaz, o czym powszechnie wiedziano. Ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że w połowie lat 70. miał on związki z tajną lożą masońską P 2 (Propaganda Due), która siecią swych sekretnych powiązań oplatała państwo, dążąc - zdaniem wielu -do przechwycenia władzy drogą zamachu stanu. Wątpliwości budziła też wiarygodność Berlusconiego jako zaprzysięgłego wroga lewicy, bo przez lata związany był z socjalistami. Służby skarbowe żadną miarą nie mogły dojść, z jakiego źródła pochodzi 100 mld lirów zainwestowanych przez niego w latach 1978-1985; wiele wskazywało na to, że to mafia poprzez Fininvest pierze „brudne pieniądze”.

Niezwykle intensywna kampania prowadzona przez telewizje Berlusconiego przyniosła znakomite rezultaty i jego przeszłość nie miała żadnego znaczenia. Liczyło się to, że il Cavaliere (Rycerz - takie określenie przylgnęło do Berlusconiego, po tym jak swego czasu otrzymał honorowy tytuł „Rycerza Pracy”, który prezydent republiki przyznaje zasłużonym przedsiębiorcom i pracownikom), to człowiek, który coś potrafi zrobić i do czegoś doszedł, zaś jego polityczni oponenci uznani zostali za zbiorowisko frustratów i zawistników. W wyborach w marcu 1994 r. na ugrupowanie Berlusconiego zagłosowało najwięcej wyborców, bo aż 21%, a on sam został premierem. Francuski politolog i zarazem baczny obserwator włoskiej polityki Maurice Duverger obrazowo komentował, że za pomocą telewizji Berlusconi tak samo łatwo opanował włoskich wyborców, jak czołgi generała Guderiana sforsowały linię Maginota w trakcie kampanii francuskiej 1940 roku. Okazało się, iż tak naprawdę władzę ma ten, kto dysponuje telewizją i potrafi ją odpowiednio wykorzystać. Słynny pisarz Umberto Eco pisał, iż „Berlusconi był pierwszym, który zrozumiał, że tradycyjne wartości upadły i postanowił je zastąpić mass mediami”.

Sojusznicy i wrogowie, czyli włoski labirynt polityczny

Do swego gabinetu Berlusconi zaprosił neofaszystów z Włoskiego Ruchu Społecznego (MSI) oraz separatystów z Ligi Północnej (LN), snujących marzenia o niepodległej Padanii, obejmującej północne regiony Italii. Zwłaszcza obecność we włoskim rządzie neofaszystów, głoszących oficjalnie, iż „Mussolini był największym mężem stanu XX wieku”, przeraziła niemal całą Europę. Trzeba Berlusconiemu jednak oddać to, że wpłynął na ucywilizowanie się trudnego sojusznika. Bardzo wspierał lidera MSI Gianfranco Finiego w jego działaniach zmierzających do przezwyciężenia dziedzictwa faszystowskiego, co zaowocowało ostatecznie przekształceniem się tej partii w styczniu 1995 r. w Sojusz Narodowy (AN). Nie była to tylko mechaniczna zmiana szyldu, ale autentyczne przejście od faszystowskiej nostalgii do nowoczesnej, europejskiej prawicy. Od tego czasu Fini i jego AN są najbliższymi i najbardziej lojalnymi sojusznikami Berlusconiego.

Pod koniec listopada 1994 r., gdy Berlusconi jako szef rządu gościł wielką międzynarodową konferencję poświęconą walce ze zorganizowaną przestępczością, karabinierzy dostarczyli mu dokument powiadamiający, że prokuratura wszczęła przeciwko niemu śledztwo z oskarżenia o korupcję. Ten sposób działania prokuratury lider Forza Italia uznał za bezprzykładny skandal, postawił tezę, iż włoski wymiar sprawiedliwości to „czerwone togi”, jeden z instrumentów komunistycznego spisku, za pośrednictwem którego niszczy się politycznych przeciwników. Pogląd ten głosi zresztą z niebywałą konsekwencją do dzisiaj. W rezultacie akcji prokuratorskiej pozycja il Cavaliere uległa załamaniu. Po kilku tygodniach musiał podać się do dymisji, bo kapryśny i nieobliczalny przywódca Ligi Północnej Umberto Bossi cofnął mu poparcie. Pierwsze premierostwo il Cavaliere okazało się krótkim, bo trwającym niespełna siedem miesięcy epizodem. Po upadku swojego rządu Berlusconi domagał się przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Nie doszło do nich, gdyż lewica pozyskała do współpracy grupę dotychczasowych stronników il Cavaliere, którym przewodził minister skarbu Lamberto Dini. To on stanął na czele następnego gabinetu, który formalnie był tzw. rządem technicznym, bez udziału polityków, ale tak naprawdę przy
życiu utrzymywało go poparcie lewicy.

Do ostrego starcia politycznego doszło podczas wyborów parlamentarnych w 1996 r. Centrolewicowa koalicja Drzewo Oliwne przeciwstawiła Berlusconiemu jako kandydata na premiera spokojnego i kompetentnego Romano Prodiego, polityka i zarazem profesora ekonomii identyfikującego się z katolicką tradycją polityczną. Posunięcie to okazało się trafne, mimo iż Forza Italia wypadła dobrze i ponownie uzyskała ponad 20% głosów, Berlusconiemu zabrakło mandatów parlamentarnych i musiał znów usiąść w ławach opozycji. Liczni obserwatorzy uważali wówczas, że będzie to koniec jego partii. Mówiono, że Berlusconi zrezygnuje z „zabawy w politykę”, bo nie przynosi mu ona zakładanych sukcesów. Ten scenariusz jednak się nie zrealizował.

Berlusconi w zaskakująco dobrej kondycji politycznej przetrwał długi, bo trwający łącznie ponad sześć lat, okres przebywania w opozycji. Pomogły mu w tym niewątpliwie trwale obecne w obozie lewicy zjawiska: wewnętrzne walki, nielojalność, parlamentarne intrygi i przetasowania, co Włosi obserwowali z rosnącym rozdrażnieniem, widząc w tym przejawy partiokratycznej degeneracji w dawnym stylu. Dominujący w L 'Ulivo postkomuniści z partii Lewicowych Demokratów doprowadzili do usunięcia Prodiego z fotela szefa rządu; zmienił go ich przywódca Massimo D'Alema. Okazał się nieskutecznym i działającym wtrybie nadmiernej partyjności premierem. W rezultacie musiał pożegnać się z funkcją, a na czele rządu stanął socjalista Giuliano Amato. Na tym tle Berlusconiego coraz częściej zaczęto postrzegać jako tego, który w odróżnieniu od innych nie chciał tylko sobie porządzić, ale miał pewien pomysł polityczny i chciał coś zrobić dla kraju, lecz mu na to nie pozwolono. Il Cavaliere zachorował na nowotwór, lecz bardzo szybko uporał się z chorobą i wrócił do zdrowia. Włosi przypomnieli sobie, że nie na darmo uważają się za spadkobierców w linii prostej starożytnych Rzymian i odświeżyli tradycję cezaryjską. Pojawiła się mianowicie legenda „boskiego Silvio”, który ze wszystkim daje sobie radę i przezwycięża wszelkie problemy, jakie pojawiają się na jego drodze. Do rezydencji Berlusconie-go w Arcore pod Mediolanem zaczęły pielgrzymować pary narzeczonych, by uzyskać „błogosławieństwo” na nową drogę życia, a także rodzice z chorymi dziećmi, mający nadzieję na ich „cudowne uzdrowienie”. W tej sytuacji nikogo już nie interesowały wieczne zmagania prokuratury z il Cavaliere. W jednym z procesów skazano go na 28 miesięcy więzienia za nielegalne finansowanie w przeszłości partii socjalistycznej,
lecz sądy wyższych instancji uznały, iż przestępstwo uległo przedawnieniu.

Triumfalny powrót

Obóz polityczny Berlusconiego, tym razem występujący pod nazwą Dom Wolności, był faworytem wyborów parlamentarnych, które miały odbyć się w maju 2001 r., kiedy to upływała pięcioletnia kadencja parlamentu. Sondaże niezmiennie dawały mu komfortową przewagę nad politycznymi rywalami. Il Cavaliere narzucił kampanii wyborczej swój styl. Co prawda, nie mógł już korzystać z własnych kanałów telewizyjnych, gdyż uchwalona przez centrolewicę ustawa nakazywała stosować zasadę parytetu w telewizyjnych reklamach politycznych, ale znalazł inne sposoby. Do 12 mln włoskich gospodarstw domowych trafiła bogato ilustrowana książka pt. „Una storia italiana” (Jedna włoska historia), która przedstawiała drogę życiową i dokonania lidera Forza Italia. Jej autorzy pisali, że „Te strony pozwolą Państwu poznać z bliska osobę, która we wszystkim, co robiła, potrafiła znaleźć nowe możliwości oraz miała odwagę i potencjał, by je zrealizować”. Cały kraj oblepiono wielkimi billboardami, z których spoglądał uśmiechnięty Berlusconi, reklamujący świetnie obmyślone slogany. Strzałem w dziesiątkę okazała się niezwykle sugestywna i skuteczna kampania „trzech i”: Impresa, Inglese, Internet (czyli „przedsiębiorczość, angielski, internet”). Berlusconi obiecał mianowicie Włochom stworzenie warunków do rozwoju przedsiębiorczości, upowszechnienie nauki języka angielskiego oraz ułatwienie dostępu do internetu. To bardzo spodobało się zwłaszcza ludziom młodym. Poza tym zapowiedział obniżkę podatków, podwyżkę minimalnej pensji i półtora miliona nowych miejsc pracy. W telewizji na oczach milionów widzów podpisał „kontrakt z Włochami”, zapowiadając wycofanie się z życia politycznego i nie stanięcie do przyszłych wyborów w przypadku niedotrzymania tych zobowiązań. Włoska kampania wyborcza zaczęła wyraźnie upodabniać się do amerykańskich kampanii prezydenckich. „Centrolewica - pisał Massimo Gramellini -wyśmiewała Berlusconiego przez miesiące, żeby potem naśladować go we wszystkim”. Kandydat centrolewicy na premiera Francesco Rutelli również zaczął prowadzić kampanię alla americana, ale był tylko nieudolną kopią swego adwersarza. Berlusconiemu nie przeszkodziły też tradycyjne już ataki prasy międzynarodowej, które tym razem zainicjował szacowny „The Economist”, pisząc, iż „pan Berlusconi nie powinien stanąć na czele rządu żadnego kraju, a co dopiero jednej z najbogatszych demokracji świata”.

Zgodnie z przewidywaniami wybory zakończyły się zwycięstwem Domu Wolności, który zapewnił sobie stabilną większość w parlamencie. U boku il Cavaliere cały czas wiernie stał Sojusz Narodowy Finiego. Berlusconi przygarnął po raz drugi Ligę Północną, która po okresie politycznych ekstrawagancji - największą było proklamowanie w 1996 r. niepodległości Padanii - uległa mar-
ginalizacji, a potem nieco się uspokoiła, bo w przeciwnym razie groziła jej śmierć polityczna. Berlusconi stanął zatem na czele 59. rządu w historii republikańskich Włoch. Gianfranco Fini został wicepremierem, zaś Umberto Bossi otrzymał tekę ministra bez teki i pracuje nad koncepcją przebudowy Włoch w państwo federalne. Wszystko wskazuje na to, iż tym razem - pomimo ciągłych kłopotów z prokuraturą, która przymierza się do stawiania mu kolejnych zarzutów karnych - jego premierostwo nie będzie epizodem, lecz co najmniej kilkuletnim doświadczeniem politycznym. Berlusconi - to trzeba mu sprawiedliwie oddać - stara się realizować dość spójny program gospodarczy, prowadzi też kompetentną i wyważoną politykę zagraniczną. Sprzyjają mu ponadto sukcesy pozapolityczne. Niedawno jego klub AC Milan w znakomitym stylu wygrał Ligę Mistrzów, przełamując kilkuletnią słabszą passę włoskich drużyn. Zakochani bez pamięci w futbolu Włosi wiedzą, że ten sukces jest również, a może przede wszystkim, osobistą zasługą Berlusconiego, jego pasji i gotowości do finansowych poświęceń, i potrafią to docenić.

Pierwszorzędny spektakl

Il Cavaliere marzy o Kwirynale, gdzie znajduje się siedziba prezydenta republiki. Pragnie przeprowadzenia zasadniczej reformy konstytucyjnej i wprowadzenia systemu półprezydenckiego typu francuskiego. Pochodzący z wyborów powszechnych prezydent stałby się centralną instytucją decyzyjną państwa, a wówczas mniej do powiedzenia miałyby - przesiąknięty partyjnością parlament i uzależniony od niego rząd. Dopiero wtedy tak naprawdę we Włoszech pojawiłaby się od dawna oczekiwana „druga republika”, bo póki co wciąż - mimo przełomu politycznego 1994 r. i upadku starych partii politycznych - mamy tam do czynienia z „pierwszą republiką”, choć rzecz jasna nieco zmodyfikowaną. Przejście do historii jako twórca „drugiej republiki” i zarazem pierwszy włoski prezydent wyłoniony w wyborach powszechnych, to jest ostateczne i wielkie wyzwanie stojące przed Berlusconim, któremu będzie starał się on koniecznie sprostać.

Gdzie tkwią źródła popularności Berlusconiego? Oczywiście nie jest on żadnym ideałem, ma wady i obciążają go rozmaite „ciemne sprawy”. Ale każdy z jego politycznych rywali również jest bardzo odległy od doskonałości. O ile Berlusconi w swym życiu niewątpliwie się natrudził i ciężko pracował, jego przeciwnicy na liście swych dokonań mają wyłącznie mniej lub bardziej udane (najczęściej nieudane) posunięcia polityczne. On coś robił i zrobił, oni tylko mówili i mówią. A poza wszystkim - jak zauważył amerykański badacz włoskiej polityki Joseph LaPalombara - Włosi postrzegają życie jako spettacolo (spektakl, przedstawienie). W tych kategoriach widzi się również politykę, a na tej arenie il Cavaliere zapewnia spettacolo lepiej i na wyższym poziomie niż ktokolwiek inny.

MAREK BANKOWICZ - doktor habilitowany, profesor politologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor książek: „Kulisy totalitaryzmu” (1995), „Systemy władzy państwowej Czechosłowacji i Czech” (1998), „Fenomen demokracji” (1999). Ostatnio wydał „Zlikwidowane państwo”, książkę poświęconą Czechosłowacji.
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Włochy