Duch Berlusconiego krąży po Europie

Życie pełną gębą i drobne świństewka: oto, w jaki sposób magnat włoskiej polityki i mediów zbudował nieodgadnioną dla naukowych narzędzi więź z co najmniej połową narodu.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Pożegnanie z Silvio. Arcore, Włochy, 12 czerwca 2023 r.  / STEFANO GUIDI / GETTY IMAGES
Pożegnanie z Silvio. Arcore, Włochy, 12 czerwca 2023 r. / STEFANO GUIDI / GETTY IMAGES

Kiedy ktoś jest człowiekiem intere- su, stara się robić interesy. Ma klientów i konkurentów. Patrzy na liczby, a nie na kryteria. Nie może ufać innym i wie, że inni nie bardzo mu ufają. Kiedy ktoś jest człowiekiem polityki, stara się wygrywać. Jedni go wynoszą pod niebiosa, inni potępiają. Człowiek polityki zawsze jest stronniczy. Ale w tej chwili pożegnania możemy powiedzieć o Silvio Berlusconim, że był po prostu człowiekiem: pragnął życia, miłości, radości” – głosił arcybiskup Mediolanu Mario Delpini w kazaniu na pogrzebie w swojej katedrze, 14 czerwca, dwa dni po śmierci byłego premiera.

Interesy i orgie

Ci, którzy Berlusconiego mieli w pogardzie, z gorzką satysfakcją słuchali, jak wielki dostojnik Kościoła omija rafy, chcąc po chrześcijańsku podsumować życie notorycznego łotra i grzesznika, postaci, która w wymiarze publicznym spektakularnie i z uporem zaprzeczała w każdy możliwy sposób wzorcom odpowiedzialnego władcy i ojca rodziny. Berlusconi, jak powiadał kiedyś komik Roberto Benigni, nie miał jako premier, a zarazem magnat medialny i posiadacz banków, żadnych konfliktów interesów: miał wyłącznie interesy. Mało tego, że zaczął swoją karierę polityczną, by zapewnić dobre warunki rozwoju dla swoich biznesów, ale też na sam koniec, w 2011 r., gdy Włochom z powodu tzw. kryzysu zadłużeniowego strefy euro groziła niewypłacalność, ustąpił definitywnie nie pod naciskiem Angeli Merkel czy Komisji Europejskiej, jak głosiła później legenda, tylko gdy własne dzieci uświadomiły mu, że na ewentualnym krachu finansowym kraju najbardziej straci rodzinny holding.

Równie liczni zwolennicy, którzy czterokrotnie, od 1994 do 2008 r. zapewniali mu premierostwo (najdłuższe w sumie w całej powojennej historii Włoch), mogli, słuchając arcybiskupa, po raz kolejny utwierdzić się w tym, że każdy człowiek „raduje się i lubi świętować, cieszy się z dobrych chwil, z oklasków, jest zadowolony z siebie i dziwi się, kiedy inni nie są zadowoleni”. I mniejsza z tym, że te dobre chwile to orgie z kobietami. Albo wynajętymi przez ludzi, chcących się wkupić w jego łaski, albo gotowymi za obietnice kariery w telewizji czy w parlamencie iść do łóżka – choćby tego podarowanego mu przez „wielkiego przyjaciela” Władimira Putina (Berlusconi wtedy odwdzięczył się wysłaną do Moskwy narzutą z nadrukowanym ich wspólnym zdjęciem). Czasem zresztą z podlotkami na granicy pełnoletności.

A któż by nie chciał na stare lata mieć takiego powodzenia u kobiet, choćby cichaczem – zakładał Berlusconi, który nie wypierał się swoich „bunga bunga”, a jedynie tego, że jego „zdobycze” zostały opłacone gotówką. Życie pełną gębą i drobne świństewka: to wystarczy, żeby mieć za sobą co najmniej połowę elektoratu, niekoniecznie tylko męskiego. Bo to na zadowoleniu z siebie, na konsumpcyjnej fecie, na prostym, bezrefleksyjnym epikureizmie baby boomera przejadającego późne owoce cudu gospodarczego powojennych dekad, przełożonym na język telewizji, Berlusconi zbudował nieodgadnioną dla naukowych narzędzi opisu polityki XX wieku więź z co najmniej połową narodu. Więź trudną do zrozumienia, bo bardziej instynktowną niż wykalkulowaną na podstawie badań i koncepcji spin doktorów. Zresztą już wcześniej, tworząc w latach 80. i 90. swoje imperium telewizyjne (w pewnym momencie kontrolował praktycznie wszystkie liczące się stacje o zasięgu ponadregionalnym) i budując nowy model właściciela klubu sportowego (AC Milan), Berlusconi korzystał z własnego genialnego wyczucia, jakiego rodzaju opium ma ochotę zapalić lud. W tym sensie jego sukces jako przedsiębiorcy medialnego można uznać za samorodny, umiał wykorzystać stwarzane mu okazje i otwierane przez życzliwych ministrów drogi na skróty, ale te okazje i skróty powstawały dzięki ścisłym związkom z establishmentem politycznym Włoch lat 80., z tą strukturą władzy, która na początku następnej dekady zawaliła się w tzw. rewolucji czystych rąk.

Oblicza polaryzacji

Berlusconi – wówczas tylko ambitny biznesmen i zausznik polityków – miał faktycznie czyste ręce, w tym sensie, że łapówki jeśli już, to raczej wręczał, niż brał. Próżnię powstałą po dawnych protektorach wypełnił w 1994 r. zupełnie nowym pomysłem politycznym. Jego ruch – Forza Italia – nawet w nazwie przypominał raczej wielki ogólnonarodowy klub kibica niż tradycyjną partię środka. Owszem, posługiwał się przekazem umiarkowanie liberalnym, ale czysto instrumentalnie, nic właściwie w sensie „liberalizacji” przez swoje urzędowanie aż do 2011 r. nie zdziałał. Najtrwalsza zmiana, jaką jego rządy skutecznie i wbrew stereotypom anarchicznego Włocha wprowadziły, to bynajmniej nie liberalny zakaz palenia w barach i restauracjach.


POLITYCY Z BOISKA

 

WOJCIECH JAGIELSKI: Słynny AC Milan: trudno znaleźć drugą piłkarską drużynę, która wydałaby tylu polityków.


Ale za to był inny trwały skutek tej nowej formuły kibicowskiej, dziś oczywisty w wielu krajach, ale wtedy we Włoszech wdrożony po raz pierwszy (podobnie jak wcześniej pionierski mariaż polityki z telewizyjnym spektaklem): polaryzacja, podporządkowanie wszelkich spraw publicznych jednemu podziałowi, gdzie za czy przeciw Berlusconiemu można było być niezależnie od pozycji na tradycyjnej skali lewica–prawica. Jedno z wcieleń, które Forza Italia po rozszerzeniu o kolejne partie przybrała na początku XXI w., miało nawet wprost polaryzacyjną nazwę: Biegun Wolności (w domyśle, po drugiej stronie jest kraina zniewolenia, czyli – Berlusconi miał na to jedno słowo – komuniści, nawet jeśli np. jeden z jego arcyrywali Romano Prodi był pobożnym katolikiem).

I ta polaryzacja pozostała, choć szyldy i twarze się zmieniały. Starość, choroby, upływ czasu zrobiły swoje i przez ostatnie 10 lat Berlusconi oraz firmowany przezeń (i właściwie posiadany, bo rodzina systematycznie płaci partyjne długi) ruch był coraz bardziej gasnącą gwiazdą po stronie „wolnościowej”. Niosła go raczej siła bezwładu i dostawał coraz mniej głosów. Nawet gdy w 2019 r. przed wyborami do europarlamentu w unijnych kancelariach zdecydowano się za wszelką cenę wspomóc tego wcześniej wyśmiewanego ­pariasa, byle tylko znalazła się jakaś ­przeciwwaga dla skrajnych populistów nowego chowu, to Forza Italia zdobyła już tylko jednocyfrowy wynik.

Bracia i siostra

Na pogrzeb w Mediolanie nie przyszły wcale tłumy. Więcej było wdzięcznych kibiców Milanu (gromko śpiewali „Ole, ole, ole, kto nie skacze, ten komunista”) niż działaczy jego partii i klientów wiszących niegdyś u klamki. Tak jak poczciwą telewizję śniadaniową wypierają media społecznościowe, tak miejsce Forza Italia na czele włoskiej polityki od dekady już zajmują nowe podmioty, umiejące się posługiwać Facebookiem i TikTokiem – co zupełnie XX-wieczny Berlusconi też próbował „ogarniać”, ale z żałosnymi skutkami. Najpierw Liga Mattea Salviniego, potem Bracia Włosi obecnej premier Giorgii Meloni (jej partia dziedziczy spuściznę postfaszystów, których sam Berlusconi w 1994 r. przyjął do swojego pierwszego rządu, łamiąc dotychczasowe tabu, ale jest zarazem pokoleniowo najmłodsza i niewątpliwie jutro należy do niej).

Paradoksalnie dla męskiego szowinisty sypiącego seksistowskimi żartami i dla kogoś, kto praktykował uprzedmiotowienie kobiet w swoich telewizjach i klubach poselskich, ostatni polityczny sztych Berlusconiego, ostatnia zagrywka wysoko powyżej trzymanych kart (jego partia w ostatnich wyborach dostała ledwie 8 proc.) to było zeszłoroczne przesilenie i przyspieszone wybory, gdy było jasne, że wygra je właśnie Meloni i zostanie pierwszą kobietą na stanowisku premiera. Zapewne Berlusconi liczył, że z tylnego fotela będzie w stanie rozgrywać tę „dziewczynkę”, jednak przez ten niecały rok osadziła go twardo w nieznanej mu dotąd roli junior partnera w spółce. Mógł co najwyżej utrudniać, komplikować, stawiać ją w niezręcznej sytuacji, spowalniać. Jak wtedy, gdy ­– świadom, że ona z trudem buduje swoją atlantycką wiarygodność – wypowiadał się o wojnie w Ukrainie językiem kremlowskiej propagandy i chwalił się, że Putin przysłał mu na urodziny skrzynkę wódki.

Teraz Meloni ma już całkiem rozwiązane ręce, co nie znaczy, że spora część prorosyjsko nastawionego elektoratu zniknęła wraz ze śmiercią tego przyjaciela Putina – przy czym przyjaźń tę mierzyć należało nie tylko łóżkami, wódką i fajerwerkami na wspólnych imprezach, ale np. udziałami rosyjskich spółek we włoskim rynku węglowodorów. Jedną z decyzji, jaką będzie musiała wkrótce podjąć, to czy wraz z rychłym połknięciem resztówek po Forza Italia (w unijnej polityce należy do Europejskiej Partii Ludowej) da się namówić, by w jakiejś zmienionej formule przeprowadzić swoich Braci Włochów do tej właśnie rodziny, czyli dołączyć do największych graczy w Brukseli i Strasburgu. Taka zmiana barw klubowych musiałaby jednak oznaczać, że Meloni nie tylko pogrzebie fantastyczne projekty budowy „nowej prawicy” z Orbánem, Salvinim czy Kaczyńskim. Ale też że opuści PiS, z którym obecnie zasiada w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Komentatorzy włoskiej polityki mówią, że z tą kwestią zaczeka na wynik jesiennych wyborów w Polsce. Dwubiegunowych, teatralnych, rozgrywanych między studiem telewizji a lajfem na Facebooku. W Mediolanie pogrzebano tylko ciało Berlusconiego, jego duch krąży po Europie w najlepsze. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2023