Pieniądz stabilny jak prawo

06.07.2003

Czyta się kilka minut

Każdy obywatel ma prawo do korzystania ze stabilnej waluty, tak samo jak ma prawo do stabilnego ustawodawstwa - mówi w BUSINESSMAN MAGAZINE (6) Jacek Rostowski, profesor ekonomii na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie i członek Rady Instytutu CASE.

Banki centralne - uchodzące za gwarant stabilności pieniądza - są dziś tak niezależne, jak nigdy w historii. Skąd ta zmiana? Do początku lat 90. w wielu krajach banki te podlegały rządom. Pojawiał się stały cykl: na dwa lata przed wyborami zabiegające o ponowną elekcję rządy luzowały politykę monetarną. W efekcie rosła aktywność gospodarcza i spadało bezrobocie. Rządy rzeczywiście miały więc sporą szansę na sukces w wyborach. Bo choć równocześnie pojawiała się groźba inflacji, to ten skutek pojawia się z natury nieco później.

W sumie jednak inflacja z czasem stopniowo wzrastała - wszak wyprowadzanie gospodarki na prostą trwa dłużej niż jej psucie. Cykliczność taka była mniej niebezpieczna w państwach ze strukturą federalną, gdzie wybory odbywają się częściej - choćby w USA prezydent jest wybierany co cztery lata,

Kongres co dwa, a Senat co sześć i to nie cały, bo 1/3 Senatu zmienia się co dwa lata. To są zbyt krótkie cykle polityczne, by naciski na bank miały sens. Stąd jego niezależność. W przypadku krajów politycznie jednolitych zagrożenie jest już jednak większe.

Jest i teoria niestandardowa wzrostu roli banków centralnych. Wedle niej cel inflacyjny określa wprawdzie demokratycznie wybrany rząd, ale decyzję, jak ten cel osiągnąć, podejmuje już niezawiśle bank. A ponieważ żaden rząd nie przyzna się, że chce wysokiej inflacji, więc nie ma zagrożenia dla niezależności banku. To tradycja anglosaska.

W Unii Europejskiej stabilny pieniądz jest uważany za jedno ze wspólnych dóbr. Każdy obywatel ma prawo do korzystania ze stabilnej waluty, tak samo jak musi mieć dostęp do niezawisłego sądu. Przyjmuje się, że obywatel wchodzi w kontrakt z innym obywatelem jedynie przy założeniu, że wartość pieniądza będzie stabilna - jak prawo. Stąd też bank centralny jest niezależnym elementem struktury państwa - i to on decyduje o celu inflacyjnym.

Konstytucja III RP, przyznając Narodowemu Bankowi Polskiemu niezależność, nawiązuje do tradycji europejskiej. Decyzja ta jest też zakorzeniona w początkach polskiej demokracji: w I Rzeczypospolitej gwarantowaliśmy wolność, dzieląc władzę wykonawczą. Przykładem reguła dożywotniego mianowania Hetmanów Koronnego i Polnego czy Wielkiego Kanclerza - chodziło o zapewnienie ich niezależności od bieżącej polityki. Ponadto stworzenie po 1989 r. w Polsce niezależnego banku centralnego służyć miało zduszeniu kolosalnej inflacji: władze polityczne były zbyt słabe, by ten cel osiągnąć same.

Co równie ważne: koszty walki z inflacją zależą od tego, czy zamysł ten postrzegany jest przez obywateli jako wiarygodny plan, czy też jako mrzonki. Im bardziej jest wiarygodny, tym niższa jest jego cena społeczena. Jeśli przyjąć, przykładowo, że okres potrzebny dla dezinflacji to 10 lat, a wybory są co 5 lat, to nawet jeśli na początku wszyscy chcą spadku inflacji, nie wiadomo, czy po 5 latach - gdy pojawią się trudne do przewidzenia koszty restrykcyjnej polityki finansowej - nastroje te się utrzymają. Dlatego właśnie potrzebny jest niezależny bank, który przez całe 10 lat, bez żadnych wahnięć, będzie się koncentrował na celu inflacyjnym ustalonym demokratycznie na początku tego okresu.

Nie jest to bynajmniej sprzeczne z demokracją: chodzi tylko o to, że niektóre cele ważne dla państwa nie są do osiągnięcia w terminie kilkuletnim - i dla tych celów trzeba ustalić osobny terminarz wyborów. Na tym polega rozdział władzy wykonawczej od monetarnej, to także metoda na zażegnanie jednej ze słabości demokracji, wynikającej z nieprzystosowania okresów wyborczych do niektórych procesów zachodzących w państwie. Ten mechanizm pozwoliłby przywrócić pieniądzom należne im znaczenie. Aby było naprawdę demokratycznie, ludzie co 10 lat musieliby w referendum ustalać, za jaką inflacją opowiadają się na następną dekadę.
KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2003