Piękno do odnalezienia

Siostra Anna od Prostytutek tworzy miejsce, gdzie rodziny będą się mogły uczyć umiejętności budowania relacji.

26.09.2016

Czyta się kilka minut

Siostra Anna Bałchan, Kraków, 2007 r. / Fot. Grażyna Makara
Siostra Anna Bałchan, Kraków, 2007 r. / Fot. Grażyna Makara

Jedno się nie zmienia: wszyscy potrzebujemy miłości, potrzebujemy Boga. Człowiek został stworzony jako istota dobra i piękna. Najważniejsze jest uruchomić to piękno, dlatego będziemy uczyć tworzenia relacji, więzi, takich, które dają siłę, moc – mówi siostra Anna Bałchan ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej.

Przeciętna krajowa

Siostra Anna jako streetworkerka pomagała dziewczynom pracującym na ulicy przez osiem lat.
Potem założyła katowicki ośrodek dla ofiar przemocy – już 11 lat temu. Za swoją działalność otrzymała m.in. Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera. Do zakonu wstąpiła z dyplomem mechanika obróbki skrawaniem. Jest teologiem, terapeutą, trenerem streetworkingu, dialogu motywacyjnego, działaczką społeczną, prezesem Stowarzyszenia PoMOC dla Kobiet i Dzieci w Katowicach. Prócz tego założyła zespół muzyczny. Pomaga ofiarom przemocy domowej i handlu ludźmi, osobom uwikłanym w prostytucję. Stowarzyszenie prowadzi również wsparcie terapeutyczne dla dzieci wykorzystywanych seksualnie.

Po latach pracy z osobami potrzebującymi s. Anna, nazywana także Siostrą Anną od Prostytutek, zdecydowała, że będzie budować miejsce dla rodzin. – Każda ma jakieś swoje dramaty, każda ma swoje krzyże, nikt mnie nie wkręci, mówiąc, że wszystko było czy jest zawsze okej – mówi.
Ukuła dla takich rodzin termin: rodzina przeciętna krajowa.

– Często mówię: co wy, kochani rodzice, spieprzyliście, to jest wasza sprawa, ale nie wciągajcie w to dziecka. Ono ma prawo do dobrego obrazu swoich rodziców, do tego, co w was najpiękniejsze – dodaje.

To od dzieci, które spotykała na ulicy, często słyszała, jak bardzo przeżywają rodzinne problemy. – Dziecko myśli, że to ono jest przeszkodą w szczęściu swoich rodziców, jest jakieś felerne. Wiele dzieciaków mnie pytało: „proszę siostry, co ze mną jest nie tak?”, a ja im: „z tobą wszystko jest tak”. Tak czasem już jest, że rodzice często przekazują tylko życie albo aż życie. Jednak niezależnie od wszystkiego jesteśmy częścią mamy i taty, czyli całego pokolenia, które przetrwało, a to znaczy, że ta siła gdzieś w tym wszystkim jest – mówi.

W zaprojektowanym przez Stowarzyszenie PoMOC obiekcie, w którym zostanie otwarte Centrum św. Józefa, powstaną żłobek i przedszkole. W każdym będzie po 20 miejsc dla dzieci.

– Każde dziecko to surprise, niespodzianka. Tymczasem nigdzie nie uczą ojców ani przyszłych matek o etapach rozwojowych, budowaniu więzi, relacji, co jest dla dziecka szkodliwe, niszczące, a co rozwijające. Dziecko ma coś od mamy, ma coś od taty i coś swojego, indywidualnego. Ono nie musi skończyć Cambridge, po prostu ważne jest, żeby było człowiekiem dobrym i szczęśliwym, z poczuciem, że jest kochane. Jeżeli to dostanie, to czuje się bezpiecznie, jest w stanie się rozwijać – mówi zakonnica.

Dodaje, że chce do projektu podejść w sposób rzetelny, z ewangelicznym spojrzeniem i konkretną wiedzą naukową. Przewiduje m.in. specjalne zajęcia dla ojców, żeby „umieli cieszyć się dzieckiem”. – Miałam tysiące rozmów z podpitymi ojcami na ulicy. Płakali i mówili, że mają to poczucie, iż coś zniszczyli, niestety w ślad za tym nie poszła żadna zmiana, dalej czuli się przegrani – dodaje.

Żyć inaczej

Wieloletnia praca w katowickim ośrodku PoMOC dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej pokazała, że niektóre kobiety mocno doświadczone przez los odkrywają w końcu, że można żyć inaczej.
– Nie zmienimy 35 lat czyjegoś życia. Uczymy ich zwykłych rzeczy, mycia się, wstawania na czas, wspólnych obiadów, świętowania uroczystości, cieszenia się. To nic wielkiego, ale kobiety, które do nas trafiają, często tego nie mają – dodaje s. Anna.

Sens życia próbowało dotąd odnaleźć w ośrodku ponad 300 pokiereszowanych psychicznie i fizycznie kobiet oraz ich dzieci. Niektóre musiały zostawić dorobek całego życia. Przyszły z jedną reklamówką, a pytane o to, co było dla nich najgorsze, powtarzały: zimno, głód, strach.

Historią swojego życia podzieliła się opiekunka osób starszych. W kraju pozbyła się wszystkiego, co miała. Liczyła, że praca za granicą odmieni jej los. Na miejscu okazało się, że będzie opiekować się aż 15 osobami. Nie mogła za dnia opuszczać budynku ani podchodzić do okna. Na spacery wybierała się tylko po zmroku. Kiedy próbowała uciec, do jej pokoju podrzucono biżuterię. Zaczęła się nagonka.
Inna pojechała sprzątać, też za granicą. Po dwóch miesiącach usłyszała „podziękowania”. Próbowała protestować, wyszarpać ciężko zarobione pieniądze. – Masz umowę? – śmiali się jej w twarz.

Wylądowała na ulicy, żeby wraz z innymi bezdomnymi stać codziennie w kolejce po kanapki. W końcu udało jej się skontaktować z rodziną. Rodzina nie dała wiary, że została oszukana. „No tak, pojechałaś sobie, zostawiłaś nam dzieci, długi, a teraz ułożyłaś sobie życie i balujesz” – mówili.

Siostra Anna: – Problemy są stare jak świat Starego Testamentu. Używa się ludzi do zarabiania pieniędzy. Często sprawca był wcześniej ofiarą. Dlatego jeździmy również do ośrodków dla młodzieży, domów dziecka, by przestrzegać, informować. Te dzieciaki są najlepszym kąskiem dla handlarzy ludźmi. Nikt się za nimi nie wstawi, nie będzie szukał, kiedy skończą 18 lat. Dla sprawców to nie problem udawać przyjaciela, sprezentować smartfon, fajny ciuch. To wystarczy, żeby dzieciaki poszły w ciemno.

Tak było w przypadku dwóch dziewczyn, które spotkała na ulicy. Chciały żyć, jak pokazują w telewizji. Usłyszały, że można dostać tysiaka za noc z facetem, który będzie tylko rozmawiał. Myślały, że nikt się nie dowie. Trafiły do burdelu, nie wiedziały gdzie.

– Prostytuują się także chłopaki, którzy mają marzenia o własnej rodzinie. Kiedy zapytałam: „dlaczego?”, on mi odpowiedział: „no bo wiesz, w domu to ja jestem skończony, jestem nieudacznikiem, a tu ktoś na mnie patrzy i płaci mi tysiaka za noc” – mówi.

Crazy domek

Siostra Anna: – Trafiają do nas osoby przekonane, że są nic niewarte, wykończone, z depresjami i lękami, z myślami samobójczymi. Megaporanieni ludzie, którzy najpierw muszą zacząć od leczenia u lekarza psychiatry.

Warunkiem pobytu jest otwartość na współpracę, a do obowiązków należą leczenie, rozwój, praca. Trzeba pracować – zawodowo albo na rzecz domu. To jedna z zasad, która nie dotyczy tylko osób chorych. Można wyjść na spacer, iść na spotkanie z bliskimi. Jeśli ktoś nie chce się dostosować, to odchodzi, widocznie – jak tu mówią – to nie ten czas.

Intensywne towarzyszenie kobietom, które zgłosiły się do ośrodka, trwa dziewięć miesięcy. – Często trzeba i kobiety, i dzieci nauczyć regularnego jedzenia posiłków. Raz, jak zrobiliśmy rosół, dziewczynka zawołała: „o, zupa chińska”. Od razu wiadomo, czym dzieciaki były karmione – mówi s. Anna.

Ośrodek jest także miejscem, gdzie kobiety rozmawiają o emocjach, szukają w sobie talentów, uczą się zachwytu nad własnym dzieckiem, m.in. poprzez zauważanie jego postępów. – To jest takie małe laboratorium pod taką wielką lupą. Przez te dziewięć miesięcy zapraszamy kobiety i dzieci do innego świata. Jest dla nas radością, kiedy dzieciak pozbywa się lęku i pęka ze śmiechu – dodaje.

Konflikty też się zdarzają. – Nie jesteśmy eksportem z nieba, jesteśmy zwykłymi kobietami, które uczą się wspólnego życia. Konflikt nie jest zły. Kiedy się pojawia, należy go rozwiązać, wtedy też jest materiał, o którym można rozmawiać. To jest taki „crazy domek” – podkreśla.

Po dziewięciu miesiącach kobiety dostają ubrania, garnki, talerze, jest też rozmowa na pożegnanie. Siostra Anna, terapeuci i opuszczające ośrodek kobiety rozmawiają o tym, co się udało, a z czym było trudno. Kobietom dziękuje się za wysiłek oraz przemianę. Dla niektórych jest to stresujący moment. Zdarzają się awantury, które mają odwlec w czasie to, co nieuniknione. W ośrodku jednak zawsze im powtarzają, że można przyjść w odwiedziny, porozmawiać.

– Nie ma siły, żeby nie było zmiany – mówi zakonnica o kobietach, które przewinęły się przez ośrodek.

– Czasami to trwa rok albo trzy, a czasami czytamy na Facebooku: „byłam wredna, ale pamiętam te dni, kiedy byłam z wami, pamiętam... zmieniłam się”.

Odłożyć pieniądze

Obecnie w ośrodku przebywa osiem osób, w tym dwoje dzieci. Stowarzyszenie nie ukrywa, że dużo wysiłku kosztuje ich stworzenie warunków do nauki życia. Każda kobieta ma własny pokój – swój kawałek podłogi, o który musi dbać, ma dostęp do ciepłej wody, ogrzewania, jedzenia.

Siostra Anna: – Przez te 11 lat bardzo intensywnie pracowaliśmy z ofiarami handlu ludźmi, ofiarami przemocy domowej oraz kobiet przeżywających kryzysy w codziennym życiu. Zobaczyliśmy, że największym dramatem XXI wieku jest samotność i porzucenie. Nie musisz mieć majątku, ale jeżeli nie masz wiary w Boga, który prowadzi i ochrania, nie masz wiary, że jesteś na tej ziemi po coś, dla kogoś, że to, co jest niedoskonałe, trudne, można przejść i przezwyciężać – wówczas tracisz poczucie własnej wartości i sensu życia.

Beznadziejne przypadki? Owszem, zdarzają się. – Kobieta zachowuje się poprawnie w sensie etykiety, pozdrawiamy się słowami: „dzień dobry”, mówimy sobie „proszę”, „dziękuję”, pojawia się nawet uśmiech w momencie, kiedy wypada się uśmiechnąć, ale nie widać emocji, nie ma współodczuwania, czujemy, że mówimy jakby do ściany – dodaje zakonnica.

Pobyt w ośrodku nic nie kosztuje. Przez te dziewięć miesięcy kobiety mogą odłożyć pieniądze. Czasami będą one potrzebne do wynajęcia mieszkania, spłacenia mandatów za jazdę komunikacją miejską na gapę, rozwiązania problemów związanych z zadłużeniami, komornikami. – Sam kredyt może doprowadzić do ruiny. Bardzo dużo jest takich lichwiarskich band, które wykorzystują sytuację kryzysową. Wtedy najłatwiej ludźmi manipulować. Kobiety często pakują się w problemy, bo facet tak chciał. Odwieczne pragnienie miłości – wskazuje s. Anna.

Żebractwo, obozy pracy, praca niewolnicza – lista katastrof życiowych jest długa.

Co najmniej 4 mln zł

W Centrum św. Józefa wsparcie będą mogły znaleźć kobiety w każdym wieku. – Pracujemy z paniami w kryzysie. I często takim kryzysem jest brak pracy. Dlatego chcemy, żeby centrum było też miejscem rozwoju osobistego – dodaje zakonnica.

Oprócz żłobka, przedszkola, sal warsztatowych planują także uruchomić profesjonalną kuchnię z nowymi miejscami pracy i miejscami do rozwoju zawodowego. Marzeniem s. Anny jest, aby panie woziły po Katowicach jedzenie do osób starszych, które nie mają siły biegać po marketach. Obiady mają być w przystępnej cenie. O jakość posiłków i diet będą dbać lekarz i menadżer medyczny. – Możesz podać chleb i podać chleb. Są nieraz kobiety, które nie mają grupy inwalidzkiej, a nie są w stanie nosić ciężkich wiader do sprzątania, za to taka pani z przyjemnością zaniesie posiłek.

Niesienie obiadu to może być misja – dodaje.

Działka pod budowę Centrum św. Józefa już jest. Dotacji z programu Lemur na budowę energooszczędnego obiektu nie dostali, ale udało się zebrać milion złotych w ramach akcji „Budujemy coś dobrego”. Ludzie wpłacali po 10-20 zł, dołożyły się też różne organizacje, Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej czy fundacja Renovabis. Do budowy potrzeba co najmniej 4 mln zł. Zebrany milion wystarczy na budowę fundamentów, może postawienie murów w stanie surowym. Idealnie byłoby jeszcze – jak dodaje s. Anna – centrum zadaszyć (więcej informacji o budowie na stronie www.budujemycosdobrego.pl).

Siostra Anna: – Biznesu na tym nie zrobimy. Będzie dobrze, jeśli wyjdziemy na czysto. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2016