Piękni, dwudziestoletni

KRZYSZTOF A. TOCHMAN, historyk: Każdy "cichociemny", który po 1945 r. pozostał w Polsce, był narażony na represje władz komunistycznych. Byli inwigilowani, szantażowani, więzieni. Dwunastu zamordowano, w większości w sfingowanych procesach. Ponad trzydziestu trafiło do sowieckich łagrów.

23.03.2011

Czyta się kilka minut

Patrycja Bukalska: "Cichociemni" byli wielkim polskim osiągnięciem w czasie II wojny światowej. Ale droga nie była łatwa: dużo czasu upłynęło, zanim kapitanowie Maciej Kalenkiewicz i Jan Górski przekonali zwierzchników i potem Brytyjczyków do tego pomysłu. Dlaczego?

Krzysztof Tochman: Realizacja idei trwała długo, choć jej początki datują się jeszcze przed wojną: pierwsze grupowe skoki odbyły się w Legionowie-Wieliszewie w 1937 r. Przegrana wojna polska 1939 r. i zainstalowanie się rządu w Paryżu, a później w Londynie i konieczność utrzymywania łączności z okupowanym krajem zmuszała do działania. Kalenkiewicz i Górski już w grudniu 1939 r. wystąpili do Naczelnego Wodza z projektem ustalenia stałej łączności z krajem. Chodziło o przedostanie się pod okupację niemiecko-sowiecką drogą powietrzną, przez lądowanie alianckiego samolotu na tajnym lądowisku w Polsce lub przez skok ze spadochronem. Obaj oficerowie opracowali kilka referatów dla przybliżenia sprawy, w którą głęboko wierzyli. Jednocześnie zgłosili grupę 16 ochotników-oficerów, którzy chcieli wziąć udział w pierwszym skoku. Sami też umieścili się na liście.

Naprzeciw wyszły im polskie władze, wtedy w Paryżu, które też myślały o usprawnieniu łączności. W kraju już od końca września 1939 r. działała organizacja podziemna, Służba Zwycięstwu Polsce, przemianowana potem na Związek Walki Zbrojnej. Dyrektywy z Francji musiały do niej docierać, kraj potrzebował też specjalistów do walki bieżącej. Polskie władze wojskowe wystąpiły do aliantów o przydzielenie samolotu bombowego. Ale tymczasem, w czerwcu 1940 r., nastąpiła szybka kapitulacja Francji i sztab Naczelnego Wodza trafił na Wyspy Brytyjskie. Tam wznowiono prace nad utworzeniem nowej specjalnej formacji. W sztabie gen. Sikorskiego powstał nowy Oddział Specjalny (zwany Oddziałem VI lub Krajowym), którego szefem został pułkownik Józef Smoleński. I to on ostatecznie przeforsował całą sprawę w sztabie i przystąpił do realizacji założeń opracowanych przez Wydział Studiów i Szkolenia Spadochronowego Oddziału III Sztabu Naczelnego Wodza; w jego składzie byli ppłk Wilhelm Heinrich, kapitanowie Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz, oraz lotnicy kpt Lucjan Fijuth i ppłk Stanisław Olszewski.

Czy idea przerzucania specjalnie szkolonych żołnierzy taką drogą była nowatorska? We wspomnieniach "cichociemnych" można przeczytać, że im samym pomysł zrzucenia do kraju na spadochronie wydawał się zaskakujący.

Pomysł był niezwykły. Odległość robiła swoje. O czymś podobnym myśleli również Brytyjczycy, którzy w ramach nowo powołanej struktury - Kierownictwa Operacji Specjalnych (Special Operations Executive, SOE) - chcieli prowadzić tajne akcje dywersyjne przeciw Niemcom w krajach okupowanej Europy. Powstała więc polska sekcja SOE. A przede wszystkim trzeba było powołać ośrodki szkolenia dywersyjnego i spadochronowego. W październiku 1940 r. w brytyjskim ośrodku spadochronowym koło Manchesteru przeprowadzono pierwszy polski kurs. Trwał dwa tygodnie i ukończyło go 12 oficerów, wśród nich Kalenkiewicz.

Kim byli? Czy możemy naszkicować portret typowego "cichociemnego"?

Przede wszystkim chodziło o nabór młodych ochotników o dobrej kondycji fizycznej, inteligentnych, przedsiębiorczych i z samodyscypliną, do tego świadomych ryzyka, jakie mieli ponosić. Twardych i odważnych. Początkowo nabór odbywał się w 4. Brygadzie Kadrowej Strzelców stacjonującej w Szkocji, na bazie której powstała później słynna Samodzielna Brygada Spadochronowa pod dowództwem gen. Stanisława Sosabowskiego. Ale nabór ochotników prowadzono też w innych oddziałach, właściwie we wszystkich formacjach, zarówno na Wyspach Brytyjskich, jak i później w Afryce czy na Bliskim Wschodzie.

Stanisław Bałuk, jeden z ostatnich żyjących "cichociemnych", mówił mi, że w naborze chodziło zwłaszcza o to, aby to byli ludzie inteligentni. Sprawność fizyczna była elementem ważnym, ale dodatkowym.

Tak, zgadza się. Chodziło głównie o zgranie inteligencji z warunkami fizycznymi. Kandydaci mieli ciężkie szkolenie, także w obsłudze różnych rodzajów broni, musieli przejść szereg kursów uzupełniających i wykonać skok ze spadochronem. Nie każdy o tym wie, ale niektórzy oficerowie lotnictwa, jak np. płk Jan Biały ps. "Kadłub", ćwiczyli również na zdobycznych samolotach niemieckich.

Ile lat miał najstarszy "cichociemny"?

Najstarszym był gen. Tadeusz Kossakowski, ps. "Krystynek", w chwili skoku miał 56 lat. Najmłodszy, sierżant Kazimierz Śliwa - pseudonim "Strażak II", urodził się w roku 1925 i w chwili skoku miał 19 lat. Żyje, mieszka w kraju. Najczęściej byli to ludzie bardzo młodzi. Przeciętna wieku to było dwadzieścia kilka lat.

Jakie zadania wykonywali w konspiracji?

Zwykle zajmowali się dywersją. Pierwsi skoczkowie zostali przydzieleni do pionu tzw. walki bieżącej, to była struktura działająca pod nazwą Związek Odwetu. Wielu trafiło też do "Wachlarza": operacji wywiadowczo-dywersyjnej, prowadzonej od 1941 r. na zapleczu niemieckiego frontu wschodniego, na terenach położonych na wschód od granicy polsko-sowieckiej z 1939 r.; działalność "Wachlarza" sięgała po Mińsk i Kijów. Później przerzucano do Polski głównie specjalistów z różnych dziedzin: tzw. legalizacja (produkowanie fałszywych dokumentów) czy łączność, lotnictwo, broń pancerna oraz wywiad. Z punktu widzenia aliantów najważniejszy był właśnie wywiad.

Wielu skoczków wracało do Polski po kilku latach nieobecności. Ponowne zetknięcie z krajem było trudne? Trafiali do innego miejsca niż to, które zostawili.

Lepiej powiedzieć chyba o powodach, dla których wybrali pracę w okupowanym kraju. Oczywiście, na pierwszym miejscu była służba ojczyźnie, byli to ludzie z pokolenia wychowanego w duchu bardzo patriotycznym. Ale mieli też motywacje bardziej prozaiczne: po prostu chcieli robić coś sensownego, podczas gdy na Wyspach Brytyjskich się nudzili - do roku 1944 nie było jeszcze drugiego frontu w Europie. Niektórzy chcieli też zobaczyć pozostawione rodziny, żony, dziewczyny... Ale zasadniczym motywem był patriotyzm: chcieli czynnie walczyć z wrogiem.

Ostatnia ekipa "cichociemnych" została zrzucona w grudniu 1944 r. Jakie miała zadanie? Los Polski wydawał się już przesądzony.

Ostatni skok odbył się w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r., ekipa wylądowała w Nowosądeckiem koło Szczawy. Składała się głównie z oficerów łączności. Ich zadaniem było przygotowanie działalności podziemnej w nowych warunkach, czyli po zajęciu Polski przez armię sowiecką. Wśród nich byli podporucznicy: Przemysław Bystrzycki, Bernard Bzdawka, Stanisław Mazur, Bronisław Czepczak-Górecki, Jan Matysko i kapral Jan Parczewski, na czele z majorem Adamem Mackusem, dowódcą radiostacji dyspozycyjnej Naczelnego Wodza Nr 06.

Był to chyba bardzo trudny skok? Wcześniej skakali po zwycięstwo, a tym razem sytuacja była beznadziejna, nie bardzo było wiadomo, czego się spodziewać.

Tak, tym bardziej że początkowo skoczkowie ci w większości pozostali izolowani, bo wkrótce, w połowie stycznia, ruszyła sowiecka ofensywa. Później jednak wzięli udział w konspiracji powojennej: w organizacji "NIE" oraz w WiN-ie. Ale wszyscy do końca wierzyli w zwycięstwo i słuszne idee.

Co działo się z "cichociemnymi" po 1945 r.?

Każdy "cichociemny" był narażony na represje sowieckie i polskich władz komunistycznych. A zostało ich wtedy w kraju jeszcze ponad stu - po tym, jak kilkudziesięciu zginęło w walce pod okupacją niemiecką, a kilkudziesięciu, którzy uczestniczyli w Powstaniu Warszawskim, poszło najpierw do niewoli, a po wyzwoleniu obozów jenieckich przez armie alianckie znalazło się w Londynie. Po 1945 r. część "cichociemnych", widząc, jaka jest sytuacja, zdecydowała się samodzielnie na ucieczkę na Zachód, przekradając się do zachodnich stref okupacyjnych w Niemczech lub na południe - do Włoch i stacjonującego tam II Korpusu Polskiego. Każdy, kto potem pozostał w kraju, był narażony na prześladowania. Dwunastu "cichociemnych" zostało zamordowanych przez polskich komunistów, w większości w sfingowanych procesach. Kilkudziesięciu zostało wywiezionych do sowieckich łagrów. Jak wynika z najnowszych badań, wszyscy pozostali w kraju byli inwigilowani przez Urząd Bezpieczeństwa i Służbę Bezpieczeństwa, prawie do 1989 r. Proponowano im współpracę, szantażowano... Znamy niestety kilkadziesiąt, ponad 40 takich przypadków, gdy "cichociemny", wojenny bohater, ulegał szantażowi i szedł na współpracę z bezpieką, z różnych przyczyn. Kilku uczyniło to całkiem dobrowolnie, zgłaszając swoje usługi, pobierając wynagrodzenie. Jeden przyjechał nawet z Zachodu...

Ale niezależnie od tego, czy zostali w Polsce, czy na Zachodzie, ich powojenny los nie był łatwy. Gdyby po 1945 r. Polska nie znalazła się pod sowiecką dominacją, ale pozostała krajem wolnym, tworzyliby zapewne elitę nowej armii polskiej. Ale stało się inaczej. Tymczasem, pamiętajmy, byli to ludzie w większości bardzo młodzi, którzy edukację zakończyli siłą rzeczy na maturze. Nie mieli zawodu. Musieli się na nowo wszystkiego uczyć.

KRZYSZTOF A. TOCHMAN jest historykiem, pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN w Rzeszowie. Autor "Słownika biograficznego cichociemnych" (dotychczas wydano trzy tomy) i 2-tomowej książki "Z ziemi obcej do Polski. Losy żołnierzy PSZ na Zachodzie, którzy powrócili do kraju po II wojnie światowej". W IPN prowadzi m.in. projekt badawczy poświęcony "cichociemnym" i ich powojennym losom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011