Paweł w drodze

Od pisania woli duszpasterzowanie, ale jest naczelnym miesięcznika “W drodze". Niełatwo nawiązuje kontakty, ale nigdy się nie nudzi. Udziela się publicznie, ale jeszcze nie wyszedł z podziemia...

30.11.2003

Czyta się kilka minut

---ramka 318890|prawo|1---Trudno się zresztą dziwić, bo podziemie Pawła Kozackiego po części ukształtowało. Kiedy WRON-a kołowała nad Poznaniem, on - licealista - wysadzał w powietrze gabloty z PZPR-owskimi gazetkami, pisał na murach, rozrzucał ulotki.

Najpierw był jednak dom, inteligencki i bezpieczny, gdzie rodzice “z pewnych względów" nie pozwalali dzieciom należeć do harcerstwa. Potem, w roku futbolowych mistrzostw świata w Argentynie, Paweł zaczął się pojawiać w dominikańskim klasztorze, w którym duszpasterskie imperium budował o. Jan Góra. Przy okazji udawało się zanieść do domu biuletyny KOR-u, poczytać Miłosza i Gombrowicza. W poznańskim Zarządzie Regionu “Solidarności" “Kozak" był od wszystkiego: ulotek, plakatów, kartonów, powielacza. Na naukę nie było czasu, toteż szybko się okazało, że nadzieje na matematyczno-fizyczne sukcesy w renomowanym liceum nr VIII to tylko pobożne życzenia. Na szczęście pozostała jeszcze literatura i polonistka Bogusława Balcerzanowa (czyli Bogusława Latawiec), żona prof. Edwarda Balcerzana.

Paweł Kozacki działał “w konspirze" do chwili wstąpienia do dominikanów, czyli jesieni 1983 r., ale - jak mówi jeden z jego współbraci - do dzisiaj nie wyszedł z podziemia. W czerwcu 1984 SB zwinęła go z ulicy. Oskarżono go m.in. o próbę obalenia ustroju i na sześć tygodni zamknięto w więzieniu. Potem była amnestia. - Nie mam i nigdy nie miałem pretensji do tych, którzy mnie sypnęli. Dlaczego? Ponieważ udało mi się przejść próbę i wyszedłem z niej zwycięsko. Nic nie straciłem, a tak wiele zyskałem.

Wyszedł i złożył pierwsze zakonne śluby. Wiedział, że jest na właściwej drodze. A wstąpił na nią zaledwie rok wcześniej... Przedtem bywał w duszpasterstwie o. Góry, chodził na “siedemnastki", jeździł na rekolekcje. I tyle. Epifania dopadła go w Częstochowie - pojechał tam w czerwcu 1983 na spotkanie młodzieży z Janem Pawłem II. Tłum falował, wiwatował, a on trzymał drążek “solidarnościowego" transparentu. Był szczęśliwy: zdał maturę, kochał z wzajemnością, konspirował, zaraz miał zdawać na polonistykę. I nagle coś się stało... Zaczął sobie zadawać pytania: “Co ja tu robię? A może mam wstąpić do zakonu?". Dookoła wszystko było kolorowe i pociągające, a on myślał o czymś “szarym", co go jednak przedziwnie pociągało. A przecież nie wiedział, kto to św. Dominik, co to brewiarz i przerażała go wizja ciągłej modlitwy. - Wiem, że brzmi to hagiograficznie, ale ja nie mam innej wersji - zwierza się o. Paweł. - Po prostu, czuję się obdarowany.

Drugą połowę lat 90. spędził na studiach filozoficzno-teologicznych w Krakowie. Dużo czytał. Jak zawsze Miłosza, Gombrowicza i Herberta, ale i Władimira Bukowskiego (“I powraca wiatr") oraz Andrzeja Bobkowskiego, z którego sposobem przeżywania rzeczywistości się utożsamiał. Próbował też pisać, a za jeden z tekstów opublikowanych w “Tygodniku" niektórzy współbracia chcieli go nawet wyrzucić z zakonu. - W wypadku zginął jeden z dominikanów - opowiada. - Po jego śmierci zaczęto o nim mówić tak, jakby był świętym już za życia. Klasyczny oleodruk. To mnie wkurzyło, bo to przecież nieprawda - on zmagał się ze swoją świętością. Rozpętała się burza, a ja tylko na tym zyskałem: uświadomiłem sobie, że nie chcę, by mnie wyrzucono, czyli utwierdziłem się ostatecznie w decyzji pozostania w zakonie.

W 1989 złożył śluby wieczyste, a rok później przyjął święcenia kapłańskie. Zdążył też napisać magisterium z Herberta u prof. Jana Błońskiego.

Na pierwszą placówkę wysłano go do Szczecina. Przez trzy lata prowadził duszpasterstwo, organizując je od podstaw. Miał audycje w radio, od czasu do czasu pisał. W 1993 r. wrócił do Poznania - został szefem oficyny “W drodze". Uczył się od podstaw. Dwa lata później został redaktorem naczelnym miesięcznika “W drodze" i prowadzi go do dzisiaj. - Jestem już jednak tym zmęczony - opowiada. - Od redagowania wolę kontakt z ludźmi, bo jestem zwierzęciem duszpasterskim.

W poznańskim klasztorze prowadzi kilka grup, choć żadnej nie wymyślił - po prostu: to ludzie go znajdują. - Rzeczywistość tak mnie angażuje, że nie ma we mnie potrzeby pisania książek - zwierza się. Nie należy jednak do duszpasterskich gwiazd. - To nie typ ojca Góry - charakteryzuje Pawła Kozackiego jeden z jego współpracowników. - On przede wszystkim sprawdza się w indywidualnym kontakcie, dużo spowiada.

Niełatwo jednak nawiązuje kontakty, jest zamknięty i skryty. Niewiele i niechętnie mówi o sobie. Ale miewa szalone pomysły - np. skok na bungee. Do jego jazdy na rolkach i górskim rowerze współbracia zdążyli się już przyzwyczaić.

Gdy wybuchł skandal związany z abp. Juliuszem Paetzem, był jednym z nielicznych kapłanów, którzy wypowiadali się o tym publicznie. “Zmieniono metropolitę, ale sprawa abp. Paetza oficjalnie przez hierarchię kościelną została wyciszona" - powiedział “Gazecie Wyborczej". Po tej, oraz kolejnej wypowiedzi dla “Rzeczpospolitej" wezwano go do pałacu poznańskiego metropolity...

Dzisiaj twierdzi, że nie ma już potrzeby powracania do sprawy Paetza. - Ale jest potrzeba budowania świętości Kościoła, wcielania w życie Ewangelii, czyli również zabiegania o uczciwość, przejrzystość i nazywanie rzeczy po imieniu.

Nie jest kapłanem modernistą, choć są osoby, które tak go postrzegają. On sam twierdzi, że reprezentuje nurt katolicyzmu integralnego. - Kościół w Polsce jest w momencie przesilenia - mówi. - Nie wiem, w jakim to kierunku pójdzie. Wierzę, że w dobrym.

Dariusz Jaworski jest dziennikarzem "Gazety Wyborczej"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2003