Parafia na rynku

18.05.2003

Czyta się kilka minut

Choć dla wielu kapłanów może to być bolesne, dla coraz większej liczby wiernych własna parafia to nie ta, w której mieszkają, ale ta, w której dobrze się czują, bo odpowiada im jej styl duszpasterskiego działania - pisze w WIĘZI (5) ks. Andrzej Draguła, kapłan diecezji zielonogórskiej i wykładowca tamtejszego seminarium.

Parafia - wedle Kodeksu Kanonicznego - jest „z zasady” wspólnotą ludzi zamieszkujących dane terytorium. Ostatnio Kościół przystaje jednak na rozluźnienie przynależności terytorialnej wiernych. Motywacja wyboru parafii nie sprowadza się naturalnie do subiektywnych czy estetycznych upodobań. Chodzi raczej o „poszukiwanie takiej wspólnoty, liturgii i kościoła, które zaspokoją potrzeby duchowe, których to własna parafia z różnych względów nie zaspokaja”. Reakcja środowiska kapłańskiego na to zjawisko może być dwojaka. Albo „marketingowa” - polegająca na poszerzeniu i dopracowaniu propozycji pastoralnej tak, by stała się pełniejsza, a jednocześnie ciekawsza. Albo „zachowawcza” - ograniczająca się do przypominania parafianom o obowiązku przynależności terytorialnej.

Reakcje „marketingowe” oparte są o ideę ofensywnej ewangelizacji: parafia zabiegać ma o wiernych, rozbudowując i urozmaicając swą ofertę. Nie wystarcza ograniczanie się do niedzielnej Mszy, kancelarii i dyżurów w konfesjonale. Liczy się też poziom głoszonych kazań, śpiew, dbałość o estetykę. Życie liturgiczne winno być nadto wzbogacane propozycjami opiekuńczo-charytatywnymi czy kulturalnymi. Wszystko to składa się na ofertę, jaką parafia kieruje do potencjalnych wiernych. Z kolei reakcje zachowawcze wyrastają z administracyjno-egzekutywnego modelu parafii, wedle którego parafia opiera się na zobowiązaniach wiernych. Wprawdzie podejście takie osłabia „dynamizm pastoralny”, ale model administracyjny jest łatwiejszy do realizacji i wymaga mniejszej pracy. Więcej: winą za niewielką skuteczność duszpasterską i niemrawość parafialnego życia można obarczyć wiernych. Stąd pokusa, by go stosować, jest wielka.

Problem tymczasem nie sprowadza się do wysokości wpływów z tacy czy ewentualnego bezrobocia niektórych duchownych. Dotyczy kwestii zasadniczej: kościelnej mentalności. Pytanie brzmi: jak daleko można pójść z wprowadzaniem mechanizmów konkurencji na polu duszpasterskim? M.in. kard. Joseph Ratzinger, komentując panujący w niemieckich parafiach zwyczaj ogłaszania nazwisk duchownych odprawiających poszczególne msze czy głoszących homilie, zwracał uwagę, że „w efekcie słuchamy opinii ludzkich, a nie wspólnego słowa Bożego”. Grozi to też - zdaniem prefekta Kongregacji Nauki Wiary - podziałem Kościoła „na partie religijne, grupujące się wokół poszczególnych nauczycieli i głosicieli”. Tylko czy rzeczywiście różnorodność propozycji pastoralnych i pluralizm muszą prowadzić do separatyzmu i „niewłaściwego indywidualizmu”? Przecież współczesny model wiary to „wiara związana z wyborem, a nie odziedziczona po minionych pokoleniach”. I czy „na drodze wiary da się zapomnieć o prawie do wyboru”? Jest wreszcie argument praktyczny: „miejskie parafie, z dwoma czy trzema wikariuszami, którzy pół dnia spędzają w szkole oraz z niewystarczającym wciąż zaangażowaniem świeckich, nie są w stanie przygotować pełnej i różnorakiej oferty pastoralnej, która mogłaby zaspokoić wszystkie duchowe potrzeby wiernych”. Idea, że w każdej parafii powinny istnieć niemal wszystkie możliwe ruchy, grupy, wspólnoty, stowarzyszenia i duchowe tradycje, jest nie do utrzymania. Nie mówiąc już, że nie każdy ksiądz jest omnibusem - i sprawdza się tak w duszpasterstwie dzieci, jak chorych, jako wrażliwy spowiednik, a równocześnie dobry mówca na ambonie, świetny katecheta, ale też sprawny administrator czy budowlaniec. Stąd pomysły, by tworzyć „coś na kształt Kościoła miejskiego”, który realizowałby inicjatywy o wymiarze ponadparafialnym i ogólnomiejskim. Oferta takiej „superparafii” (jednej czy kilku - w zależności od wielkości aglomeracji) musiałaby być szeroka, by sprostać zróżnicowanym i wielorakim oczekiwaniom, a zespół księży stosunkowo liczny i reprezentujący różne specjalności.

Kłopot w tym, iż po PRL odziedziczyliśmy mentalność rejonizacji i przyzwyczajenie, że wciąż ktoś myśli i wybiera za nas. Paradoksalnie „mentalność ta lepiej korespondowała z administracyjno-egzekucyjną wizją parafii niż współczesny wolnorynkowy liberalizm (czy nie tutaj mają źródło swoiste tęsknoty za minioną epoką ujawniające się w niektórych kościelnych środowiskach?)”.

Panujący w dzisiejszym świecie pluralizm sprawi jednak z czasem, że strategia admi-nistracyjno-egzekucyjna ustąpi miejsca strategii ewangelizacyjno-ofensywnej. Nie mówiąc o tym, że to ta ostatnia jest bliższa Ewangelii.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2003