Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Watykańska dyplomacja w czasie wojny była tematem wywiadu, jaki kard. Pietro Parolin udzielił miesięcznikowi „Limes”, zajmującemu się polityką międzynarodową. Papieski sekretarz stanu mówił o nieudanych i obecnie już nierealnych zabiegach mediacyjnych, o prawie strony napadniętej do obrony i otrzymania pomocy, także militarnej, o zawieszonym, ale nie przerwanym dialogu z Moskwą. Odrzucił zdecydowanie zarzuty o prorosyjskość papieża, zapewniając o jego jednoznacznym wsparciu dla ofiar.
Wydaje się, że pół roku od rosyjskiej agresji Stolica Apostolska przemawia wreszcie jednym głosem. Co jednak nie jest w stanie zatrzeć jej wizerunkowej porażki, do jakiej doprowadziły pierwsze, niejednoznaczne wypowiedzi Franciszka (uzasadniane wiarą w mediacyjną rolę Watykanu), przedwczesne i źle przyjęte zabiegi o pojednanie rosyjsko-ukraińskie (Droga Krzyżowa w Koloseum), zrównywanie ofiar po obu stronach konfliktu (kard. Parolin mówi o papieskiej wobec nich, „równobliskości”). Nie jest też w stanie ukryć kryzysu watykańskiej dyplomacji.
CZYTAJ TAKŻE:
Jego przyczyną nie jest tylko Franciszek, choćby nieprzewidywalny i antyamerykański. W dużo większym stopniu jest nią wieloletnia polityka wschodnia Watykanu, której słabości wojna w Ukrainie obnażyła. Trudno z jednej strony mówić o wsparciu dla niepodległości i samostanowienia państw (choćby Ukrainy i Gruzji), a z drugiej wykazywać zrozumienie dla istnienia „stref wpływu” (do których odwołuje się Rosja); trudno jednocześnie zabiegać o pokój i krytykować sojusze, które ten pokój gwarantują. I jest nią – last but not least – sprzeczność najpoważniejsza, bo immanentna: trudno głosić Ewangelię – przesłanie miłości i pokoju – i przyznawać prawo do wojny, choćby obronnej. Bo trudno w realnym świecie realizować zasady „królestwa nie z tego świata”.